Pokazywanie postów oznaczonych etykietą electropop. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą electropop. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 stycznia 2016

Alt? Art? Pop! / Polpo Motel "Cadavre Exquis"

Pamiętacie jeszcze Polpo Motel? Duet Olgi Mysłowskiej i Daniela Pigońskiego właśnie powrócił z niebytu po siedmiu latach przerwy.

Odnoszę wrażenie, że zespół ma jakiś kłopot z docenieniem własnej twórczości. Czekać taki szmat czasu na wydanie drugiej płyty, posiadając niezaprzeczalny talent do komponowania przebojowych piosenek z nieprzebojowych inspiracji i brzmień, wygląda jak sabotowanie swoich własnych możliwości. Mając taki potencjał brzmieniowy, wokalny i melodyczny Polpo Motel powinien odgrywać dziś bardziej znaczącą rolę na polskiej scenie alternatywnego popu. Brak czasu, brak wiary, czy może brak chęci na udział w muzycznym "światku"? Nie wnikam w to, choć słuchając "Cadavre Exquis" odczuwam żal z powodu tak rzadkiego obcowania z muzyką zespołu.

Mówiąc wielce ogólnie, lata 80 były momentem, w którym zespoły takie jak Polpo Motel miały idealny czas do epatowania nieskrępowaną wolnością artystyczną. Do worka opatrzonego nazwą art pop (samo pojęcie pochodzi z lat 60-tych) trafiali muzycy, dla których granice muzyki pop były zbyt wąskie, przez co sięgali po dość różnorodne i odważne inspiracje, popadając niekiedy kosztem swojej odwagi w groteskowość. W tej grupie znaleźliby się artyści skrajnie od siebie różni i rozpięci miedzy kiczem a sztuką ("wysoką"); tacy jak Kate Bush, Klaus Nomi, Laurie Anderson, nieodżałowany David Bowie - wszyscy o niebywałej charyzmie i bezkompromisowym języku ekspresji. Swoje szerokie inspiracje i wolność twórczą przekładali jednak na uniwersalną formę piosenki ukonstytuowanej przez schemat zwrotka - refren. Nie inaczej jest z Polpo Motel, którzy posiedli osobliwy patent na mariaż pełnych polotu melodii i wpadających w ucho motywów, z ciężkim (momentami wręcz industrialnym) brzmieniem syntezatorów, gotyckim, potężnym wokalem i imponującym rozstrzałem stylistyk.

"Cadavre Exquis" to imponujący amalgamat estetycznych skrajności, które egzystują ze sobą w zaskakującej harmonii. Operując brzmieniem opartym o syntezatory i automaty perkusyjne Pigoński z niebywałą lekkością przechodzi od wątków zasłyszanych wśród klasyków new romantic ("Overponder"), po brudne i pełne zgiełku industrialne motywy, które mogłyby posłużyć Alessandro Cortiniemu jako podkłady do kompozycji Nine Inch Nails ("Electricity", "Gunpoint"). W międzyczasie fantazja klawiszowca pozwala mu przywołać również avantpopowe wspomnienia o Stereolab ("Run babe run"), czy zapaść się w mroczne i gęste trip hopowe głębiny ("Monster"). Umiejętność atrakcyjnego prześlizgiwania się pomiędzy estetykami, można również przypisać Mysłowskiej i doszukiwać się ich źródeł w bliskich związkach wokalistki z teatrem. Możliwe, że właśnie dzięki temu jest ona w stanie błyskawicznie odbyć przemianę z koturnowej divy ("Twitch") w melancholijną szansonistkę ("Reconciliation"), czy w dekadencką heroinę ("Blur Fade"). Dysponując unikalnym strojem głosu, wokalistka Polpo Motel używa go niezwykle plastycznie i świadomie, nie nadużywając i nie zamieniając go w manierę.

Kompozycje Polpo Motel uderzają swoim rozmachem. Na szczęście mimo dość podniosłej atmosfery panującej na "Cadavre Exquis" jest to materiał daleki od patosu. Mieniące się kolorytem szerokich inspiracji nagrania, brawurowo balansują między glamową koturnowością, pełnym dystansu chłodem, rockową drapieżnością, i parkietową przebojowością. Tym samym, pozostając w ramach muzyki rozrywkowej, kreują własny niepowtarzalny i rozpoznawalny, skrojony z kontrastów styl, który doskonale określa francuski tytuł krążka ("wykwintne zwłoki").

Z wielkim entuzjazmem dorzucam płytę zespołu do listy moich ulubionych płyt AD 2015. I żyję nadzieją, że na następne wydawnictwo nie będę musiał czekać kolejne siedem lat.


POLPO MOTEL "Cadavre exquis"
2015, Lado ABC

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Złota rybka / BOKKA - "Bokka"

Gdybym miał rozpatrywać debiut tajemniczego tria BOKKA w kategoriach oryginalności, poszukiwania własnych form wypowiedzi, czy poszerzania ram gatunkowych to album ten nie mógłby zostać przeze mnie doceniony. "Bokka" to bowiem pełna odtwórczość, bezwstydnie czerpiąca zarówno  z muzycznych jak i wizerunkowych (anonimowość) wzorców skandynawskiego electropopu spod znaku The Knife, Röyksopp. Lykke Li, Múm, Fever Ray czy nawet Goat.
Wsłuchując się szczegółowo i dogłębnie w ten album nie miałem jednak nawet przez chwilę wątpliwości, że sięgnięcie przez BOKKĘ do sprawdzonych i modnych estetyk jest działaniem w pełni świadomym. Z przekonaniem o premedytacji intencji twórców - muzycznie udokumentowaną doskonałą znajomością gatunkowych meandrów i zgrabnością poruszania się po nich - pozostaje jedynie rozliczać ich tak jak malarskich kopistów; z warsztatu i dotrzymania wierności oryginałowi. I właśnie w tych kategoriach "Bokka" wypada wręcz wybornie.

Wysoki poziom realizatorski i produkcyjny tego materiału; bogactwo muzycznych środków wyrazu; śmiałe sięganie do instrumentów akustycznych, syntetycznych, a także własnych, preparowanych; pełna świadomość stylistyki pozwalająca na komponowanie "alternatywnych przebojów"; zapadanie w pamięci charakterystycznym brzmieniem, głosem, melodią; talent do tworzenia chwytliwych motywów; a wreszcie poświęcanie dużej uwagi detalom nadającym muzyce kolorytu stawia ten debiut wysoko pomiędzy światowymi "gwiazdami" electropop. (muzyczne konotacje BOKKI z innymi wykonawcami fantastycznie opisał w swojej recenzji dla Onetu Paweł Gzyl). 

Jakże uderzająca jest również w przypadku BOKKI umiejętność poruszania się na rynku muzycznym i promowania produktu (doskonałe orientowanie się w koniunkturze muzycznej; nastrojowy klimat muzyki, oraz tajemnicza aura towarzysząca projektowi; próba wytworzenia wokół niego enigmatycznej aury, która mogłaby połączyć słuchaczy więzią wtajemniczenia).

Za tak w pełni przemyślanym projektem jakim jest BOKKA nie mogą stać amatorzy, gdyż jego oddziaływanie wydaje się być doskonale zaplanowane na długo przed premierą. Wobec powyższego  BOKKA jawi się jako gruba ryba w przebraniu małej złotej rybki spełniającej oczekiwania polskiej publiczności na świetnie wyprodukowany, przebojowy, alternatywno-popowy album. Sprawi on bez wątpienia dużo niezobowiązującej radości słuchania, ma też wszystko by w szybkim czasie nabrać aury kultowości. Nie ulega również wątpliwości że 2014 rok będzie należał właśnie do tego projektu i z pewnością zobaczymy go na większości plenerowych festiwali w Polsce (Opener już zabookowany)



BOKKA - "Bokka"
2013, Nextpop

wtorek, 8 października 2013

Hyper Pop / Jessy Lanza - "Pull My Hair Back"

O niektórych albumach można rozpisywać się w nieskończoność, o innych w kilku słowach zawrzeć esencje, w przypadku pozostałych wystarczy przytoczyć postać za nią odpowiedzialną, aby wnet otworzył się worek skojarzeń kontekstów i interpretacji. Ten ostatni przykład jest adekwatny do długogrającego debiutu Jessy Lanza "Pull My Hair Back".

Wszystkie tajemnice tego albumu wyjaśnia jedno nazwisko. Nie jest to jednak nazwisko Lanza należące do posągowej piękności z okładki i figurujące jako podpis tego albumu. Ważniejszą osobą od samej autorki  "Pull My Hair Back" jest niewątpliwie współtwórca wszystkich utworów Jeremy Greenspan. Obecność na płycie połowy Junior Boys jest tak dominująca, że w zasadzie spokojnie moglibyśmy opatrzyć album nazwą duetu.

"Pull My Hair Back" jest kontynuacją eleganckiego, intrygująco skomponowanego i wysmakowanego mariażu electropop, r'n'b i disco jakimi kilka sezonów temu uwodził Junior Boys. Pastelowe palety syntezatorowych, analogowych brzmień, wszędobylskie arpeggia, przytłumione clapy, snare'y i hi haty, leniwe (dubowe) tempa, zgrabne, taneczne melodie. Wszystko starannie zaaranżowane, świetnie wyważone, pełne brzmieniowych smaczków. Przebojowe i melodyjne. Natchnione nostalgią, z którą świetnie współgra ciepły soulowy głos Lanzy. Na tym też wkład kanadyjki w powstanie albumu właściwie się kończy. Trudno bowiem po za wokalem doszukiwać się tutaj większej ingerencji Lanzy w materiał "Pull My Hair Back". Zarówno brzmieniowo jak i kompozycyjnie to najlepsze momenty Junior Boys. Dlatego album ten jest świetnym wspomnieniem o tej znakomitej formacji, która w inkarnacji Jessy Lanza wypada momentami wręcz wybitnie.

Co ciekawe "Pull My Hair Back" wydany w barwach Hyperdub wytwórni specjalizującej się raczej w esencjonalnej, miejskiej elektronice jest miłą i zaskakująca niespodzianką, odświeżającą nieco ciężki profil wytwórni, a po (po niedostrzeżonej płycie Waltona i w moim mniemaniu kiepskim albumie Ikoniki) doskonałym potwierdzeniem odwagi wydawniczej i kreatywności w poszukiwani nowych form wyrazu.




JESSY LANZA - "Pull My Hair Back"
2013 Hyperdub