niedziela, 14 stycznia 2018

Podsumowanie 2017 / Diagnozy - prognozy



Po plebiscycie Co kto lubi 2017, w którym zgodziło się wziąć udział szacowne grono artystów i promotorów rodzimej muzyki, trudno było mi pokusić się o oryginalne spostrzeżenia końcowe. Zwłaszcza w wypowiedziach Darka Pietraszewskiego, Piotra Cichockiego i Justyny Banaszczyk znajduję wiele opinii pod którymi podpisałbym się osobiście. Zebrałem zatem garść refleksji, które wydają mi się najbardziej istotne dla minionych dwunastu miesięcy.

DIAGNOZY

1. Wiele ubiegłorocznych dyskusji jakie przewinęły się głównie w social mediach dotyczyło funkcjonowania; kondycji i istoty tego czy(m) jest tak zwany niezal; rozważań czy funkcjonuje coś takiego jak wspólna scena, gdzie przebiegają granice zależności i niezależności. Śmiem stwierdzić, że żadna z dyskusji, które obserwowałem, bądź w których wziąłem udział nie zaskoczyła jakimiś unikalnymi wnioskami (wynika to też z formatu facebookowych debat, które rzadko prowadzą do konstruktywnych podsumowań i pozostawiają uczestników na pozycjach wyjściowych). Ciężko bowiem dyskutować o zjawiskach dość umownych i rozumianych wielce indywidualnie. Osobiście wolałbym się spierać o muzykę, o postawy twórcze, ważność bądź nieważność zjawisk, niż o to czy coś jest niezal, czy nie. Chciałbym aby fakt, że debatujemy o rzeczach tak kulturowo nieistotnych (przy jednoczesnym urodzaju muzycznym) świadczył o tym, że czujemy się dopieszczeni jakością i wielowątkowością polskiej muzyki i że jej dzisiejsza dobra kondycja jest bezdyskusyjna. Ów samozadowolenie rodzi rzecz jasna pewne patologie (vide 2), jednak jestem zdania, że przy takiej objętości i różnorodność repertuaru nie wypaczają one wizerunku rodzimej „sceny“. 

2. Zbyt wiele status quo. Polska scena muzyki alternatywnej, awangardowej, tanecznej, czy eksperymentalnej ma się w mojej opinii dobrze. Nie ma co szukać dziury w całym. Jeśli chodzi o wartość artystyczną nie ma powodów do narzekań (problemem realnym jest wciąż niezadowalające zainteresowanie ze strony publiczności, przekładające się na rentowność przedsięwzięć). Jesteśmy zasypywani taką ilością ciekawych wydawnictw, że czasu brakuje na przyzwoite ich wszystkich przesłuchanie. Problemem staje się jednak oryginalność; to że wśród naprawdę wielu rzetelnych i udanych wydawnictw, zaledwie garstka próbuje przełamać status quo, poszukiwać, sięgać w nieznane. Doskonali jesteśmy już w ogrywaniu tego samego, a to rozleniwia słuchacza, przyzwyczaja do łatwych rozwiązań. Ze sztuki zaś robi rozrywkę. Zachowawczość to nie tylko przypadłość wielu polskich artystów i wydawców, ale również, a może i przede wszystkim piszących o muzyce, których rolą (jak mi się wydaje) jest być o pół kroku przed czytelnikami. To trudne w czasach powszechnego dostępu do muzyki. Warto jednak chociaż promować rzeczy nowe, odważne, próbujące naginać status quo. Wyłuskiwać z nich to co wartościowe i wspierać. Dlatego w 2018 życzyłbym wszystkim, przede wszystkim jednak sobie, więcej odwagi w poszukiwaniach i częstszego wychodzenia poza własną strefę komfortu, wrażliwości, przytomności umysłu, szaleństwa i spontaniczności, większego kredytu zaufania do rzeczy z pozoru dziwnych, bądź nieznanych, oraz równie mocno odwagi krytycznej. W przeciwnym wypadku prędzej czy później skiśniemy we własnym sosie... czego symptomy w 2017, roku naprawdę świeżych, unikalnych i odważnych produkcji są zauważalne (vide 3)

3. Prestiżowe plebiscyty w Polsce jednogłośnie wygrywa płyta Stefana Wesołowskiego. Pewnie zdążyliście się zorientować, że nie jest to moja ulubiona płyta 2017. Jednak podobnie jak w ubiegłym roku pokrótce odniosłem się do analogicznego tryumfu Lotto, tak w tym roku staram się zastanowić co ten fakt mówi o piszących w Polsce o muzyce. A mówi to; że jako słuchacze jesteśmy przywiązani do konwencji; że wolimy kompromisy i bezpieczeństwo niż ryzyko; że stawiamy na sprawdzone rozwiązania i kunktatorstwo; że mniej stać nas na spontaniczność i poszukiwanie nowego; że w obawie o utratę lajków (vide 4) boimy się zagrać vabank. Nie patrząc w przód cofamy się, czego najlepszym przykładem jest zachwyt nad „Rite of the end”. Jeśli jako piszący czujemy się odpowiedzialni za kreowanie mody na polską muzykę to nie zadowalajmy się kompromisami. Lepiej zbłądzić szukając, niż skisnąć słuchając topu wszech czasów.

4. Rzeczywistą patologię stanowi jednak dla mnie dyktatura klikalności, która coraz częściej dotyka opiniotwórcze media zajmujące się kulturą. Nie potrafię i nie chcę zrozumieć etyki, która zamiast rzeczowej opinii, schlebia klikalnym paszkwilom. Wyścig za lajkami to prosta droga do utraty tożsamości i zaufania czytelników. Klikalna gównoburza niewiele kulturotwórczego wnosi do dyskusji, nawet jeśli przynosi wymierne korzyści w postaci ilości wyświetleń. Pewnym tytułom to po prostu nie przystoi.

5. Jedne z najbardziej istotnych tegorocznych zjawisk, sięgających daleko poza kontekst muzyczny to kwestia buntu w sztuce (muzyce) i akcja #metoo. Zaskakująco, znalazły one swój wspólny mianownik w symbolicznej koincydencji zdarzeń, jaka miała miejsce w okresie letnich festiwali, (na którą to zbieżność faktów notabene chyba nikt z piszących nie zwrócił uwagi). Jak donosiły media; podczas występu grupy Hey na festiwalu Woodstock, wokalistka zespołu Katarzyna Nosowska zaśpiewała piosenkę z repertuaru Kultu „Arahja”. W trakcie występu, przy słowach „Mój kraj murem podzielony” artystka płakała ze wzruszenia. Dokładnie w tym samym czasie w oddalonych o niemal 500 km Katowicach Siksa wprawiała w zakłopotanie, jakże przecież wyrobioną publiczność OFF Festiwalu skandując m.in. „w imię Polski narodowcy gwałcą Polki”. Dwie artystki, dwa pokolenia. Artystka kultowa i artystka kontrowersyjna, jeszcze chwilę temu niemal anonimowa. Po jednej stronie kapitulacja, po drugiej gniew, determinacja, potrzeba „ewangelizacji” w formie bezpośredniego kontaktu. Gesty vs. czyny. Eskapizm vs. bunt. Mówienie o zmianie wart byłoby zbyt daleko idącą interpretacją. Ale ta sytuacja zdaje się wiele mówić o politycznej sytuacji w naszym kraju, w którym jedni załamują ręce, kiedy inni starają się coś zmieniać; co ważne zaczynając wokół siebie. Seria warsztatów dla kobiet prowadzonych przez Siksę dowodzi, o tym że wraz z widowiskowym scenicznym, (dla niektórych zbyt wulgarnym) wyszczekaniem idzie w parze praca u podstaw i świadomość misji realizowanej w obronie kobiet przed patologiami patriarchatu (a to tylko jeden z wielu aktualnych i wywołujących emocje tematów poruszanych przez Siksę) Działalność Siksy, przełamywanie przez nią schematów i stereotypów (zarówno kulturowych, jak i scenicznych) to również istotny przykład transgresywnego myślenia o muzyce jako ewolucji, potrzebującej wciąż świeżego spojrzenia i nowego głosu, który nadaje jej żywotności i istotności w czasie. Opłakiwane przez krytyków artystki, sprzedane punkowe ideały zostały przez Siksę zaadaptowane do naszych czasów. Stąd jej występy, przybierają formę performansu, quasi stand-upu, czy radykalnej parafrazy coachingowych mów motywacyjnych (istotne w tym przypadku wydaje się również świadome posługiwanie się ironią, co wczasach gdzie ironia wymknęła się spod kontroli wydaje się przytomnym posunięciem) stając się bardziej komunikatywne i poruszające niż niejeden truskulowy załogancki gig. Transgresywność i adekwatność w czasie objawia się również w funkcjonowaniu siksowego przekazu poza kontekstem wydawniczym. Nagrania Siksy na fizycznych nośnikach stanowią margines jej działalności, której clou jest sceniczny przekaz i konfrontacja z odbiorcą twarzą w twarz (to kwestia również wielce znacząca w kontekście współczesnej społecznej komunikacji, oraz recepcji kultury za pośrednictwem interfejsów). Siksa znalazła sposób aby być słyszalna i dostrzegalna. Może się on podobać, bądź nie, jednak trzeba sobie uświadomić, że jest skutecznym narzędziem do niesienia ważkich treści, których wartość trudno podważyć.

6. Siksa to tylko jeden (najbardziej bodaj krzykliwy) przykład muzyków, artystów, kuratorów, którzy traktują muzykę jako platformę szerszego społeczno-edukacyjnego działania (niektórzy z zainteresowani pewnie obruszą się tym określeniem). Istotą działania takich inicjatywy jak Brutaż, Intruder Alert, Oramics, czy łódzka Kosmopolitania jest propagowanie postaw równościowych, przeciwdziałanie wykluczeniom, organizowanie zbiórek, warsztatów, prelekcji. Co warto zaznaczyć, mamy tu do czynienia z działalnością pozbawioną zewnętrznego, instytucjonalnego wsparcia.

7. Jeśli już wspomniałem o buncie to rok 2017 pokazał dobitnie, że nowym buntem; buntem wyrażanym głosem młodych ludzi jest konserwatyzm. Z mojej perspektywy jedynym pozytywnym przejawem tej postawy jest polski jazz, na którym w 2017 unaoczniła się wyraźna zmiana warty i wartości. EABS, Kuba Więcek, cały zastęp absolwentów i studentów kopenhaskiego konserwatorium, zamiast smażenia fryt wziął na warsztat klasykę (EABS), bądź (i) kompozycję (Więcek). Ta siła ożywiła polski jazz witalnością, lekkością, komunikatywnością i w dużej mierze przebojowością. Na tym tle scena improv okazała się o wiele bardziej przewidywalna.

8. To był znakomity rok tekściarzy. Intrygujące polskie teksty Nagrobków, Sorji Morji, Piernikowskiego, Normal Echo, Kobiety z wydm, WCIAS, czy 19 Wiosen, urzekły nie tylko mnie (klik). To co połączyło piosenki wykonawców w jedną narrację, to dojmujący smutek, poczucie rozczarowania, zmęczenia rzeczywistością. Tendencje głęboko pesymistyczne, rozciągały się również na muzykę instrumentalną. Jak podzielił się ze mną jeden z muzyków „robienie czegoś w takich warunkach jest utrudnione, wyobraźnię ograniczają czynniki zewnętrzne”.

9. Zamknięcie BDTA. Wieść o końcu BDTA wywołała spore poruszenie wśród obserwatorów sceny niezależnej. Jeżeli jednak w zamian otrzymujemy tak dobre nagrania jak „Atlas” Mazutu, czy słuchowisko „Tymczasem” to uważam, że dobrze się stało. Tym bardziej, że na przestrzeni ostatniego roku zauważalne było, że label zaniedbywany jest przez gospodarza kosztem jego własnych ambicji muzycznych i nie działa tak prężnie jak miało to miejsce 2-3 lata temu. W ostatnim czasie rozpęd BDTA nadawała już właściwie jedynie współpraca wydawnicza z Mik Musik; Nagrobki, oraz Radosław Kurzeja.

10. Pożegnaliśmy BDTA, ale natura nie lubi próżni, w związku z czym pojawiły się bądź rozwinęły tak interesujące inicjatywy jak Intruder Alert, Antena Non Grata, Uznam, czy Mondoj. Mocny i równy repertuar prezentują Latarnia, Pawlacz Perski i Fundacja Kaisera Soze. W ten obieg solidności i rozpoznawalności weszły Pionierska Rec i Plaża Zachodnia. Jasień zaś odnotował udany winylowy powrót. Pomimo nikłego prestiżu i sprzedaży, oraz związanych z tym frustracji, do działania nie zniechęcają się Wojtek (Mik.Musik.!.), Łukasz (Requiem), czy Michał i Maciek (Zoharum), co jest nie mniej istotne od pojawiania się nowych wydawnictw. Na potentata i wizytówkę eksportową polskiej muzyki alternatywnej wyrósł Instant Classic (co oprócz splendorów narzuca dużą odpowiedzialność repertuarową, przy tak mocno zaznaczonym kierunku wydawniczym jaki wytyczył sobie IC nietrudno bowiem o powtarzalność i rutynę). Pointless Geometry, Audile Snow, czy Magia, funkcjonują na marginesach niszowości, jednak to właśnie w ich katalogach, upatrywałbym nowych estetycznych doznań. Z zaciekawieniem wypatruję tekstowych objawień z Thin Man, awangardowych odkryć z Bolt i nowych tanecznych trendów z Transatlantyku i Brutażu, Po Naszych Nagraniach spodziewam się niespodziewanego. Ciekawą propozycją są netlabele (enjoy life, WYPAS Muzyczna Grupa) działające na przecięciu post-ironii, muzycznej memiczności i internetowych heheszek. Pod bekowym kamuflażem skrywają bowiem wielce przytomną kulturową refleksję. Chciałbym w 2018 bliżej przyjrzeć się ich działalności.

11. Warta uwagi jest tendencja do zakładania labeli przez piszących o muzyce i zajmujących się ich propagowaniem. Wielce zróżnicowanym i obszernym katalogiem mogą pochwalić się Trzy Szóstki prowadzone przez Krzysztofa Kwiatkowskiego. Swoją niszę stara się zagospodarować również Szara Reneta nieocenionego Maćka Wirmańskiego. Trzymam kciuki za powodzenie tych inicjatyw i jestem ciekawy jakie przełożenie będzie mieć intuicja krytyczna autorów na wydawniczą selekcję.

12. Powoli przestaje robić wrażenie fakt, że Polacy śmiało i w dużych ilościach wydają w dobrych wytwórniach za granicą. W zasadzie nie powinno to nikogo dziwić, już dawno powinniśmy się wyleczyć w tej materii z kompleksów. Nie można mówić co prawda o boomie na polską muzykę spowodowanym fascynacją lokalnością sceny. Są natomiast artyści dla których niczym nadzwyczajnym jest wydawanie poza polską i odbywa się to na tych samych zasadach na jakich wydawane są nagrania innych artystów z całego świata. Jedynym kryterium zdaje się być przede wszystkim jakość. Natomiast wydawanie przez polskie labele twórców zagranicznych, to wciąż jeszcze rzadkość (może poza jazzem, ale to zupełnie inna kategoria ze względu na to, że w większości są to koncertowe nagrania). Uznanie należy się Pawłowi Paide Dunajko, który w swojej post-footworkowej, kasetowej oficynie Outlines ugościł (i również w przyszłym roku będzie gościł) artystów dużego (przynajmniej jeśli chodzi o elektronikę) formatu. Również pokrewny gatunkowo label Polish Juke może poszczycić się zacnymi importowymi rilisami w 2017

13. Osobne słowa uznania należą się Piotrowi Cichockiemu i jego Stowarzyszeniu 1000Hz, którego działalność była dla mnie najbardziej inspirującym wydarzeniem w 2017. Fenomen wydawania muzyki afrykańskiej w Polsce (osobiście odnalezionej i własnoręcznie zarejestrowanej; wspieranie tamtejszych artystów i próba zainteresowania nimi świata), o którym pisałem w maju na łamach Polityki, to historia do której na przestrzeni 2017 często wracałem, za sprawą zarówno muzyki Tonga Boys i Kukaya, jak i fascynujących relacji Piotrka. Z zaciekawieniem oczekuję kolejnych wieści z Malawi i innych inspirujących miejsc. Piotr dzięki za współpracę! Kapitalna robota i godne podziwu podejście!

PROGNOZY

2018 (wróżę ze starych taśm magnetofonowych) przyniesie:

1. Czas na nowe muzyczne doznania, jeśli 2018 rok ich nie dostarczy to zaczniemy się kisić we własnym sosie.

2. Zacznie następować zmiana pokoleniowa w muzyce alternatywnej, przyjdą młodzi, ze świeżym spojrzeniem, spoza starych koterii i będą robić nowe rzeczy. Ta wymiana widoczna jest już w jazzie i dobrze rokuje temu gatunkowi.

3. Radykalizacja gatunków i postaw artystycznych, oraz poszukiwanie nowego oryginalnego języka zwłaszcza w elektronice. Powstawanie wyrazistych hybryd wymykających się szufladkowaniu. Posłuchajcie nadchodzących premier z Pointless Geometry (Fischerle, Duy Gebord, Drvg Cvltvre), nagrań kolektywu Intruder Alert, abstrakcyjnych rilisów z Magii, czy Audile Snow, jak również muzyki Macieja Maciagowskiego; które nierzadko pozostają trudne przy pierwszym kontakcie, czasem chaotyczne, jednak bezkompromisowo wymykają się jakimkolwiek próbom uformowania w konkretnym gatunku. Poszukują własnego, nowego języka, może jeszcze nie do końca płynnego, nie w pełni komunikatywnego, ale z pewnością wartościowego.

4. Schyłek wytwórni muzycznych. Odnoszę wrażenie, że alternatywni artyści powoli będą uniezależniać się od labeli, coraz częściej decydując się na samowydania.

5. Mazut zacznie nagrywać dobre płyty. A hitem sprzedażowym staną się koszulki z napisem „Nie płakałem po BDTA” ;)

LISTA 2017

Po mimo częstego sięgania do sprawdzonych patentów, czy estetyk, restaurowania ich bądź dekonstruowania, zdarzyły się wydawnictwa, które z mniejszą lub większą skutecznością starały się przesunąć granice, wyznaczyć je na nowo, bądź funkcjonować zupełnie poza nimi. Postanowiłem je wyróżnić, bo to właśnie te płyty, zapewniały mi coś ponad radość słuchania (tych już nie wymieniam, ale są to niemal wszystkie, które w tym roku recenzowałem na blogu); dreszcz ekscytacji z tego, że dziej się coś nowego / innego. Oto one:

  • Jakub Lemiszewski „2017 [Nielegal]” - (Magia) - recenzja - słuchaj - Płyta roku 2017. To ten rodzaj bezkompromisowości, fantazji i twórczego szaleństwa, radykalności, które zawsze będzie u mnie bardziej doceniane niż najlepsza produkcja i najbardziej wyrafinowana wirtuozeria.

KĄCIK MUZYCZNY



5 komentarzy:

  1. Zaraz, to Mazut nagrywał złe płyty?

    OdpowiedzUsuń
  2. Odnośnie rankingów - masz na myśli te powstające na podstawie głosów wielu krytyków, jak GW czy beehype? Takie rankingi z natury muszą być zachowawcze, bo są kompromisem - w przypadku 20/40 krytyków niezwykle głębokim! Średnia zazwyczaj jest.. średnia. I o to w niej chodzi, by wyciągnąć wspólny mianownik, a nie maksymalne odchylenie.

    Wziąwszy to pod uwagę, Wesołowski na pierwszym miejscu i mnóstwo całkiem odważnych rzeczy na dalszych to i tak fenomen, którego nie znajdziesz nawet w "alternatywnych" podsumowaniach zachodnich serwisów. Wydaje mi się, że jak na rankingi robione społem i tak mamy zestawienia bardzo postępowe.


    Co więcej - mam poczucie, że nawet za bardzo. Można odnieść wrażenie, że w Polsce nie pisze się dobrych piosenek - albo ich nie docenia. Czy może jedno i drugie? :-)

    Słucham podsumowań Turcji, Brazylii czy Japonii i zazdroszczę im, że ciekawe łączą z pięknym. U nas dominuje to pierwsze, a i jak zauważyłeś - też trochę zużyte. Przenikanie skrajności do centrum bywa w muzyce najciekawsze, od Beatlesów po Newsom.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak jest z plebiscytem GW, ale w Beehype pozostawiasz uczestnikom absolutną wolność wyborów i to jest bardzo fair, że głosujący mogą naprawdę obstawiać to co lubią, a nie co od biedy posłucha też wujo z ciocią. To jest cena postępowości. Przenikanie skrajności do centrum owszem jest pasjonujące jednak ważne jest dla mnie to aby docenić te skrajności wcześniej niż zostaną zdyskontowane popowym sukcesem. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamy aż dwa etapy głosowania na bihajpie - już przy pierwszym odpada skrajna połowa kandydatur wysuwanych przez pojedynczych strzelców. W drugim etapie na czołówkę zestawienia mają szansę płyty wskazane przez co najmniej połowę osób - z tak różnych mediów jak Twoja strona oraz "GW".

    To musi być środek - o ile środkiem można nazwać Wesołowskiego, Nagrobki i BNNT! (Dodam, że sam nie głosowałem na żadną z tych płyt :-)

    Docenianie skrajnych artystów zawsze było domeną "skrajnych" krytyków, a nie zbiorczych podsumowań. Wydaje mi się, że w tym kontekście mógłbyś raczej spojrzeć na to, czym zajmują się owi niszowi - pojedynczy - krytycy. Czy i oni słuchają bezpiecznie. Ewentualnie serwisy/grona, w których spotykają się pokrewne dusze i jeszcze w małym gronie wymieniają linkami (stąd bierze się tak wiele polskich płyt na The Quietus, co w kontekście serwisu międzynarodowego jest zabawną wręcz skrajnością).

    Część wspólna 20/40 gustów musi być częścią wspólną. Nie wiem, jak dalekie wnioski można wyciągać na tej podstawie. Może takie, że piosenek się chwilowo wstydzimy - albo ich nie ma. A na fali jest muzyka instrumentalna, szczególnie ponure repetycje, oraz czasowo-stylistyczne wyskoki w rodzaju Młynarski-Masecki albo Struga.

    Trochę jak w kinie - musi być ciężko i z przesłaniem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo interesująco będzie przeanalizować to z perspektywy kilkuletniej. Dlatego trzymam kciuki za rozwój twojego projektu.

    OdpowiedzUsuń