wtorek, 5 września 2017

Zakręcone melodie / Zebry a Mit „Laumes”

Tradycję pochodzących z Litwy wielogłosowych pieśni sutartinės, jakiś czas temu przybliżył polskiemu słuchaczowi zespół Sutari. Niestety ich nowy album „Osty” rozmywa nieco czar i intensywność owych inspiracji. Na szczęście tematem zainteresował się Kamil Szuszkiewicz, który z niezwykłą inwencją zmaterializował fascynacje sutartinės w ramach autorskiej formacji Zebry a Mit.

W skład zespołu, który miał dotąd na koncie krótką epkę „16'25”, oprócz lidera wchodzą; basista Wojciech Traczyk i perkusista Hubert Zemler. Na nowej, wydanej przez Fundację Kaisera Söze płycie „Laumes” do składu został dokooptowany również Olgierd Dokalski, który zmienił perkusjonalistę Piotra Dąbrowskiego. Obecność drugiego, obok Szuszkiewicza trębacza nie jest przypadkowa i wynika bezpośrednio z potrzeby dostosowania środków wyrazu do koncepcji albumu. Ta zaś podparta jest regułami starych uroczystych pieśni litewskich sutartinės.

Wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa Unesco tradycja wielogłosowego śpiewania pochodzi z północno-wschodniej części Litwy i w wersji wokalnej wykonują ją tylko kobiety. Mężczyźni, zaś dopuszczeni są do instrumentalnych odmian, w których grają na fletniach pana, rogach, podłużnych drewnianych trąbach, czy też fletach. Nazwa pochodzi od słowa sutarti co oznacza zgadzać się; tworzyć harmonię; dostroić się. Sutartinės składają się z prostych linii melodycznych śpiewanych przez dwie pieśniarki równolegle, przez trzy w kanonie, lub grupowo. Głosy i melodie krążą kolejno między wykonawczyniami i stopniowo nakładają się na siebie. Nawarstwiające się wokalizy zagęszczają strukturę pieśni wybrzmiewając barwnymi harmoniami. Obecność na nowej płycie Zebry a Mit dwóch trębaczy jest zatem konieczna, do osiągnięcia poszukiwanej wielogłosowości i odpowiedniego współbrzmienia.

Dziewięć rozdziałów „Laumes” opartych zostało na kilku bardzo do siebie zbliżonych, prostych motywach melodycznych, powtarzanych i subtelnie modyfikowanych w trakcie gry. Szuszkiewicz i Dokalski grają ten sam materiał i tak samo głośno, sumiennie odnosząc się do reguł wziętych z wokalnych sutartinės lub emulując polifonie z instrumentalnych odmian. Z każdym powtórzeniem melodii muzyka gęstnieje. Można odnieść wrażenie że została zamknięta w studni, której pełna pogłosu akustyka odbija każdą ścieżkę, multiplikując jej obecność i wprowadzając w ruch wirowy. Ten niezwykły efekt migotania i krążenia instrumentów jest wynikiem intensywnych zabiegów produkcyjnych, za które odpowiada lider przedsięwzięcia. „To jest nagrane jak zespół rockowy, czyli materiał na setkę, a potem produkcja. Tylko że ja używam do produkcji takich metod, jak przy robieniu muzyki na taśmę. To znaczy, że nie ma pluginów i efektów - pogłos osiągam przez powielanie ścieżki i przesuwanie, jak w latach 50. „Laumes” było nagrane na kilka mikrofonów, plus dyktafon i ważny jest miks, czyli zarządzanie proporcjami, wyciszanie niektórych mikrofonów etc. W paru utworach mikrofony trąbkowe są wycięte, słychać tyle, ile weszło z przesłuchu do perkusji” – tłumaczy Szuszkiewicz. Nie tylko ścieżki dęciaków zostają wsparte edycją. Również bas i metalofony zostały wzbogacone o „doklejki”. Słychać to bardzo wyraźnie w wieńczącym płytę „Chapter IX”, gdzie za pomocą nałożonych na siebie ścieżek, dźwięk mocno zatraca swoje krawędzie i rozpływa się w potężnej rezonacji.

Równie ciekawy efekt uzyskuje Szuszkiewicz w momentach kiedy instrumenty są rozbite, bądź przeskakują miedzy kanałami. Z premedytacją piszę o przeskakiwaniu, bo rozłożenie ścieżek między kanałami nie ma tu nic wspólnego z banalnym efektem przepływania dźwięku z jednej słuchawki do drugiej. Zwróćcie uwagę na perkusję w „Chapter II”; nadążenie zmysłami za uderzeniami i ich pogłosem, śledzenie ich wzajemnych relacji akustycznych jest nie lada wyzwaniem dla wyobraźni i wywraca do góry nogami logikę linearnego słuchania.

„Laumes”, podobnie jak ostatnie solowe dokonania Szuszkiewicza („Istina”, „Robot Czarek”) jest w głównej mierze pracą koncepcyjną, niż zapisem gry. Stachanowska, ręczna praca montażowa, okazała się wymagająca, choć jak przyznaje muzyk – „po sklejeniu „Robota Czarka” nuta po nucie to już mnie nic nie przerazi”. Równie wiele uwagi co edycji Szuszkiewicz poświęca pracy nad niuansami brzmieniowymi. Mamy zatem do czynienia z barwą dęciaków korespondującą z trąbką Jona Hassella („Chapter I, III”); brzmieniem przesterowanych instrumentów, pochodzącym prawdopodobnie bezpośrednio ze wspomnianego dyktafonu (chropowaty i surowy „Chapter V”). Do tego dochodzą spektakularne dubowe inklinacje, jakby za konsoletą zasiadł sam Lee Scratch Perry (fenomenalny „Chapter VI”).

Rezultaty jakie udało się uzyskać muzykom są absolutnie olśniewające. Wśród meandrujących i piętrzących się motywów; miedzy dźwiękami i ich pogłosami bezustannie gubi się percepcja słuchacza. Granice miedzy melodyjnymi ścieżkami rozmywają się, zaś hipnotyczne repetycje nadają ruchu kompozycjom. Instrumenty rozchodzą się i łączą w somnambulicznym cyklu. Tradycja zaczerpnięta z folkloru przybiera transowe, psychodeliczne oblicze.

„Laumes” to muzyka prowokująca słuchacza do aktywnego słuchania. Stanowi wyzwanie dla jego ucha, percepcji i błędnika, tak intensywnie zwodzonych meandrującymi melodiami. Jednocześnie to materiał przyjemny w słuchaniu, unikający eksperymentalnego zadęcia. Działa zarówno odtwarzany w tle jak i podczas intensywnego studiowania jego struktury. A przy okazji Płyta Zebry a Mit jest także nowym wcieleniem minimalistycznego trendu, który w ostatnich latach znacząco wyróżnił się na rodzimej scenie niezależnej. Wskazuje, że źródeł inspiracji muzyką repetytywną można poszukiwać znacznie bliżej niż u amerykańskich minimalistów, bo tuż za wschodnią granicą naszych sąsiadów.

 
Zebry a Mit „Laumes”
2017, Fundacja Kaisera Söze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz