Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antymuzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antymuzyka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 stycznia 2014

Dialogi i fluidy / Grupa W Składzie

Fot. Tomasz Sikorski

"Pociągało nas bardziej dziecięce gaworzenie, bicie pałeczkami bez rytmu, lub całkiem pierwotne stukania ponieważ chcieliśmy odkryć początek muzyki"

Na początku lat 70tych ubiegłego wieku powstała w Warszawie Grupa W Składzie. Twór na tyle enigmatyczny i ulotny, że niejednoznaczna jest zarówno data jego powstania, jak i założycielski skład. Przyjmuje się jednak, że rdzeniem personalnym Grupy w czasie ich największej aktywności twórczej było trio: Milo Kurtis (kontrabas, gitara basowa, fagot, organy), Jacek Malicki (gitara) i Andrzej Kasprzyk (saksofon, flet). Po latach wzmożonej działalności (1970-75) zespół znikł zarówno z dyskursu sztuki jak i muzyki pojawiając się jedynie przywoływany wspomnieniem historyków sztuki.
Oficjalna reaktywacja, a może bardziej reanimacja twórcza i wznowienie działalności nastąpiło w 2008 roku w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. W grudniu 2013 dzięki inicjatywie Stowarzyszenia Inicjatyw Twórczych "Trzecia Fala" ukazała się debiutancka (!) płyta Grupy będąca jednocześnie retrospektywą ich twórczości oraz kroniką i wspaniałym kompendium wiedzy o tej formacji.

Grupa W Składzie w trakcie swojej działalności artystycznej wystąpiła m.in. na Festiwalu Muzyki Współczesnej w Kaliszu 1973 (nagroda główna), festiwalu Jazz nad Odrą, w ramach Warszawskiej Jesieni, oraz na V Biennale Form Przestrzennych w Elblągu. W ramach rotującego składu Grupy znaleźli się między innymi tacy instrumentaliści jak; Andrzej Bieżan, Helmut Nadolski, Witold Popiel, czy Andrzej Przybielski. Jednak GWS kojarzona jest przede wszystkim ze współpracy z niezwykle ważną dla rozwoju awangardy sztuki w Polsce formacją KwieKulik.

Muzykę Grupy W Składzie wielokrotnie próbowano umieszczać w kontekście hipisowskim (poprzez koligacje towarzyskie, instrumentarium, czy postawę kontrkulturową, która na przełomie lat 60tych i 70tych kojarzona była niemal wyłącznie z tym ruchem), czy pre-punkowym ("...Grupa W Składzie antycypowała, o dekadę wcześniej cały późniejszy punk! Jedynym co odróżniało ich od punku popowego było to, że nie stosowali bitowego prostego rytmu! Reszta: bunt, olewajstwo, młoda wrażliwość nieedukowanych była ta sama!...")1.
Z perspektywy czasu pokrewieństw eksperymentalnej muzyki GWS można doszukiwać się nawet w krautrock'u (rockowe instrumentarium, nierockowa ekspresja, wpływy etniczne i orientalne), czy w spuściźnie bitników z ich niektórymi inspiracjami (jazz, psychodelia) i metodami kreacji (cut-up). 
Jednak rdzeniem ideowym twórczości muzycznej Grupy W Składzie, najbardziej odpowiadającym jej ekspresji jest niewątpliwie ruch Fluxus ze swoją interdyscyplinarnością, konceptualizmem, zaadaptowaniem w poczet wypowiedzi przypadku, usterki, czy zakłócenia, ważną rolą komunikacji pomiędzy twórcami lub twórcami i odbiorcami, oraz formami działania happening'owego.
Warto również wspomnieć, że lata działalności GWS pokrywają się z prężnie działającym Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia. Zarówno działalność Studia jak i GWS była bowiem skoncentrowana wokół koncepcji muzyki konkretnej, będącej owocem awangardowych idei w sztuce lat 60tych. 

Przestrzenią twórczego funkcjonowania Grupy W Składzie w całej rozciągłości była anarchia. Począwszy od tautologicznej nazwy, poprzez otwarty i rotujący skład, a skończywszy na totalnej wolności artystycznej, braku ograniczeń twórczych, unikaniu zinternalizowanych schematów, zamiłowaniu do estetycznej dekonstrukcji, multidyscyplinarności, czy otwartości na działania sytuacjonistyczne odbywające się "tu i teraz".
Procesem twórczym GWS był/jest dialog, jako forma komunikowania się między muzykami; między muzykami a przestrzenią działania; wreszcie między muzykami a słuchaczem / odbiorcą. Tak otwarta forma kontaktu wydaje się być ściśle tożsama z takimi mechanizmami artystycznych ekspresji Fluxusu jak choćby mail art (wymiana idei między artystami bez koniecznego uczestnictwa odbiorcy), performance, happening (wymiana idei między artysta a odbiorcą, wraz z możliwym zaangażowaniem tego ostatniego), ready made, instalacja, bądź interwencja (wykorzystanie przestrzeni, bądź ingerencja w nią z niekoniecznym udziałem odbiorcy).
Istotą działania artystycznego Grupy w Składzie jest zatem tworzenie wspólnotowe, kontakt i komunikacja. Fluidy przepływające pomiędzy uczestnikami spektaklu. Dzianie się tu i teraz, granie bez przygotowania i koncepcji. Reakcja na zmieniające się warunki spektaklu,w którym idea porozumienia jest celem samym w sobie nie zaś jego rezultat / artefakt.
GWS uprawiają  happening wychodzący poza ramy muzycznej kompozycji. Ich komunikatem jest dźwięk i reakcja na niego. To swoista rozmowa dźwiękiem, sonorystyka doprowadzona do skrajności. Spontaniczny przekaz dźwięku w nielinearnej, abstrakcyjnej i prewerbalnej formie. Komunikacja oparta na intuicji.

Właśnie w koncepcji muzyki intuicyjnej śmiało można umiejscowić twórczość Grupy W Składzie. Owa idea jest oryginalną koncepcją Karlheinza Stockhausena, choć jak dowiadujemy się z tekstu towarzyszącemu wydawnictwu, niezależne użycie terminu "Muzyka Intuicyjna" w odniesieniu do działań Grupy W Składzie przypisuje sobie Przemysław Kwiek ("Jednocześnie zaznaczam, że termin Muzyka Intuicyjna i jego (główniejsze) odmiany stosowane do nie muzyki: Działania Intuicyjne, lub Działania Naprzemienne, są terminami autorskimi wygenerowanymi przez tzw. Krąg Kwieka ( Zofia Kulik, Przemysław Kwiek, Jan S. Wojciechowski)") 2
Jednak to teoria Stockhausena wydaje się być wręcz idealnie skrojona do opisania praktyk muzycznych Grupy W Składzie. Posłużę się słowami wybitnego muzykologa Andrzeja Chłopeckiego, który tak streszcza ideę Muzyki Intuicyjnej stworzonej przez Niemca: "...jest przeciwstawna muzyce opartej na zasadach racjonalnych stosowanych przez wszystkich wcześniejszych kompozytorów. Polega na spontanicznej, zespołowej kreacji, nie będącej jednak improwizacją, gdyż nie odnosi się do żadnych schematów, nie realizuje określonej formy. Istotą tej muzyki jest samo działanie, którego celem jest wewnętrzna przemiana człowieka, ćwiczenie i rozwój zmysłu intuicji oraz uzyskanie nadświadomości. Podczas tworzenia muzyki intuicyjnej dominuje nastawienie medytacyjno-kontemplacyjne" 3

Czy zatem muzykę tworzoną w sposób intuicyjny wypada w sposób analityczny oceniać i definiować, skoro sami muzycy/artyści GWS dystansowali się od wszelkiej kontekstowości rzucając się w wir nadświadomej ekspresji.
Wobec definicji Muzyki Intuicyjnej twórcy Grupy W Składzie ustanowili się w rolach naiwnych odkrywców królestwa dźwięków. Jak prehistoryczni dzicy poszukujący w dźwięku możliwości wyrażenia emocji i komunikatu. Pozbyli się narracyjnej formy ekspresji dźwięku, a ich muzyka jawi się jako tworzenie nowych form wyrazu, porozumienia i kreowania własnego języka wypowiedzi. "Pociągało nas bardziej dziecięce gaworzenie, bicie pałeczkami bez rytmu, lub całkiem pierwotne stukania ponieważ chcieliśmy odkryć początek muzyki" 4

Fot. Tomasz Sikorski
Na debiutanckiej płycie GWS znalazło się sześć kompozycji muzycznych/nie-muzycznych, z różnych etapów twórczości Grupy, eksponujących bogactwo środków artystycznych i wyobraźni muzyków/nie-muzyków.
Pierwsze dwie kompozycje poprzedzone wstępem konferansjera zostały zarejestrowane w trakcie legendarnego występu GWS w ramach kaliskiego festiwalu muzyki współczesnej.
Oba są zapisem muzycznego strumienia świadomości, w którym przeplatają się formy wokalne (skrawki tekstu, bełkotania, onomatopeje, deklamacje w wymyślonych językach), oraz muzyczna improwizacja z wyraźnie słyszalnymi odniesieniami do world music. Całość składa się na psychodeliczną kompozycję o subtelnej dynamice namaszczoną atmosferą dźwiękowego rytuału. To kontemplacja muzycznej energii unoszącej się i rezonującej pomiędzy instrumentalistami.
Kompozycja trzecia i piąta nawiązują z kolei do dadaistycznego kolażu, jednak źródłem edytowanego materiału staje się transmisja radiowa. To rodzaj zappingu, czy dźwiękowego found footage, układającego się w surrealistyczne słuchowisko.
Kompozycja czwarta, to rodzaj teatrzyku dźwiękowego, dźwiękowej orgii prowadzącej do ekstatycznej kakofonii. Specyficzna rozgrywka na odgłosy pozamuzyczne o proweniencji industrialnej, strzępy melodii, modulacje taśmy, oraz sonorystyczne wykorzystanie instrumentów w najbardziej ekspresyjnych fragmentach zahacza wręcz o estetykę noise.
Ostatni utwór to kompozycja współczesna. Na jej przykładzie wyraźnie słychać zmianę muzycznego paradygmatu Grupy W Składzie jaka zaszła po kilkudziesięciu latach od zawieszenia działalności. Muzycy w o wiele większym stopniu wykorzystują swoje muzyczne doświadczenie i umiejętności przez co ich ekspresja bliższa jest jazzowemu jam'owaniu niż amorficznej impresji.

Na intrygującym wydawnictwie przygotowanym przez Trzecią Falę znajdziemy oprócz rejestracji dźwiękowej, dołączoną książeczkę bogatą, w ilustracje fotograficzną, oraz fachowe teksty dotyczące, m.in. etymologi nazwy zespołu, kontekstu historycznego i artystycznego powstania i działalności Grupy W Składzie, rotacji personalnych, kronikę działań artystycznych, współpracy z grupą KwieKulik, oraz próbę ukonstytuowania GWS na mapie Polskiej awangardy sztuki.


Przypisy:
1. Przemysław Kwiek (źródło: wkładka albumu)
2. ibidem
3. Andrzej Chłopecki "Karlheinz Stockhausen. O muzyczną nadświadomość", „Ruch Muzyczny” nr 18. za Rafał Iwański (Okolice. Kwartalnik Etnologiczny: 1-2/2004) "Hati - droga muzycznej integracji"
http://ccrch.com/wrk/200503.Hati/pdf/hati_-_droga_muzycznej_integracji.pdf
4. Jacek Krokodyl Malicki - oficjalna strona internetowa Grupy W Składzie (zakładka: Krokodyl moowi)

Fotografie Tomasza Sikorskiego udostępnione dzięki uprzejmości kuratora projektu Łukasza Strzelczyka.



GRUPA W SKŁADZIE
2013, Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych "Trzecia Fala"

czwartek, 2 stycznia 2014

Wolność i wyobraźnia nie znają granic, czyli kim jest Operator / 11 - "Dziwo"

"Usłyszeć zachód
... czy to się komuś udało?"
- a czy komukolwiek uda się wiarygodnie oddać słowami to "Dziwo"?


Pozbierać myśli po lekturze "Dziwa" i usystematyzować je w jeden jasny przekaz może okazać się zadaniem nie wykonalnym dla każdego kto intensywnie z nim obcował. Delirium myślowe, stan emocjonalnego rozdygotania, oraz katartyczna siła ulatnia się z tej dźwiękowej lektury jak wirus, albo "sarin", który atakuje, infekuje, obezwładnia i poraża bezsilnością wobec próby opisania. Paraliżuje przy próbie ubrania w słowa twórczej wolności i wyobraźni  które emanują ze spektaklu Pawła Cieślaka i Marcina Pryta. 

Celowo używam tutaj słowa lektura, bowiem materiał nagrany pod nazwą 11 ma w sobie więcej ze słuchowiska, niż z muzyki. Sami autorzy zresztą przedstawiają swe "Dziwo" jako teatr undekafoniczny. I faktycznie znajdziemy w nim więcej elementów, amuzycznych, bądź też antymuzycznych, nieharmonijnych, kakofonicznych, atonalnych, czy dysonansowych niż elementów melodycznych, harmonijnych, czy linearnych. Aby stworzyć to "upiorne słuchowisko" duet Pryt i Cieślak musieli z futurystyczną (a'la Russolo) dezynwolturą porzucić większość konwencjonalnych środków muzycznego wyrazu, zaś żeby w pełni oddać przenikliwość słów poezji Pryta musieli w trakcie tworzenia otrzeć się o szaleństwo i podporządkować się tego szaleństwa logice.

Duet Cieślak - Pryt tworzą paranoiczny spektakl, którego tłem wydaje się postapokaliptyczny krajobraz świata pogrążonego w totalitarnej okupacji, a którego twarzą jest "Operator" - poetycka figura wprowadzona do tekstów "Dziwa" - sprawujący kontrolę i reprezentujący opresyjny system, który kontestują anonimowi bohaterowie opowieści. W fabularnej części "Dziwa" wyeksponowany jest zapis losu takiego anonimowego bohatera ukazanego jako uchodźca, uciekinier, tułacz, czy buntownik. Nie ma tu miejsca na heroizm i bohaterstwo, jest za to zmaganie się ze rzadko podejmowanymi realiami uchodźcy / partyzanta jak strach, głód, smród, zezwierzęcenie, poczucie upodlenia i bezsensu podejmowania walki.

Słuchając słuchowiska 11 warto szczególną uwagę zwrócić na emocjonujący dwugłos jakim przemawiają twórcy; Pryt słowem i głosem, Cieślak muzyką. Przeszywająca moc słowa jest idealnie dopełniona przeszywającą mocą muzyki i dźwięków. Relacja między głosem a dźwiękiem jest dynamiczna, przenika się, dopełnia, eksponuje wzajemnie, jakby autorzy posługiwali się tą sama intuicją aby zbudować wiarygodną, wizję szaleństwa.
(Kolejna część wpisu jest w pewnym sensie spoilerem i może pominąć ją ten, kto jeszcze nie słyszał "Dziwa", dalsze czytanie może pozbawić go emocji, lub narzucić interpretację)

Miarowa, ciężka i głęboka stopa odmierza niespokojnie takt. Przesterowany syntezator wyje, przecinany zgiełkiem dźwiękowych śmieci, zakłóceń, zniekształceń. Powracające frazy fortepianu domykają duszny klimat introdukcji, w którym Pryt "zaprasza nas do swojego królestwa", choć zaraz podkreśla, że "na to całe dziwo (...) opis... dźwięki... kwik... (...) to za mało" by przedstawić "to piekło"
Następnie skarłowaciała melodia dochodząca być może z dziecięcych organków, zanurzona w sentymentalnych akordach akustycznej gitary staje się ilustracją jak z "Domku na prerii" To tło dla gorzkiego monologu Pryta o obezwładniającej spirali strachu inspirowanej przez medialne doniesienia "Owijają mi głowę paskami z informacjami o zabitych i jeszcze z większymi śmiertelnymi ofiarami (...)" Finalnie, wraz z pojawieniem się industrialnych werbli kompozycja "Sarin sarin"  przeobraża się w groteskową karykaturę kołysanki.
Lecz kraina dźwiękowego absurdu dopiero otwiera swoje wrota. Kakofoniczna piskliwa pętla i chiptune'owa nakładka wokalna rodem z filmów Walta Disneya, kontrastuje z przesterowanym syntetycznym basem i agresywną strukturą szumów stanowiąc tło dla dramatycznej fabuły, w której po raz pierwszy pojawia się postać "Operatora". Ów fabularna narracja kontynuowana, jest bodaj w najbardziej wstrząsającym utworze "Przez błota". Treść utworu przypomina powstały jako adaptacja książki Cormaca McCarthy'ego film "Droga" w reżyserii Johna Hillcoat'a, w którym historia uchodźców (ojca i syna) w postapokaliptycznej scenerii jest punktem wyjścia do ukazania degeneracji jednostki ludzkiej zdeterminowanej walką o przetrwanie. Cieślak i Pryt w niezwykle sugestywny sposób oddają naturalizm sytuacji uzyskując go (adekwatnie do tekstu Pryta) poprzez dźwiękowe odpady. Współdziałanie elementów muzycznych ("pijany" klarnet), wokalnych (ponury głos narratora) oraz amuzycznych, (sapanie, bulgotanie, jęczenie, bełkot, szuranie, szamotanie) sprawiają, że atmosfera spektaklu staje się coraz bardziej klaustrofobiczna, niepokojąca i duszna. Paranoja i klimat zdezorientowania podkreślone zostają niezwykłym fragmentem, w którym Pryt wcielając się w bohatera stara się uciszyć i uspokoić dziecko słowami "Cicho! Cichutko" wykrzyczanymi, aż uszy pękają.
Kiedy już udaje im się ukryć rezonujący atonalny fortepian i transowy dron staje się dźwiękową aranżacją partyzanckiej kryjówki "Gdzieś w ciszy w z hałasu szałasie ukrywamy się".  
Noise i industrialny ogłuszający zgiełk "Do broni" stanowi tło manifestu zagrzewającego do buntu i ataku, aby w syntezatorowym chaosie "Zero 2.0"  Pryt, niczym przywódca buntowników ogłosił rebelię. 
Dalej historia nabiera bardziej filozoficzno refleksyjnych rozważań, w pełnej spleen'u pijanej balladzie  "Futerał", czy w nagranej z elektroakustycznym sznytem "Usłyszeć zachód" z wyizolowanym wokalem Pryta i zarejestrowaną studyjną szamotaniną. 
W finale mamy jeszcze świetny paranoiczny dreszczowiec w stylu Philip'a K. Dick'a, "Repeta", zaś całe to "Dziwo" wieńczy wyliczanka ("Świat skończony") o "zasługach" człowieka w żarłocznym i bezrefleksyjnym pochłanianiu i kalaniu nowych terytoriów w celu zaspokojenia swego przerośniętego ego. 

Nie przypominam sobie w historii polskiej muzyki bardziej przejmującego i napełniającego prawdziwym lękiem spektaklu dźwiękowego. Ta szokująca, radykalna, a jednocześnie pasjonująca dźwiękowa lektura nie pozostawia słuchacza obojętnego. "Dziwo" nie przestaje zaskakiwać nawet na chwilę. Intryguje zarówno formą, jak i treścią. Imponuje ilością użytych środków wyrazu  i wyobraźnią twórców: Pawła Cieślaka - który swym kompozytorskim zmysłem odzwierciedla emocje partnera posługując się na równi elementami muzycznymi i antymuzycznymi, ciszą i zgiełkiem, balladą i trenem, oraz Marcina Pryta - który przejmująco inscenizuje nastrój swojej postapokaliptycznej poezji za pomocą całego wachlarzu wokalnych środków ekspresji; poczynając od jęczenia, mruczenia, mamrotania, skamlania, bulgotania, poprzez szept, deklamacje, płaczliwy bądź paniczny ton, a skończywszy na wyciu i wrzasku. 

"Dziwo" to bezkompromisowy atak na uszy słuchaczy, tożsamy  z antymieszczńskimi manifestami twórców industrialu. To spektakl szokujący i totalny. To opresyjna projekcja chorego umysłu łącząca w sobie wątki paranoicznej futurologii Dicka, antyutopi Orwella, poczucia końca cywilizacji i humanizmu Becketta, czy poczucia odrealnienia i wiszącej w powietrzu nienazwanej i nieuniknionej zagłady jak w świecie filmów Beli Tarr'a, z tą różnicą, że "Dziwo" bliższe jest jednak brutalnemu naturalizmowi.




11 - "Dziwo"
2013 BDTA