poniedziałek, 19 maja 2014

Zamilska? Sprawdzam! / Zamilska - "Untune"

Zapewne większość z Was, (podobnie jak i autor tych słów) niespełna pół roku temu z zaciekawieniem śledziła narodziny i rozprzestrzenianie się medialnego zamieszania wokół Zamilskiej. Dynamika z jaką narodził się ten związany z jej osobą fenomen, a następnie jak multiplikował we wszystkich dostępnych kanałach internetowych, aby rozrosnąć się do rozmiaru "hajpu" przypominał przewracające się kostki domina i mógł zszokować nawet wytrawnych medioznawców. Natalia Zamilska postać raczej anonimowa, nawet w wąskim światku polskiego niezalu, w przeciągu dosłownie kilkunastu godzin z początkującej, eksperymentującej z nowymi brzmieniami artystki stała się największą nadzieją polskiej elektroniki. Raptem po ujawnieniu światu jednego utworu "Quarrel" zainteresowały się nią media, które z polską muzyką elektroniczną, czy alternatywną nie mają wiele do czynienia. I tylko one, ze swoją dyktaturą klikalności były w stanie z taką beztroską swobodą poddać medialnej stygmatyzacji tą młodą artystkę. Co ciekawe ludzie, którzy wsparli Zamilską w tej, z pewnością stresującej batalii (głównie Wojtek Kucharczyk z Mik Musik) okazali dużo zimnej, krwi umiejętnie podsycając sytuację i wykorzystując zainteresowanie mediów stworzyli tym samym perspektywę dotarcia rodzimej niszowej elektroniki do szerszej publiczności. Przyglądałem się tej sytuacji z pewną obawą, czy presja, która spoczęła na artystce w momencie przyczepienia jej metki "największej nadziei polskiej elektroniki", nie podetnie skrzydeł i nie wyrządzi krzywdy tej jakby nie było nieopierzonej debiutantce. Osobiście starałem się trzymać na dystans i nie dołączać do medialnego szumu stworzonego wokół producentki, oraz nie prorokować jej losów na podstawie zaledwie jednego singla. Postanowiłem zatem spokojnie oczekiwać na premierę albumu. 

Kilkanaście mocno satysfakcjonujących przesłuchań "Untune" sugeruje, że "hajp na Zamilską" okazał się pokerowym zagraniem zarówno samej artystki, jak i jej promotorów. Producentka w mojej opinii wychodzi z konfrontacji z oczekiwaniami wobec jej materiału mocno obronną ręką, okazując się kobietą o żelaznych nerwach i dużej wierze we własny talent. Wojtek Kucharczyk dzięki długoletniemu doświadczeniu po raz kolejny potwierdza swoją niebagatelną odwagę w promowaniu twórców o wyrazistej kreacji artystycznej, oraz podkreśla całkowite zaufanie do ich sztuki.

Album "Untune" bezdyskusyjnie można zaliczyć w poczet reprezentantów brzmienia Mik Musik. Stylistyka, chłodnego i brudnego lo-fi techno wypełniająca debiut Zamilskiej stawia ją w jednym szeregu z innymi reprezentantami tego śląskiego labelu Wilhelmem Brasem, RSS B0YS, czy Kucharczykiem. Podobnie jak wymienieni, Zamilska funduje słuchaczom zdecydowane, rytmiczne kompozycje, rozlewające się ziarnistym, industrialnym pogłosem i niesione tubalną, pompującą stopą. Fabryczny pomruk, ciężkie, basowe tąpnięcia, zgrzyty, kołatania, oraz kostropate, metaliczne faktury dopełniają duszną i gęstą audiosferę "Untune"
Zamilska, mimo iż operuje w stylistyce zbliżonej do RSS B0YS aranżuje kompozycje w sposób zdecydowanie bardziej finezyjny niż anonimowy duet. Podczas gdy RSS stawiają na frenetyczny, plemienny trans, oparty na monotonnej repetycji i minimalizacji bodźców Zamilska stara się urozmaicić swe utwory poprzez częste zmiany wątków, budowanie oszczędnej rytmicznej ornamentyki, różnorodność sampli oraz wprowadzenie całego wachlarza wokalnych motywów dynamizujących akcję.
Im częściej zasłuchuje się w "Untune" tym rzadsze odnoszę wrażenie obcowania z debiutem. Materiał wydaje się być zaplanowana w najdrobniejszych detalach. Artystka jest niezwykle świadoma zarówno jego brzmienia, dynamiki  jak i osi fabularnej. W imponujący sposób posługuje się niedopowiedzeniem, kreując i podgrzewając atmosferę bez obnażania wszystkich atutów drzemiących w kompozycjach. Przykładem niech będzie "Flag", w którym główny, przewijający się przez cały utwór wątek, zostaje w finale brawurowo przearanżowany w przebojowy motyw nabierający mocy solidnej, klubowej kulminacji. W momencie kiedy instynkt słuchacza domaga się gromkiego uderzenia, parkietowej erupcji, Zamilska wycisza kompozycję, dając tym samym sygnał, że jest w posiadaniu producenckich patentów czekających aby rozwinąć się w pełnej krasie w wersjach koncertowych.  
Jednak największą zaletą i zarazem paradoksem wydawnictwa Zamilskiej jest fakt, że po mimo iż jej muzyka zajmuje rejony zarezerwowane dla twardej i mrocznej ekspresji skorodowanego techno, "Untune" ma w sobie niezwykłą zwiewność i świetny flow, sprawiające, że płyta nie dłuży się, nie ciąży, a dodatkowo znakomicie buja.

Z perspektywy pół roku opłaciła się ta szaleńcza kampania wokół Zamilskiej. Zarówno dla samej artystki, którą wydarzenia te na pewno uczyniły silniejszą, oraz pewniejszą, jak i dla polskiej elektroniki, która w osobie Natalii znalazła świetnego ambasadora, przesuwającego granice odbioru gatunku. Sukcesem jest też fakt, że artystka pozostała daleka od kokietowania mainstreamu i nie musiała dopuścić się żadnych artystycznych kompromisów, aby dotrzeć swą muzyką do szerszej publiczności. Jak się okazało wszystko załatwiły media i rozpuszczona pół roku temu fama. Z tego sześciomiesięcznego dystansu "strategia: Zamilska" przyniosła zaskakujące rezultaty, które nie wielu byłoby w stanie przewidzieć. Zamilska niczym koń trojański została zaproszona do wewnątrz systemu, aby swą muzyczną propozycją walczyć z nim od środka. Jeśli przebiegły plan znacząco zwiększy sprzedaż "Untune" wtedy będzie można odtrąbić pełny sukces. Tymczasem Chapeau Bas!




ZAMILSKA - "Untune"
2014, Mik Musik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz