Licząc od pierwszej próby (jesień 1992) łódzki zespół 19 Wiosen już o sześć lat przekroczył swoją tytularną metrykę i może hucznie świętować swoje srebrne wesele. Przez ćwierć wieku, nie stracić wigoru, a przede wszystkim nie przehandlować artystycznej niezależności... zasługuje to na docenienie.
W centrum miasta pojawia się truchło wieloryba. Wiadomość roznosi się w błyskawicznym tempie. Ciekawska gawiedź gromadzi się wokół, aby nasycać swoją próżność widokiem gargantuicznego truchła. Ten opis nie jest migawką ze stojącej nierządem Niniwy, i nowym wcieleniem przypowieści o Jonaszu. To również nie deskrypcja „Harmonii Werckmeistera” Beli Tarra. To fabuła „Jednoryba”, piosenki otwierającej „Cesarstwo zwierząt”. Jednak wspomniane wyżej przykłady zdradzają, że tam gdzie pojawia się wielka ryba, tam swój woal roztacza widmo katastrofy. Traf chciał, że owo widmo spektakularnie wieńczy również najnowszą płytę łodzian. Zanim jednak do tego dojdzie zaznamy iście karnawałowego danse macabre, seansu zepsucia i nieprawości, zwątpienia i afirmacji. A wszystko w scenerii rozgwieżdżonego firmamentu, przy zgiełku gitar i rozbuchanych klawiszy. I pamiętajcie aby „po usłyszeniu nadciągającego huku nie zasłaniać oczu”.
Zrealizowana z cegiełek fanów płyta ma wielu bohaterów, a każdy z nich przy realizacji materiału popuścił lejce fantazji, nie ograniczając zbytnio swojej ekspresji. Imponująca jest energia jaka promienieje z tego nagrania. Dwanaście kompozycji 19 Wiosen to w znacznej większości utwory o wartkiej narracji, gęstych, pełnych przepychu aranżacjach i wyrazistej produkcji. Utrzymane w szybkich tanecznych tempach, oparte są co prawda, na nieco leciwych rockowych akordach (choć pojawiają się echa i punk, i ska), ale gitarową ociężałość sprytnie maskuje fantazyjna artykulacja klawiszy i ogólna melodyjność repertuaru, za który w głównej mierze odpowiedzialny jest Grzegorz Fajngold; klawiszowiec, filar zespołu, a obok wokalisty jedyna postać w obecnym składzie, towarzysząca zespołowi nieprzerwanie od początku istnienia.
Fajngold, czyli popularny Fagot jest postacią, o której przy odsłuchu „Cesarstwa zwierząt” nie sposób choćby na chwilę zapomnieć. Jego klawisze spektakularnie panoszą się w nagraniach, przepełniając je na wskroś swoją obecnością. Odnaleźć je można we wszystkich planach kompozycji. W jednej chwili eksponują swoje bombastyczne rozdęcie, uderzając ścianami syntezatorowych progresji, aby następnie wić cienkie stróżki klawiszowych melodii, będących dedykacją dla twórczości Kapitana Nemo, czy Marka Bilińskiego. Syntezatory rzadko kiedy milkną na „Cesarstwie”. Przy ich pomocy Fajngold bawi się dramaturgią i dynamiką materiału, co przynosi efekty w postaci przebojowych refrenów i zamaszystych kulminacji.
Równie radosną ekspresją może poszczycić się Paweł Cieślak, producent i realizator płyty, a także kompozytor dwóch dźwiękowych miniatur. W rzeczywistości jego obecność jest równie słyszalna i efektowna co klawiszowy akompaniament Fagota. Dzieje się tak za sprawą rozpoznawalnych patentów produkcyjnych, z którymi mogliśmy osłuchać się przy okazji płyt; „Dziwo” duetu 11, a także ubiegłorocznych „Kopyt zła”. Nakładki wokali, zniekształcone chórki, szemrzące w tłach glitchowe tekstury, oraz dopracowane detale pojawiają się na „Cesarstwie” równie radośnie co bezpretensjonalnie. Jego produkcyjne zabiegi nadają instrumentom, ziarnistego brzmienia zostawiającego charakterystyczny chropowaty ślad słyszalny najbardziej w „Jednorybie”, „Człowieku pingwinie”, czy „2036”. Autorstwa Cieślaka są dwa osobliwe tematy; „Bracia Dylanowie II” będący pastiszem estetyki gospel, oraz utwór tytułowy będący surrealistycznym kolażem zwierzęcych odgłosów.
Od strony muzycznej zabrakło płycie jedynie większego zniuansowania materiału, wyraźniejszych pauz i kontrastów. Nietrudno odnieść wrażenie, że aranżacje piosenek są na tyle gęste że nawet gdyby ktoś chciał jeszcze coś dodać, to nie ma na „Cesarstwie zwierząt” miejsca, na choćby jeden dodatkowy dźwięk. To bogactwo co prawda olśniewa swobodą ekspresji i imponuje rozmachem stylizacji, jednak chwilami wydaje się przytłaczające i zbyt jednorodne. Na korzyść zespołowi wyszłoby również odświeżenie brzmienia gitary, chyba że to zakorzenienie w klasycznej rockowej artykulacji leży w programowej wizji dziewiętnastek, a jego zadaniem jest równoważyć nieokiełznane epifanie klawiszy Fajngolda.
Aranżacyjnemu rozbuchaniu, partneruje równie okazała warstwa literacka Marcina Pryta. To doprawdy niebywałe, w jaki sposób pozbawione rymów, rozbudowane i opisowe teksty mieszczą się we frazach akompaniamentu. Wydaje się, jakby piosenki 19 Wiosen były w stanie zawrzeć więcej słów niż jest dla nich miejsca. Weźmy za przykład dwa wersy z utworu „Porozumienie stron”; „Stoję przy taśmie kompletacyjnej, jak zwykle układam według specyfikacji produkty.” – trzeba to usłyszeć zamknięte w 16-stu taktach, aby docenić tę osobliwość. Wszędzie indziej, zwłaszcza w rapie, ów efekt nadganiania rytmu przez wokalistę sprawiałby wrażenie karkołomnego i amatorskiego, jednak nie w przypadku Marcina Pryta, u którego zostaje przekształcony w stylistyczny atrybut, a jego użycie zdeterminowane jest rozwojem fabuły. Ta krąży zaś wokół dawno już określonej tematyki. Pojawiają się zatem na „Cesarstwie” wątki kosmiczne („Hau Hau”; „Firmament”), ale też relacje bliskie zwykłej codzienności i historii prywatnych („Porozumienie stron”; „Bracia Dylanowie”). Pryt obdarzony błyskotliwym zmysłem obserwacji, celnie puentuje otaczającą rzeczywistość, demaskując mapę cywilizacyjnych zagrożeń („Honor kapituły”; „LCD”). Kiedy zaś wypowiada się na inny z dyżurnych tematów; o apokalipsie, wojnie i braku perspektyw, to w jego słowach pobrzmiewa zwątpienie – „... mogę zapewnić, że nawet na milimetr ku dobru ten świat bliżej nie przeniesie się”) („Bracia Dylanowie I”) W kontekście katastrofy zdaje się poszukiwać jednak postaw mających zachować resztki człowieczeństwa, chroniących przed pogrążeniem się w „odwiecznym szambie ludzkich nieprawości”. Śpiewa zatem: – „Wszystko jest bez znaczenia. Wszystko jest nadaremno i jeszcze nigdy nie znaczyło tyle co nic.” – aby po chwili dodać – „Ale wchodzę w to wszystko, jak w masło i w ciemno, bo naprzeciwko możesz być Ty” („Bracia Dylanowie”). Teksty Pryta implikowane humanistyczną zadumą, nie stronią jednak od ciętych punkowych bon motów; wśród których moim faworytem pozostaje ironiczne: „Nasze życia nabrały sensu przy urnach niedaleko kredensu" („LCD”). Głównym bohaterem płyty pozostają jednak zwierzęta („Jednoryb”; „Człowiek Pingwin”; „Ptaszki za oknem”), obdarzone przez autora świadomością istnienia i potrzebą wolności silniejszą niż u osobników „ludzkiego getta”.
Śpiewającemu, deklamującemu, i wrzeszczącemu Prytowi towarzyszy Dziewczyna Rakieta (Demolka), dzieląca z nim wokale w wybranych piosenkach. Jej chłodny, niski, zdystansowany a przy tym melodyjny wokal wyśmienicie wpasowuje się w post-punkową estetykę. Swój głos w dwóch fragmentach użyczyła również Felicja Fajngold, córka Grzegorza, zwiastując tym samym nadejście drugiego pokolenia w szeregach 19 Wiosen. Z resztą „Cesarstwo” to w ogóle familijny album. W jego realizacji wzięli udział także Karolina Kościelecka-Cieślak - ptasi chór w „Ptaszki za oknem”, oraz Marlena Gemel (syntezator w „Ptaszki za oknem”).
„Cesarstwo zwierząt” to tuzin przebojowych nawałnic, gwarantujący skok endorfin. Może być dawkowane zamiast kofeiny, tauryny, nikotyny, i tym podobnych, lub razem wziętych. To absolutny pocisk. I mimo że muzycznie nie odkrywa nowych horyzontów, pozostając przywiązanym do arsenału około punkowych ekspresji, to trudno usiedzieć w miejscu przy takiej dawce energii jaką serwuje zespół.
Słucham kolejnej płyty 19 Wiosen i mam wrażenie, ze twórcy mają pełną świadomość tego, że po ćwierć wieku działalności nie muszą nic nikomu udowadniać. Można kochać ten zespół albo nienawidzić, żadna pośrednia perspektywa się tu raczej nie sprawdzi (stąd też zastępy wiernych psycho-fanów). Ale pokażcie mi drugi band z ćwierćwieczem na karku, który nigdy nie popełnił rozboju na sztuce, wciąż trzyma fason, i mimo lecących lat zdaje się być ponad obiegiem czasu.
19 WIOSEN „Cesarstwo zwierząt”
2017, Kosmopolitania Medjateka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz