niedziela, 5 stycznia 2014

Podsumowanie 2013 cz. 1 - "Polska nutą płynąca!"


Pisałem już o tym kilkukrotnie na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale w ramach całorocznego zestawienia chętnie powtórzę. Nie pamiętam tak urodzajnego muzycznie roku, obfitującego w tak wiele pasjonujących polskich płyt. Z tego też względu, że zjawisko polskiej muzyki niezależnej, szczególnie na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, zdominowało moje postrzeganie muzyki w ogóle, zdecydowałem się tegoroczne podsumowanie podzielić na część krajową (bardziej zajmującą i ciekawszą dla czytelników i bohaterów tego bloga) i zagraniczną (bardziej z powinności).

To właśnie gdzieś w połowie 2013 roku przestałem kompulsywnie przeczesywać zagraniczne portale i blogi w poszukiwaniu kosmopolitycznych atrakcji, na rzecz pogłębionej eksploracji muzyki polskiej i przyglądaniu się wydawniczym efektom pracy tych zaledwie kilku, kilkunastu rodzimych wytwórni, które obrodziły w tym roku wyborną dawką oryginalnych albumów. Dotarło do mnie, że zeszłego roku mógłbym obyć się w większości bez muzyki zagranicznej, poświęcając swą uwagę tylko wydarzeniom lokalnej sceny, co też im bliżej końca roku czyniłem. 

W tym miejscu chciałbym wyrazić swój wielki szacunek i podziw dla polskich wydawców oraz promotorów polskiej muzyki, którzy niejednokrotnie dokładając do interesu stoją na straży awangardy i dobrego smaku podejmując odważne i bezkompromisowe (niepopularne) decyzje wydawnicze pomimo tego, że wciąż nie ma zbyt wielu słuchaczy pragnących podejmować muzyczne wyzwania. Wartość repertuaru polskich labeli stoi na światowym poziomie niezależnie od tego czy reprezentują awangardę (Lado ABC, Requiem, BDTA, Zoharum, Monotype, Bocian, Sangoplasmo), skręcają w stronę rozrywkową/popową/taneczną (Thin Man, U Know Me, The Very Polish Cut-Outs) czy też spajają oba wątki (Mik Musik). Ich działalność zaczyna przynosić wymierne korzyści dla polskiego niezalu w postaci publikacji w renomowanych, specjalistycznych portalach, odzewu zagranicznych fanów alternatywy, oraz w zapraszaniu artystów na salony zarezerwowane dotąd dla zagranicznych wyjadaczy (Boiller Room)

W czym zatem tkwi unikalność polskiej muzyki, która odwróciła moją uwagę w tym roku od reszty świata, a  także wywołała wypieki na twarzach krytyków i fanów niezalu w Polsce, jak i poza jej granicami?
Niewątpliwie wpływ na ten stan rzeczy ma fakt, że polscy muzycy szalenie cenią sobie oryginalność. Poruszają się poza modnymi estetykami, tworząc indywidualny wymiar muzyki, a nieczęstemu odwoływaniu się do aktualnych zachodnich trendów zawsze towarzyszy twórcza interpretacja. 

Spadkobiercy Obuha

Jednym z czynników wyróżniających polską scenę niezależną jest unikalne łączenie awangardowych stylistyk z wątkami folkowymi i magicznymi, które tak często eksplorowane w tym roku są słyszalnym dziedzictwem estetyki realizowanej przez legendarny Obuh. Owo kultowe wydawnictwo, wespół z takimi sojusznikami jak terra.pl (obecne serpent.pl), Festiwal Muzyka w Krajobrazie, czy zasłużony Nefryt niemal dwie dekady temu zwróciły się ku eksploracji tradycji polskiej muzyki folkowej, ludowej magii, ezoteryki, industrialnej kontrkultury, muzyki etnicznej preparowanej jako konglomerat syntetycznej elektroniki i żywych instrumentów, aby zachwycić unikalnym brzmieniem Karpat Magicznych, Rongwrong, Pathman, Za Siódmą Górą, czy Spear. Te jakże cenne wspomnienia zostały w tym roku twórczo zinterpretowane przez pokolenie, które w młodości osłuchało się z tymi nagraniami i nasiąknęło ich duchem. Tą muzyczną "magdalenkę" przywołał przede wszystkim Kuba Ziołek swoimi projektami Stara Rzeka - "Cień chmury nad ukrytym polem", czy T'ien Lai - "Da'at", jak również Błażej Król (Dwutysięczny - "Jedwabnik") Mammoth Ulthana - "Mammoth Ulthana", Tundra, wydawnictwo Zoharum, czy pełniące role swoistego pomostu międzypokoleniowego toruńskie Hati.

Yassowe wspominki

W 2013 twórcy kultury nie tylko chętnie sięgali do tradycji Obuha, ale również do innego niezwykle ważnego dla współczesnego kształtu całej niezależnej polskiej muzyki zjawiska jakim był Yass. Yass bowiem jako stylistyka inkorporująca w swoje ramy wszelkie dostępne i możliwe estetyki, obrodził równie wszechstronnie i obficie gatunkowymi kolażami.
Jednak jeśli w przypadku wydawnictwa Obuh została nawiązana kontynuacja muzycznych wątków, to w przypadku Yassu mieliśmy do czynienia z próbą ujęcia zjawiska w ramy dokumentalne. Stało się to głównie za sprawą muzycznych dokumentów: "Miłość" w reżyserii Filipa Dzierżawskiego i "Olter" Krystiana Matyska, oraz książki Sebastiana Reraka "Chłepcąc Ciekły Hel - Historia Yassu"
Film Dzierżawskiego skoncentrowany w głównej mierze na grupie Miłość poddaje ocenie yassowe zjawisko z perspektywy ponad dekady i jest interesującą przypowieścią o artyście, twórczych ideałach i owych ideałów upadkiem, bądź też obronie. "Miłość" koncentruje się bardziej niż na przemianie twórczej, na przemianie mentalnej członków zespołu oraz na różnych konsekwencjach ich artystycznych wyborów, dzieląc ich na bojowników lub beneficjentów sztuki. Przedstawia obraz brutalnej dyktatury tworzenia i zarządzania zespołem indywidualistów, bez której możliwość współpracy i nagrania tylu świetnych albumów byłaby wykluczona.
Zupełnie inny charakter ma dokument Matyska, który w intymny sposób ukazuje tragiczną historię arcyutalentowanego perkusisty Jacka Oltera. W tym dokumencie główne miejsce zajmuje skromny muzyczny geniusz, którego przed sobą samym nie była w stanie uratować nawet fenomenalna sztuka którą uprawiał.
Z kolei książka Reraka jest bliska dziełu totalnemu i ma ambicje encyklopedyczne do ukazania w pełnej krasie fenomenu yassowego zjawiska. Autor drobiazgowo stara się opisać każdą yassową płytę i każdy znajdujący się na niej utwór.  Taka kwerenda zasługuje bezdyskusyjnie na najwyższe uznanie, świadcząc o determinacji i pasjonackiej miłości do opisywanego tematu, jednak poprzez tak drobiazgowe wnikanie w detale fabuła książki traci swoją dynamikę, a postronny czytelnik zainteresowanie. 
Yassowe wspominki zamykają obszerne fragmenty wywiadu rzeki z Tymonem Tymańskim, jaki  dla Wydawnictwa Literackiego przeprowadził Rafał  Księżyk (ADHD - Tymon Tymański Autobiografia)
Kończąc Yassowy akapit nie można nie zwrócić uwagi, że tam gdzie jedni archiwizują i rozliczają to zjawisko, inni wciąż pozostają na polu bitwy realizując muzyczne koncepcje wykuwane jeszcze w latach yassowej świetności. Owymi pozostającymi nadal w zgodzie ze swoimi awangardowymi ideałami są Mikołaj Trzaska, który w 2013 nagrywał praktycznie bez wytchnienia (m.in. Inner Ear, Shofar, Resonance Ensemble, "Róża") oraz powracający z "medialnego" niebytu Jerzy Mazzoll, który na początku roku z wydatną pomocą Marcina Dymitera przypomniał swoja osobną wizję muzyczną Arhytmic Perfection na płycie "Responsio mortifera"; następnie został ciekawie zacytowany w projekcie Dwutysięczny; aby eksplodować swoją wyobraźnią muzyczną i niezwykłymi umiejętnościami instrumentalnymi w duecie ze skrzypkiem Tomaszem Sroczyńskim interpretując "Święto wiosny" Strawińskiego" (Mazzoll feat. Sroczyński - "Rite of spring variation").

Jazz, Jazz i jeszcze raz Jazz

Polski Jazz od wielu już lat sezon w sezon potwierdza, że stanowi jakość samą w sobie, a granice terytorialne i artystyczne nie istnieją dla polskich jazzmanów. Zarówno wydają oni swoje płyty zagranicą dla prestiżowych wytwórni (Mikrokolektyw - Delmark, Tomasz Stańko - ECM, Kaluza+Suchar+Majewski+Mazur - Clean Feed), z sukcesem objeżdżają świat (Trzaska, Shofar, Pink Freud, Mikrokolektyw), jak równy z równym występują z największymi (Trzaska - Vandermark, Zimpel - Drake, Suchar - Mazurek), ale także intrygująco interpretują wpływy innych kultur muzycznych (Shofar, Cukunft, Hera).
Ale nie tylko w kosmopolitycznym kontekście należy upatrywać świetnej kondycji polskiego jazzu, bo obfitował on również skromnymi, ale inspirującymi i czarującymi wydawnictwami Marcina Ciupidro, Cukunft, czy Glabulatora.

Osobliwości

2013 był również rokiem dźwiękowych outsiderów, którzy budują swe muzyczne królestwa językiem skrajnie indywidualnym, ale przepełnionym charyzmą, wizją i twórczym szaleństwem. 
Wśród kilku wykonawców, którzy najbardziej wyróżnili się w kategorii wolności twórczej i idącej z nią wespół odwadze są aż trzy projekty oparte na słowie. Wszystkie trzy zbudowane są na skrajnie odmiennej (w sensie przenośnym i dosłownym) mitologii, do wniknięcia w którą niejednokrotnie potrzeba dużo empatii, wyobraźni i samozaparcia. Warto bo otwierają zupełnie inne spojrzenie na sztukę i życie.
Wojciech Bąkowski po występach w Kocie i Niwei nagrał w tym roku solowy album "Kształt" - materiał niezwykle oszczędny zarówno w elementy muzyczne jak i słowo. Właśnie w tej słowno-dźwiękowej ascezie i minimalizmie twórczym wiążą się sensy i emocje niesłyszalne przy pobieżnym odtworzeniu. Lapidarność Bąkowskiego ma w sobie coś z wynaturzonego haiku wprowadzonego w ekosystem osiedla, bloku, klatki schodowej, wreszcie czterech białych ścian.
Słowem wojuje również Marcin Pryt, któremu adekwatnie do dramaturgi tekstu dźwiękiem reżyseruje Paweł Cieślak. Ta wydana w ostatnich dniach roku płyta zapewne zaginie w wariackim wyścigu na roczne podsumowania, a jest jednym z największych zaskoczeń wydawniczych AD 2013 w Polsce. "Spektakl undekafoniczny" "Dziwo" jest spojrzeniem w paszczę szaleństwa. Paranoicznym słuchowiskiem totalnym, szokującym niewiarygodną wyobraźnią jego twórców porażającą poezją Pryta i jej muzycznym odpowiednikiem Cieślaka.
Trzecim projektem, który co prawda nie kreuje nowych światów, ale je twórczo restauruje jest niezwykły duet publicysty i animatora kultury tatarskiej Musy Czachorowskiego i młodego producenta eksperymentalnej elektroniki Mateusza Wysockiego (Fischerle). Ów duet zrealizował baśniowe słuchowisko muzyczno-słowne oparte na mitologii tatarskiej "Mniej niż 40 opowieści". To intrygującą ekspozycją tatarskiej kultury na czele z jej mrocznymi przypowieściami, magicznym realizmem, barwnym językiem i bogatym nazewnictwem, subtelnie dynamizowana delikatną elektroniką i ilustracyjnymi odgłosami.
Kolejną nietuzinkową osobowością 2013 roku w polskim niezalu przecierającą własne szlaki na których krzyżuje się tradycja z anarchią, a klasyka z awangardą jest Marcin Masecki. Jego tegoroczne "Polonezy" (Lado ABC) mogące wydawać się żartem z narodowej tradycji okazały się być autorską wariacja pełną witalizmu odświeżającego tą taneczną formę. Wieloosobowa orkiestra dowodzona przez nieznającego ograniczeń twórczych Maseckiego wydobywa liryzm z kakofonii, oraz zdejmuje tradycję z postumentu i sprowadza ją do wymiaru ludzkiego.
Do tych zniewalających swą muzyczną wizją "odszczepieńców" chętnie dołączyłbym również Pawła Kulczyńskiego / Wilhelma Bras'a, który jest nie tylko zdolnym konstruktorem syntezatorów, z których później wydobywa muskularne industrialne bity o zardzewiałym brzmieniu ("Wordless songs by the electric fire" Mik Musik), ale jest też artystą ingerującym w otoczenie i komentującym je swoimi frapującymi dźwiękowymi instalacjami.

New Pop 

Dobrej muzyki pop do tej pory trzeba było w Polsce ze świecą szukać. Oczywiście jeśli mamy granice smaku przesunięte bardziej w stronę alternatywy niż radiowego mainstreamu. Nie mam nic do zarzucenia muzyce Dawida Podsiadły, Tomka Makowieckiego, Mikromusic czy im podobnym, mało tego życzyłbym sobie, aby Polacy jak najczęściej słuchali ich piosenek z kilku przynajmniej powodów: ich muzyka jest dobrze brzmiąca, niebanalna aranżacyjnie oraz w warstwie tekstowej, a także chętnie odbija echem bardziej alternatywne inspiracje. Mnie jednak w tym roku cezura przesunęła się mocno w stronę sceny niezależnej i muzykę pop odnajdywałem dla siebie tam gdzie inni słyszeli alternatywę. Z przyjemnością przesłuchałem tegoroczne płyty Rebeki, UL/KR, czy BOKKI i dowiedziałem się z nich, że nasi młodzi twórcy potrafią komponować dobre piosenki o przebojowym potencjale, zbudować oryginalną muzyczno-słowną wizję bądź też świetnie odpowiadać na sprawdzone zachodnie trendy.

Tańce połamańce

W 2013 okazaliśmy się być niezwykle uzdolnionymi tancerzami potrafiącymi odnaleźć się w najróżniejszych klimatach. Od anglosaskich brzmień hip hop, grime, czy garage których tegoroczną światową ofensywę antycypował rodzimy label U Know Me Records za sprawą m.in albumów Kixnare - "Red", czy En2aka "3". Świetnie bujaliśmy się również przy rytmach rodem z PRL (Baaba, Gabriela i Michał), także tych reanimowanych (The Very Polish Cut-Outs), z których zmysłem producentów młodego pokolenia (Ptaki, Zambon, Maciek Sienkiewicz) udało się wydobyć nową świeżą jakość. Pląsaliśmy również przy kostropatym techno, przytłaczającym tektonicznym basem za sprawą ekipy Mik Musik (Bras, RSS B0YS, Kucharczyk)

Anonimowość

Najbardziej charakterystycznym wspomnieniem zapamiętanym w 2013 w muzyce zagranicznej wydaje się być moda na najprzeróżniejsze strategie wydawnicze i formy promocji i dystrybucji muzyki (m.in. Daft Punk, My Bloody Valentine, Kanye West, Beyonce, Boards of Canada). W Polsce pod tym względem nie potrafię odnotować podobnych fajerwerków, jednak w oczy rzuciło się zamiłowanie do anonimowości jako próby kokietowania publiczności, bądź też z autentycznej potrzeby bycia nierozpoznawalnym. 
Największe emocje wzbudził debiut tria BOKKA, które pomówione o koniunkturalność i robienie sztucznego szumu wokół projektu mogło odeprzeć zarzuty interesującym nawiązaniem muzycznym do skandynawskich wzorów electropop.
Nie mniej zamieszania choć bardziej w żartobliwym i ironicznym tonie wywołała internetowa dyskusja o tożsamości dwóch dżentelmenów z RSS B0YS. W tajemniczej aurze przygotowany został również album Dwutysięczny (Sangoplasmo), którego nieoczekiwani sprawcy ujawnieni zostali dopiero po premierze. Warto dodać, że do "comming out'u" nie kwapi się również autor mrocznego ambientu Gaap Kvlt.

Geografia

Muzycznym centrum Polski w roku 2013 okazało się być województwo kujawsko-pomorskie z hiperaktywnym ośrodkiem toruńsko-bydgoskim. To fantastyczny konglomerat artystów oparty na dwóch kluczowych fundamentach. Legendarnym bydgoskim klubie Mózg, kolebce Yassu, Jazzu i alternatywy, wciąż artystycznie i estetycznie inspirującym rzesze artystów. Drugim filarem jest zaś toruńska industrialno-folkowa grupa Hati skupiająca wokół siebie artystów z podobnymi inspiracjami i obficie prątkująca pobocznymi projektami. Artyści reprezentujący ten niezwykle płodny ośrodek którzy wydali w 2013 płyty to m.in. Hati, Mammoth Ulthana, Stara Rzeka, Alameda 3, X:Naviet, T'ian Lei, Glabulator, czy duet Gorzycki / Gruchot.

Import-export

Poza faktem, że Polscy wydawcy udanie promują naszych zdolnych twórców w kraju i zagranicą, mają jeszcze czas, pieniadze i chęci aby wydawać wykonawców ze świata. Z powodzeniem czyni to głównie Grzegorz Tyszkiewicz (Bocian Records - m.in Gustafsson-Nillsen-Lowe, Fire Room, Ikue Mori / Maja S.K. Ratkje, Kevin Drumm),  Maciej Mehring (Zoharum m.in. Rapoon) jak i Lubomir Grzelak (Sangoplasmo Circulation of Light, Arturas Bumšteinas)

Persony

Niepodlegający dyskusji pozostaje fakt, że w 2013 na scenie polskiego niezalu karty rozdawał Kuba Ziołek. Jego hiperaktywność wydawnicza w zdecydowanej większości nagrań szła w parze z jej wartością artystyczną.  Można również pokusić się o stwierdzenie, że swoimi eksperymentami określił nowy wymiar muzycznych poszukiwań na alternatywnej scenie i dość mocno określił granice estetyki swojego unikalnego stylu. Jak nikt inny zdołał, niezwykle błyskotliwie połączyć ambientowy hipnotyzm, ciężki doom metal, subtelną transową elektronikę, etnologiczną wrażliwość na ludowość, oraz akustyczną "piosenkę". W taki sposób wystrzelił  w marcu albumem Starej Rzeki, a kolejne jego wydawnictwa  (poza post rockowym Hokeiem) rozwijały ideę shoegaze'owego ambientu. Zanurzony w zgiełku gitar (Alameda 3) lub w kipiącym kotle syntezatorów (T'ien Lai) Ziołek raczył nas swoimi quasikołysankami i balladami. Odzew na muzykę Ziołka był o wiele szerszy niż granice terytorialne Polski i jego Stara Rzeka została doceniona w wielu zagranicznych rankingach
Ziołek stanął również na czele polskiej sceny niezależnej zabierając krytyczny głos w sprawie braku równouprawnienia dla polskich muzyków na polskich festiwalach. Jego komentarz odbił się szerokim echem w rodzimych mediach i sam jestem ciekaw, czy w 2014 organizatorzy festiwali w sposób pragmatyczny odniosą się do niego.

Kolejnym człowiekiem, do którego należał ten rok jest bohater drugiego tła, osoba na którą niewielu słuchaczy zwraca uwagę przy obcowaniu z muzyką - Michał Kupicz. W 2013 trzeba było być kompletnym ignorantem, aby nie dostrzec jego pracy dla m.in: Marcina Maseckiego, Mikrokolektywu, Marcina Ciupidro, Felixa Kubina i Mitch & Mitch, Dwutysięczny, Pictorial Candi, Hokei, Kaluza+Suchar+Majewski+Mazur, Slalom, We Draw B czyli wielkiej części najlepszych polskich płyt ubiegłego roku. Zaszczycił on wyżej wymienionych jako producent, rejestrator, oraz odpowiedzialny za miks i mastering. Gdybym miał próbować określić charakterystykę stylu jego produkcji, to myślę że z większości zrealizowanych przez niego płyt dochodzi niezwykły szacunek dla dźwięku żywych instrumentów, które brzmią u Kupicza niesłychanie selektywnie i szlachetnie wydobywając z siebie cały zakres barw. Nagrane przez niego instrumenty brzmią ciepło i atłasowo, długo i nieśpiesznie wybrzmiewają.
Kupicz swoją pracę produkcyjną podsumował też autorską kasetą wydaną dla Sangoplasmo, na której znalazł się kolarz odpadów sesyjnych wyciętych z nagrań m.in. wymienionych wcześniej wykonawców.

Przy tym szczególnym wyróżnianiu, warto również zwrócić uwagę na konsekwencję muzyków Hati (Rafała Iwańskiego i Rafała Kołackiego), którzy już od ponad dekady konsekwentnie rozwijają swą muzyczną wizję ambientu łącząc ze sobą elementy organiczne i industrialne w celu kreacji muzycznego psychoaktywnego rytuału. Tylko w tym roku ukazała się reedycja ich płyty z 2005 "Zero Coma Zero" (Zoharum), ich wspólna płyta z legendą industrialu i idiofonów Zev'em "Collusion" (nakładem belgijskiej wytwórni Idiosyncratics), oraz w listopadzie album "Wild Temple" (Monotype) (mam nadzieję, że jeszcze w styczniu ukaże się na łamach tego bloga jej recenzja).

Nie można też zapomnieć o postaci Błażeja Króla, który na początku roku w ramach UL/KR zdyskontował sukces debiutu tej formacji, a następnie wykazał się ciekawym pomysłem wydawniczym powołując do życia wymieniony już kilkukrotnie projekt Dwutysięczny. 

Ulubione

Oto lista polskich płyt AD 2013, które w moim mniemaniu zasłużyły na wyróżnienie:

Miejsce 1 ex aequo:

STARA RZEKA - "Cień chmury nad ukrytym polem" - plus za najpiękniej wydaną CD (puszka) (Instant Classic)
11 - "Dziwo" (BDTA)
MARCIN MASECKI - "Polonezy" (Lado ABC)


Miejsce 2 ex aequo kolejność przypadkowa:

MAMMOTH ULTHANA - "Mamoth Ulthana" (Zoharum)
DWUTYSIĘCZNY - "Jedwabnik" (Sangoplasmo)
MAZZOLL + SROCZYŃSKI - "Rite Of Spring Variation" (Requiem)
MIKROKOLEKTYW - "Absent minded" (Delmark)
NISKI SZUM - "Siedem pieśni miejskich" (Mathka)
HERA + HAMID DRAKE - "Seven lines" (Multikulti)
WOJTEK BĄKOWSKI - "Kształt" (Bocian Records)
MARCIN CIUPIDRO - "Talking tree" (UZF Records)
HOW HOW - "Knick Knack" (FYH!records)
KIXNARE - "Red" (U Know Me)
KALUZA + SUCHAR + MAJEWSKI + MAZUR - "Tone hunting" (Clean Feed)
FISCHERLE + MUSA CZACHOROWSKI - "Mniej niż 40 opowieści" (BDTA)
HATI - "Wild temple" (Monotype Rec.)
MIRT - "Rite Of Passage" (Monotype Rec.)
WILHELM BRAS - "Wordless songs by the electric fire" (Mik Musik)
RSS BOYS - "TH T00TH 0F TH FTR" (Mik Musik)



4 komentarze:

  1. Ludzie mawiali tak od kilku lat, ale w 2013 roku rzeczywiście można było poczuć, że ograniczenie się do słuchania wyłącznie polskiej muzyki nie pociągałoby za sobą ani ilościowego, ani jakościowego wyrzeczenia. Co pewnie nieprzypadkowo zbiega się z zainteresowaniem świata. Odtąd w obu kwestiach może (mam nadzieję) być już tylko lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Płytę Psychocukru produkował Mikołaj Bugajak 'Noon'.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozpędziłem się z tym Psychocukrem. Przepraszam, Już poprawione.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Mariusz Herma
    "Ludzie mawiali tak od kilku lat..." - to znaczy, że w polskiej muzyce obecny jest stały progres :)

    OdpowiedzUsuń