Do tej pory traktowałem muzykę duetu z Manchesteru z
bezpieczną rezerwą nie mogąc nigdy przełamać się, aby skupić swój czas na ich wymagającej
twórczości. Brak mi było cierpliwości i po części odwagi do mierzenia się z monumentalnymi
brzmieniami Autechre.
Wielowątkowość, osobny język, brak klasycznej narracji oraz zawiła quasinarracja to bariery, które stawia przed sobą twórczość Ae. Bariery, których nie można przeskoczyć, ominąć czy obejść skrótem, jak w przypadku produktów kultury popularnej. Można je albo zignorować, albo z mozołem przepracować. Po pokonaniu ich stajesz się jednak wyznawcą Ae.
Wielowątkowość, osobny język, brak klasycznej narracji oraz zawiła quasinarracja to bariery, które stawia przed sobą twórczość Ae. Bariery, których nie można przeskoczyć, ominąć czy obejść skrótem, jak w przypadku produktów kultury popularnej. Można je albo zignorować, albo z mozołem przepracować. Po pokonaniu ich stajesz się jednak wyznawcą Ae.
Muzyka Autechre sprawia przyjemność przez ból. Uwodzi poprzez skołatane nerwy. Jest jak alergia, która wywołując swędzącą wysypkę wprawia w rozkosz przy chorobliwym drapaniu. To muzyczny fundamentalizm, który wyraźnie znaczy granicę pomiędzy kompletnym niezrozumieniem a nieskończoną fascynacją tych, na których drodze stanęła muzyka Roba Brown'a i Sean'a Booth’a.
Wydany właśnie jedenasty album zespołu zainspirował mnie do podjęcia rękawicy rzuconej przez Brytyjczyków. A wyzwanie nie było proste. Dwupłytowe, dwugodzinne monumentalne wydawnictwo, wymagało w dobie nagrywania 40- minutowych albumów czasu i wyrzeczeń.
Z resztą długość tej płyty jest jednym z najczęściej powtarzanych przez krytyków względem niej zarzutów, który jak dla mnie jest zarzutem zdecydowanie
chybionym, ale jakże znamiennym dla czasów, w których koncentracja i recepcja
wystawione są na nieustanne bombardowanie informacyjnym śmietnikiem.
Taka ikona muzyki niezależnej jak Autechre zawsze może pozwolić sobie na całkowitą swobodę twórczą z długością albumu włącznie. Długością, która paradoksalnie ułatwia oswojenie i zrozumienie koncepcji, aż do kontemplacji i refleksji.
Taka ikona muzyki niezależnej jak Autechre zawsze może pozwolić sobie na całkowitą swobodę twórczą z długością albumu włącznie. Długością, która paradoksalnie ułatwia oswojenie i zrozumienie koncepcji, aż do kontemplacji i refleksji.
Poświęciłem tej płycie kilka rzetelnych przesłuchań. Dzieliłem ją na fragmenty i odsłuchiwałem w całości. Poświęciłem jej dużo uwagi, jakiej wymaga. Zbliżyło mnie to do znacząco do pojęcia fenomenu zespołu i postawiło po stronie nieskończonej fascynacji ich wyznawców .
I oto osłuchany Exai okazał się dla mnie nadzwyczaj przystępny. Kompozycje bliższe konwencjonalnym (jak na Ae i eksperymentalna elektronikę), a sample mniej drażniące. Nagle ze skomplikowanych rytmicznych kawalkad zaczęły wyłaniać się ciepłe odcienie, pastelowe podkłady i ambientowe plamy szkicujące kontury melodii. W abstrakcyjnych, odhumanizowanych strukturach zacząłem odnajdywać echa brytyjskiej muzyki tanecznej - breakbeatu, bass music, UK Garage (t ess xi, jatevee c), abstrakt hip hopu (bladelores) czy wręcz quasi funku (t ess xi). Poczułem przebojowy flow (jatevee c) intuicyjnie pulsujący w pełnych twórczej anarchii nagraniach. I nagle zacząłem kojarzyć wątki dobiegające do mnie ze słuchawek jako te które już kiedyś słyszałem, a dokładniej to zasłyszałem - na wszystkich poprzednich albumach brutalnie i niewdzięcznie przeze mnie przeskipowanych i powyrywanych z kontekstu.
Exai został podzielony na dwa rozdziały prezentujące dwa oblicza zespołu. Gdyby w formie żartu ometkować te dwa dyski w celu nadania im komercyjnego potencjału pierwszy z nich byłby imprezowy, klubowy, drugi zaś chilloutowy, kontemplacyjny. Faktycznie jednak pierwsza płyta jest bardziej przystępna dla słuchacza, wręcz łagodna jak na możliwości Ae. Drugi dysk jest bardziej abstrakcyjny, mroczny i agresywny. Jednak oba tworzą przekrój muzycznego uniwersum duetu.
Muzyka Autechre - mimo próby oswojenia mało obrazującymi ją słowami - jest wciąż przyjemnością dźwiękowych fetyszystów. Interpretowanie pokrętnej logiki rządzącej tą muzyką zakrawa zaś na perwersje bowiem twórczość Ae jest paradoksem, który umożliwia zawarcie w jednej koncepcji anarchii i nauki.
To chaos, panujący jednak w ściśle ograniczonych, acz niedostrzegalnych granicach. To alogiczność, która choćby przez samo zaprzeczenie należy do świata logiki.
To sen szalonego matematyka. Surrealistyczny collage zbudowany z niezrozumiałych dla zwykłych zjadaczy chleba skomplikowanych algorytmów. Projekt profetyczny, odważny i bezkompromisowy.
Brak ciągu przyczynowo-skutkowego, hermetyczność, wertykalny charakter, brak typowej narracji i standardów komponowania (typu zwrotka – refren, tonowanie-kulminacja), czy brak repetycji sprawia, że przygoda z Autechre jawi się dla profanów jako masochistyczna rozkosz.
Jednak zdecydowanie warto się przełamać, bo przyjemności płynące z odnajdywania ich muzyki są nie porównywalne z niczym innym!
Postscriptum:
Okładka Exai przypomina, bądź jest (bo dotąd żadnym narzędziem nie udało mi się jej odczytać) kodem QR - będącym odpowiednikiem kodu kreskowego. Jest zatem zaszyfrowaną wiadomością, która staje się graficzną reprezentacją muzyki Autechre. Aby ją odczytać trzeba posiadać tylko odpowiedni czytnik.
AUTECHRE - Exai
Warp 2013
extra
OdpowiedzUsuń