Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 11. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 11. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 marca 2015

Prosimy nie regulować odbiornika, czyli rzecz o parasłuchowiskach

Słuchowisko to przedziwny radiowy twór, który istnieć może tylko pomiędzy tekstem a dźwiękiem. Kiedy już wydawało się, że odchodzi do lamusa, młodzi muzycy ze sceny alternatywnej tchnęli weń nowe życie. Od kilkunastu miesięcy nie przestają więc zadziwiać swoimi pomysłami na to jak ze słów i odgłosów wykrzesać płomień, który rozpali wyobraźnię słuchacza.

„Trudno wartościować co w takiej pracy jest najważniejsze – stwierdza Filip Kalinowski z zespołu Kirk – treść, scenariusz, udźwiękowienie, inscenizacja czy wokale – wszystkie te elementy są równie ważne, jednak najbardziej istotne jest to, co dzieje się pomiędzy nimi - interakcja, która buduje nastrój, pozwala wejść w świat opowieści” 

Głuchą nocną ciszę rozbija trzask ognia. Strzelają gałęzie w ognisku. Otaczające poświatę złowróżbne milczenie puchnie, domagając się uwagi. Za chwilę żeliwny kocioł wypełni zarżnięte truchło dziewczyny. Jej złote paznokcie powoli opadną na dno, a mięso skończy w żołądkach sióstr. Jeszcze trzeba tylko zaostrzyć noże. Ten opis nie pochodzi ze stronic pitawala, a jest fragmentem fabuły jednej z tatarskich opowieści, którą ze swadą snują Musa Czachorowski – słowem i Mateusz Wysocki – dźwiękiem. Ich barwna adaptacja na nowo obudziła zainteresowanie formą słuchowiska, choć powstała daleko poza falami eteru.

Słuchowiska, określane również malowniczym terminem „teatr wyobraźni” użytym przez Witolda Hulewicza – twórcy pierwszego dramatu dedykowanego Teatrowi Polskiego Radia - do niedawna były domeną medium radiowego. Od pewnego czasu na formę słuchowiska zwrócili uwagę twórcy kojarzeni dotąd ze sceną polskiej muzyki niezależnej, którzy z zaskakująco dobrym efektem sprawdzają się w jej realizacji. W przeważającej mierze poza radiowymi studiami i bez szerokich zastępów fachowców.

Według klasycznego rozumienia słuchowisko to: „wyjątkowy rodzaj audycji artystycznej, dzieło sztuki radiowej, oparte na dźwiękowej realizacji tekstu słownego. Autor scenariusza  słuchowiskowego, czyli tekstu i reżyser, a więc autor kształtu audialnego dzieła, są współtwórcami
tego odrębnego gatunku sztuki, który nie mógłby istnieć tylko w postaci tekstowej, bądź tylko w postaci dźwiękowej.” (J. Bachura, A. Pawlik „Słuchowisko i jego anatomia”). Jak to  jednak w środowiskach alternatywnych bywa, wszelkie normy i reguły bywają traktowane dość swobodnie, dlatego trafniejszym terminem definiującym opisywane zjawisko będzie „parasłuchowisko”. Aby nie rozwodzić się nad akademickimi niuansami podziału fono- i logocentrycznego, na potrzeby tego tekstu posłużę się prostą dychotomią na inscenizacje zdominowane przez słowo „mówione” i fabularyzowane głównie muzyką.

Z KRESÓW DO WIELKIEJ PŁYTY


Do realizacji wyznających prymat słowa, nad jego dźwiękową ilustracją, bądź też zachowujących równe proporcje między nimi zaliczyłbym zarówno adaptacje tekstów źródłowych, jak i te stworzone specjalnie z myślą o formie słuchowiska.

Do tej grupy z pewnością należą produkcje, wyrastającego na głównego animatora i realizatora „nietradycyjnych słuchowisk” na naszym krajowym podwórku – Mateusza Wysockiego (Fischerle), który stwierdza „Słuchowiska przyzwyczaiły nas do ustalonych funkcji poszczególnych płaszczyzn – głos jest na pierwszym planie, natomiast dźwięk zostaje mu podporządkowany, jest oddalony od niego jak równoległe proste w geometrii Euklidesa. Komunikat powinien być czytelny, a narracja niezakłócona. Taka supremacja głosu siłą rzeczy narzuca ilustracyjność oprawy muzycznej.” Trzymając się tej koncepcji Fischerle zrealizował już dwie adaptacje, oparte na bazie  podań tatarskich („Mniej niż 40 opowieści”, 2013 BDTA) i karaimskich („Cudowny koń księcia Witolda” 2014 MonotypeRec.). Wysocki sięga do repozytorium kultury mniejszości etnicznych w Polsce, aby w niezwykle malowniczy sposób zobrazować ich społeczności przez pryzmat obyczajowości, historii i przede wszystkim języka. W obu słuchowiskach narratorami snującymi krwawe i mroczne legendy, pełne zdrad, intryg i zemsty są przedstawiciele owych mniejszości – Tatar Musa Czachorowski i Karaim Marek Robaczewski.

W przypadku nagrań Fischerlego, warto zwrócić szczególną uwagę na techniczną realizację słuchowisk, które po skromnej, choć sugestywnej adaptacji bajek tatarskich, zyskały w przypadku opowieści karaimskich wyszukany i jak się okazało dość pracochłonny koncept. „W przypadku „Cudownego konia”, największy kłopot tkwił już w samych założeniach – ustaleniu par instrumentalistów, którzy bez wiedzy o tym, co nagrała druga osoba, mając przed sobą tylko tekst, musieli się odnieść nie tylko do niego, ale przede wszystkim do potencjału zawartego w drugim instrumencie. Kolejnym wyzwaniem, już po zebraniu całego materiału dźwiękowego (kilkanaście instrumentów o odmiennej charakterystyce brzmienia), było uspójnienie go i znalezienie wspólnego mianownika. W tym wypadku skorzystałem z dubowej obróbki dźwięku i field recordingów.”

Zdecydowanie skromniejszym słuchowiskiem jest „Droga do Tarszisz” (2014, Latarnia) duetu Krysia Zalewska (tekst) – Filip Kalinowski (udźwiękowienie). Narracja „Drogi” oparta jest na biblijnej historii połkniętego przez rybę Jonasza, która to zabiegami fabularnymi została przeniesiona w realia fantastyki. Ów wydana na kasecie magnetofonowej dźwiękowa jednoaktówka została zrealizowany w minimalistycznej konwencji, której kulisy zdradza Kalinowski: „Kiedy po raz pierwszy słuchałem nagrania lektora acapella – mimo faktu, że znałem treść bajki – wsiąkłem w opowieść bez reszty. Nie chciałem przerywać jego historii dłuższymi partiami muzycznymi. Słowo i narrację starałem się więc często interpretować niedosłownie. Unikać tautologii i budować bardziej nastrój niż napięcie fabularne”. „Chcieliśmy, żeby muzyka budowała historię, a nie ją rozbijała, czy zagłuszała.” - dopowiada Zalewska. Warstwę muzyczną ilustrującą akcję słuchowiska tworzą jedynie małe akustyczne ingerencje: szumy, trzaski przeskakującej płyty, pojedyncze dźwięki majaczące w tle, skrawki melodii, tajemnicze drony, dopełnione upiornym lejtmotywem śpiewanym przez Zalewską. Na pierwszym planie pozostaje narrator (Maciej Nawrocki) prowadzący swym hipnotycznym tembrem głosu opowieść.

Minimalistyczna forma i wiodąca rola narratora jest również wizytówką „Szczupaka” (2014, BDTA) parasłuchowiska zrealizowanego przez Bartka Kujawskiego (8 rolek). Surrealistyczna fabuła, wiążąca ze sobą wątki działających na wyobraźnie legend miejskich i apokaliptycznych przypowieści, zmontowana z dynamiką charakterystyczną dla opowieści komiksowej, została zainspirowana szalonym snem łodzianina: „Najpierw pojawiło się to co jest w finale. Praktycznie dokładnie to co w nim jest, przyśniło mi się kilka lat temu. Sen był dosyć dziwny i apokaliptyczny, a ja obudziłem się nie zlany potem, ale całkiem wesoły. Niektóre fragmenty są wzięte z życia, ale oczywiście mocno przerobione na dziwne, magiczne, kolorowe.” Poza wysiłkiem związanym z zapamiętaniem snu, sama rejestracja okazała się być wymagająca i czasochłonna. „Po napisaniu tekstu nagrywałem kilka miesięcy treść. To zajęło mi najwięcej czasu i było dla mnie najtrudniejsze. Wszystko robiłem sam, a okazało się, że bycie lektorem to strasznie trudna robota. Istna katorga. Później dodałem trochę efektów, muzyki, hałasów. To już była lekka i przyjemna praca.” - wspomina Kujawski.

Ascetyczna ilustracja dźwiękowa, złożona z zaledwie kilku dronujących tonów syntezatora i miejskich field recordingów stanowi z kolei tło „Zsypu” (Art Bazaar) Wojciecha Bąkowskiego -  parasłuchowiska nagranego w 2010. Motywem przewodnim jest monolog narratora, (w tą rolę wcielił się sam autor), będący groteskowym zapisem obserwacji sąsiedzkich codzienności czynionych z perspektywy mieszkańca bloku,  nasłuchującego zza ściany ze szklanką przyklejoną do ucha, oraz podglądającego przez lornetką zza zasłony. W„Zsypie” realizm skupiony na detalach  przybiera surrealistycznych odcieni, wyobcowanych ascetyczną ingerencją akustyczną.

Jeśli już znaleźliśmy się w osiedlowym bloku, to w kontekście słuchowisk nie możemy nie wspomnieć o Mironie Białoszewskim, który z „uroków” mieszkania w „wielkiej płycie” uczynił jeden ze swych wiodących tematów, czego przykładem, jest jego dziennik „Chamowo” (1975-76). To właśnie ten utwór stał się dla Marcina Staniszewskiego inspiracją do stworzenia słuchowiska. Jego adaptacja, znalazła się pośród oryginalnych nagrań pisarza i ich współczesnych interpretacji dźwiękowych w znakomitej kolekcji „Białoszewski do słuchu” (2014, Bołt Records). Z pomocą zaawansowanych technik montażowych i studyjnych Staniszewski zilustrował „Chamowo” nadając mu futurystyczny kontekst, gdzie w otchłani industrialnego szumu, w echach wielokanałowego dźwięku, w szaleństwie stechnicyzowanej repetycji pomiędzy odgłosami bulgotania, jazgotania, czy szemrania, głos Białoszewskiego wybrzmiewa chłodno niczym głos androida.

W formę słuchowiska, zmyślnie wpisuje się również, pochodząca z tego samego boxu inscenizacja Patryka Zakrockiego do „Osmędeuszy” Białoszewskiego. Tym razem muzyk – improwizator, z akompaniamentem orkiestry domowych „instrumentów” wdzięcznie podkreślił surrealizm i groteskę oryginalnego tekstu, jednocześnie uwypuklając piętrzące się frazy słowotwórczego obłędu autora.

Jeśli zaś chodzi o obłęd to niekwestionowanie stanowi on motorem napędowym „Dziwa” (2013, BDTA) duetu 11 (Marcin Pryt – Paweł Cieślak). To apokaliptyczne słuchowisko o rozmach teatralnego spektaklu, jednocześnie fascynuje i przeraża. To słuchowisko totalne oparte na apoteozie naturalizmu i brutalizmu. Nad „Dziwem” unosi się intensywny odór ekskrementów i bezwonny sarin, a oddziaływanie tego parasłuchowiska należy mierzyć skalą twórczego szaleństwa jego autorów. 11 tworzy paranoiczny spektakl, którego tłem jest postapokaliptyczny krajobraz świata pogrążonego w totalitarnej okupacji.

KOLAŻE I MIRAŻE


Według teorii słuchowisk, muzyka zawsze stanowi element ilustracyjny wobec elementu lingwistycznego. Na potrzeby tego artykułu zdecydowałem się jednak, po stronie słuchowisk fonocentrycznych umieścić tytuły, w których artykulacja słowna została użyta w formie szczątkowej, często jako sampel wyrwany z jednego kontekstu i umieszczony w drugim. Za odczytywaniem ich w formule parasłuchowiska przemawia silna fabularyzacja muzycznej narracji, oraz wyraźnie zaznaczony kontekst, pozwalający na budowanie wokół tematu nagrania dźwiękowej inscenizacji. Utwierdzają mnie w tym podziale słowa Jakuba Pokorskiego (Krojca) specjalisty od tego rodzaju dźwiękowisk: „Kiedy chcesz opowiedzieć jakąś historię bez użycia słów, musisz sięgnąć po inne środki wyrazu, najlepiej takie, które uderzą w emocje i wyobraźnię słuchacza. Z jednej strony nie jest to zadanie łatwe, bo przecież opowiadasz konkretną historię. Z drugiej jednak strony nie opowiadasz szczegółów, ponieważ nie są one w tym przypadku istotne. Ważne jest generalne odczucie, klimat i skojarzenia słuchacza związane z tematem”.

Takie potraktowanie formy słuchowiskowej legitymizuje również eksperymentalna twórczość Eugeniusza Rudnika. Najeżone efektami i odgłosami kompozycje, posklejane ze skrawków taśmy magnetycznej przybierają wygląd awangardowego kolażu, łączącego rozmach teatralnego imaginarium z konkretem dokumentu

Z równie eklektycznym rozmachem, choć ulokowanym w ramach muzyki klubowej, działa wspomniany Krojc, który jawnie inspiruje się w swoich realizacjach twórczością Rudnika, a co za tym idzie poetyką kolażu. „Jeśli płyta jest tematyczna i każdy z utworów opowiada jakąś inną od poprzedniego historię, musi być z natury inny. W tym celu trzeba więc sięgnąć po inne brzmienia, sample; bo dają one różnicę, różnorodność. Gdyby nagrać wszystkie utwory na jednym zestawie brzmień i podobnych samplach to trzeba by je zróżnicować …. tekstem. A tego z założenia nie robię.” - mówi Pokorski.

Inspirowany Lemem „Prix”(2012, Oficyna Biedota), poświęcony pamięci Themersonów „Fotogram” (2014, Requiem), nawiązujący do dzieciństwa „Kid 78”, (2010, InnerGun Rec.), czy nagrany wespół z Mateuszem Wysockim, w oparciu o archiwalne taśmy do nauki języka angielskiego”John, Betty & Stella” (MonotypeRec.) pozostają mocno osadzone w koncepcie, z którego czerpie cała oś dramaturgiczna. „Staram się nadać muzyce jakiś sens, znaczenie, dodać jej wartość w postaci prostej fabuły lub opowieści. Nigdy nie byłem przesadnym fanem płyt „konceptualnych”, ale upodobanie do fabularyzacji wyniosłem z czasów nagrywania z Lao Che takich płyt jak Powstanie Warszawskie czy Gospel.” Realizacje Pokorskiego, to muzyczne metafory, zdarzenia dźwiękowe i anegdoty, które zawsze opowiadają jakąś historię i często wywołują komiczny efekt. Sam autor szczególnie chętnie kreuje nostalgiczne opowieści ze świata dziecięcej niewinności.

Koncepcja sięgania do poetyki bajek dla dzieci i realizacji jej w formie parasłuchowiskowej jest dość często spotykana tendencją. Wystarczy wymienić choćby „Lo-Fi Stories” (2004, Gusstaff Records) Jacaszka, czy nagrania Małych Instrumentów. Zresztą aktywność projektu kierowanego przez Pawła Romańczuka, nierzadko realizuje swoje muzyczne koncepty w formie parasłuchowisk muzycznych, inscenizowanych kolażem, zbitką wyciętych próbek ułożonych w fabularny ciąg. A trzeba wspomnieć, że Małe Instrumenty mają też na koncie udźwiękowienie do klasycznej, z punktu widzenia teorii słuchowisk, bajki „Sekretne życie Krasnali w Wielkich Kapeluszach” (2009) autorstwa Wojciecha Widłaka, z Janem Peszkiem w roli narratora.


RADOŚĆ SŁYSZENIA

Forma parasłuchowisk zyskuje sobie na rodzimej scenie alternatywnej coraz większą popularność, wzbogacając wyobraźnię autorów, na co wskazują wypowiedzi moich rozmówców: „Dało mi to dużo radości i poszerzyło zakres widzenia/słyszenia. Dlatego też kończymy już powoli naszą drugą bajkę „Chłopców Davidsona” którzy wyjdą na CD nakładem Latarni.” - zapowiada Kalinowski.

W wymienionych słuchowiskach imponuje szeroki zakres tematyczny jak i różnorodność realizacji przy których, podział na formy logo- i fonocentryczne pozostaje drugożędny. Kreatywność reżyserów zdaje się nie mieć granic. Tylko bowiem za sprawą ich wyobraźni biblijna przypowieść, czy blokowy dziennik, mogą zostać przeniesione w kosmiczną przestrzeń, zaś zwykłe codzienności przybrać apokaliptyczny finał. Tutaj podania i legendy z kresów zostają zilustrowane w zgodzie z aktualnymi trendami w muzyce elektronicznej, zaś podróże w krainę dzieciństwa zyskują formę kolaży. Tu dźwięki zastępują słowa snując pasjonujące fabuły, a cisza staje się bardziej sugestywna niż muzyczna ilustracja. Po mimo formalnej dowolności i różnorodności artystycznej, wymienione tytuły mają ważna cechę wspólną, najistotniejszą z perspektywy ich odbioru, mianowicie historie które przytaczają są ze wszech miar wciągające i pobudzają wyobraźnie odbiorcy.

tekst + ilustracje: Bartosz Nowicki, 
wstęp: Dominika Węcłąwek
tekst ukazał się w drugim numerze Kwartalnika Muzycznego M|I 

czwartek, 2 stycznia 2014

Wolność i wyobraźnia nie znają granic, czyli kim jest Operator / 11 - "Dziwo"

"Usłyszeć zachód
... czy to się komuś udało?"
- a czy komukolwiek uda się wiarygodnie oddać słowami to "Dziwo"?


Pozbierać myśli po lekturze "Dziwa" i usystematyzować je w jeden jasny przekaz może okazać się zadaniem nie wykonalnym dla każdego kto intensywnie z nim obcował. Delirium myślowe, stan emocjonalnego rozdygotania, oraz katartyczna siła ulatnia się z tej dźwiękowej lektury jak wirus, albo "sarin", który atakuje, infekuje, obezwładnia i poraża bezsilnością wobec próby opisania. Paraliżuje przy próbie ubrania w słowa twórczej wolności i wyobraźni  które emanują ze spektaklu Pawła Cieślaka i Marcina Pryta. 

Celowo używam tutaj słowa lektura, bowiem materiał nagrany pod nazwą 11 ma w sobie więcej ze słuchowiska, niż z muzyki. Sami autorzy zresztą przedstawiają swe "Dziwo" jako teatr undekafoniczny. I faktycznie znajdziemy w nim więcej elementów, amuzycznych, bądź też antymuzycznych, nieharmonijnych, kakofonicznych, atonalnych, czy dysonansowych niż elementów melodycznych, harmonijnych, czy linearnych. Aby stworzyć to "upiorne słuchowisko" duet Pryt i Cieślak musieli z futurystyczną (a'la Russolo) dezynwolturą porzucić większość konwencjonalnych środków muzycznego wyrazu, zaś żeby w pełni oddać przenikliwość słów poezji Pryta musieli w trakcie tworzenia otrzeć się o szaleństwo i podporządkować się tego szaleństwa logice.

Duet Cieślak - Pryt tworzą paranoiczny spektakl, którego tłem wydaje się postapokaliptyczny krajobraz świata pogrążonego w totalitarnej okupacji, a którego twarzą jest "Operator" - poetycka figura wprowadzona do tekstów "Dziwa" - sprawujący kontrolę i reprezentujący opresyjny system, który kontestują anonimowi bohaterowie opowieści. W fabularnej części "Dziwa" wyeksponowany jest zapis losu takiego anonimowego bohatera ukazanego jako uchodźca, uciekinier, tułacz, czy buntownik. Nie ma tu miejsca na heroizm i bohaterstwo, jest za to zmaganie się ze rzadko podejmowanymi realiami uchodźcy / partyzanta jak strach, głód, smród, zezwierzęcenie, poczucie upodlenia i bezsensu podejmowania walki.

Słuchając słuchowiska 11 warto szczególną uwagę zwrócić na emocjonujący dwugłos jakim przemawiają twórcy; Pryt słowem i głosem, Cieślak muzyką. Przeszywająca moc słowa jest idealnie dopełniona przeszywającą mocą muzyki i dźwięków. Relacja między głosem a dźwiękiem jest dynamiczna, przenika się, dopełnia, eksponuje wzajemnie, jakby autorzy posługiwali się tą sama intuicją aby zbudować wiarygodną, wizję szaleństwa.
(Kolejna część wpisu jest w pewnym sensie spoilerem i może pominąć ją ten, kto jeszcze nie słyszał "Dziwa", dalsze czytanie może pozbawić go emocji, lub narzucić interpretację)

Miarowa, ciężka i głęboka stopa odmierza niespokojnie takt. Przesterowany syntezator wyje, przecinany zgiełkiem dźwiękowych śmieci, zakłóceń, zniekształceń. Powracające frazy fortepianu domykają duszny klimat introdukcji, w którym Pryt "zaprasza nas do swojego królestwa", choć zaraz podkreśla, że "na to całe dziwo (...) opis... dźwięki... kwik... (...) to za mało" by przedstawić "to piekło"
Następnie skarłowaciała melodia dochodząca być może z dziecięcych organków, zanurzona w sentymentalnych akordach akustycznej gitary staje się ilustracją jak z "Domku na prerii" To tło dla gorzkiego monologu Pryta o obezwładniającej spirali strachu inspirowanej przez medialne doniesienia "Owijają mi głowę paskami z informacjami o zabitych i jeszcze z większymi śmiertelnymi ofiarami (...)" Finalnie, wraz z pojawieniem się industrialnych werbli kompozycja "Sarin sarin"  przeobraża się w groteskową karykaturę kołysanki.
Lecz kraina dźwiękowego absurdu dopiero otwiera swoje wrota. Kakofoniczna piskliwa pętla i chiptune'owa nakładka wokalna rodem z filmów Walta Disneya, kontrastuje z przesterowanym syntetycznym basem i agresywną strukturą szumów stanowiąc tło dla dramatycznej fabuły, w której po raz pierwszy pojawia się postać "Operatora". Ów fabularna narracja kontynuowana, jest bodaj w najbardziej wstrząsającym utworze "Przez błota". Treść utworu przypomina powstały jako adaptacja książki Cormaca McCarthy'ego film "Droga" w reżyserii Johna Hillcoat'a, w którym historia uchodźców (ojca i syna) w postapokaliptycznej scenerii jest punktem wyjścia do ukazania degeneracji jednostki ludzkiej zdeterminowanej walką o przetrwanie. Cieślak i Pryt w niezwykle sugestywny sposób oddają naturalizm sytuacji uzyskując go (adekwatnie do tekstu Pryta) poprzez dźwiękowe odpady. Współdziałanie elementów muzycznych ("pijany" klarnet), wokalnych (ponury głos narratora) oraz amuzycznych, (sapanie, bulgotanie, jęczenie, bełkot, szuranie, szamotanie) sprawiają, że atmosfera spektaklu staje się coraz bardziej klaustrofobiczna, niepokojąca i duszna. Paranoja i klimat zdezorientowania podkreślone zostają niezwykłym fragmentem, w którym Pryt wcielając się w bohatera stara się uciszyć i uspokoić dziecko słowami "Cicho! Cichutko" wykrzyczanymi, aż uszy pękają.
Kiedy już udaje im się ukryć rezonujący atonalny fortepian i transowy dron staje się dźwiękową aranżacją partyzanckiej kryjówki "Gdzieś w ciszy w z hałasu szałasie ukrywamy się".  
Noise i industrialny ogłuszający zgiełk "Do broni" stanowi tło manifestu zagrzewającego do buntu i ataku, aby w syntezatorowym chaosie "Zero 2.0"  Pryt, niczym przywódca buntowników ogłosił rebelię. 
Dalej historia nabiera bardziej filozoficzno refleksyjnych rozważań, w pełnej spleen'u pijanej balladzie  "Futerał", czy w nagranej z elektroakustycznym sznytem "Usłyszeć zachód" z wyizolowanym wokalem Pryta i zarejestrowaną studyjną szamotaniną. 
W finale mamy jeszcze świetny paranoiczny dreszczowiec w stylu Philip'a K. Dick'a, "Repeta", zaś całe to "Dziwo" wieńczy wyliczanka ("Świat skończony") o "zasługach" człowieka w żarłocznym i bezrefleksyjnym pochłanianiu i kalaniu nowych terytoriów w celu zaspokojenia swego przerośniętego ego. 

Nie przypominam sobie w historii polskiej muzyki bardziej przejmującego i napełniającego prawdziwym lękiem spektaklu dźwiękowego. Ta szokująca, radykalna, a jednocześnie pasjonująca dźwiękowa lektura nie pozostawia słuchacza obojętnego. "Dziwo" nie przestaje zaskakiwać nawet na chwilę. Intryguje zarówno formą, jak i treścią. Imponuje ilością użytych środków wyrazu  i wyobraźnią twórców: Pawła Cieślaka - który swym kompozytorskim zmysłem odzwierciedla emocje partnera posługując się na równi elementami muzycznymi i antymuzycznymi, ciszą i zgiełkiem, balladą i trenem, oraz Marcina Pryta - który przejmująco inscenizuje nastrój swojej postapokaliptycznej poezji za pomocą całego wachlarzu wokalnych środków ekspresji; poczynając od jęczenia, mruczenia, mamrotania, skamlania, bulgotania, poprzez szept, deklamacje, płaczliwy bądź paniczny ton, a skończywszy na wyciu i wrzasku. 

"Dziwo" to bezkompromisowy atak na uszy słuchaczy, tożsamy  z antymieszczńskimi manifestami twórców industrialu. To spektakl szokujący i totalny. To opresyjna projekcja chorego umysłu łącząca w sobie wątki paranoicznej futurologii Dicka, antyutopi Orwella, poczucia końca cywilizacji i humanizmu Becketta, czy poczucia odrealnienia i wiszącej w powietrzu nienazwanej i nieuniknionej zagłady jak w świecie filmów Beli Tarr'a, z tą różnicą, że "Dziwo" bliższe jest jednak brutalnemu naturalizmowi.




11 - "Dziwo"
2013 BDTA