środa, 4 września 2013

Wyrzuty sumienia cz. 2 / Floorplan + Moderat + Jon Hopkins + µ-ZIQ

FLOORPLAN - Paradise / M-Plant 2013

W sportowej nomenklaturze funkcjonuje określenie "grać swoje". To moment w grze kiedy można być spokojnym o wynik i przebieg rozgrywki w oparciu o umiejętności i doświadczenie zawodników, którzy sprzyjający rezultat dowiozą do końca meczu. Grając swoje zawodnik, posługuje się tym co potrafi najlepiej. Nie kombinuje nie upiększa, nie udziwnia. To element rutyny zapewniający zawodnikowi i kibicom spokój przy jednoczesnej satysfakcji z korzystnego wyniku. Taka gra wymaga zarówno talentu, oraz opanowania i doświadczenia. Jeśli przeniesiemy tą terminologię do współczesnej tanecznej elektroniki to po raz kolejny "swoje" po mistrzowsku rozgrywa Robert Hood.
Legendarny producent kolejny raz pokazuje że wie jak zagrać klasykę, tak aby nie straciła ona nigdy na świeżości. Klasykę Techno rzecz jasna! Hood po raz nasty w swojej karierze nagrał album używając tych samych brzmień i schematów będących wizytówką detroit techno, gatunku, którego jest jednym z pionierów. I mimo wykonywania od trzech dekad wciąż tej samej roboty po raz kolejny spod jego rąk dostajemy album fenomenalny. Jeden z ojców amerykańskiego techno jak zawsze stawia przede wszystkim na klarowność materiału i prostotę konstrukcji swoich muzycznych budowli. Paradise to czysty parkietowy konkret, bez udziwnień i kombinowania. To kawał ultra tanecznego techno i house. Pozbawiony ambicji dostosowywania stylu do współczesności, nie romansuje, z żadnymi współczesnymi nurtami, wątkami, czy gatunkami, paradoksalnie zachowując przy tym niesamowitą świeżość i żywotność swojej nuty. Jedyny flirt w jaki wdał się przy nagrywaniu Paradise to gospel, który stanowi wokalny fundament tego kapitalnego albumu.

MODERAT - II / Monkeytown Records 2013

Wciąż zastanawiam się skąd tyle zachwytów pod tym albumem. Przecież mierzyć oba albumy Moderat to jak porównywać okazałe strusie jajo do kurzej wydmuszki.
Brzmieniowa i kompozycyjna formuła debiutu z 2009 osiągnęła absolutny szczyt i jednocześnie została całkowicie wyeksploatowana przez swoje charakterystyczne, skończone brzmienie. Emanowała własnym niepowtarzalnym stylem i świeżą, przebojową wizją. Na Moderat II nie dostaję nic czego bym już wcześniej nie usłyszał, a zespół bardziej przypomina innych wykonawców niż samych siebie (Burial, Phon.o, The Field, solowe nagrania Apparat) oraz czyni nieznośnie kiczowate i pretensjonalne wycieczki w klimaty elektroniki spod znaku New Age z lat 90tych („Therapy” „Gita”)
Unieść ciężar tak mocnego debiutu i zdyskontować jego sukces to w muzyce rzecz rzadka i ocierająca się o geniusz. Dlatego nie spodziewałem się fajerwerków, a jedyną zagadką dla mnie było czy trio jeszcze raz nagra kopię debiutu, czy podąży w innym kierunku. Doceniam to, że członkowie zespołu nie chcieli jednak odcinać kuponu od "jedynki", ale rezultaty ich nowego albumu mimo wszystko zawodzą.
Kompozycje z II są do bólu przewidywalne, sztampowe, mało dynamiczne i paradoksalnie jak na pop za mało przebojowe. Jeśli więc na Moderat I panowie pokazali, że z prostych elementów są w stanie stworzyć zupełnie nową, znakomitą jakość, to przy nagrywaniu II musieli być całkiem wyprani z pomysłów i kurczowo trzymali się sprawdzonych, wyeksploatowanych już we współczesnej elektronice patentów.

JON HOPKINS - Immunity / Domino Records 2013

Kiedy Domino Records wydaje muzykę taneczną zazwyczaj mamy do czynienia z elegancją brzmienia i melodii. Tym razem elegancja spotyka dziką drapieżność. Immunity Jon'a Hopkinsa to piękna i bestia w jednym. Kameralistyka i nastrojowe ambientowe przestrzenie toczą boje z masywnym brutalizmem raz ujarzmiając kostropatą i poszarpaną elektronikę, aby innym razem ulec pod jej nieokiełznaną brudną naturą. Po nagraniach dla King Creosote, Purity Ring, Briana Eno i Coldplay Jon Hopkins nagrywa solówkę, na której łączy swoje namiętności z pod znaku elektroakustyki, ambient i techno. Skłonność do budowania i spiętrzania kompozycji poprzez repetycje prowadzi jednak Hopkinsa prostą drogą do porównania z muzyką The Field. I właśnie w całym tym cholernie charakterystycznym motywie Immunity pobrzmiewa niezbyt szczęśliwie i wtórnie co zniechęca mnie do tej w gruncie rzeczy udanej płyty. Mam jednak wrażenie że muzyka Hopkinsa jest bardziej przekonująca i oryginalna w swojej skromnej, minimalistycznej oprawie, gdzie całą rolę odgrywają brzmieniowe smaczki, dźwięki otoczenia i przestrzeń pomiędzy nimi.


µ-ZIQ - Chewed Corners / Planet Mu 2013

Po nagraniu Chewed Cornes µ-ZIQ jawi się przy swoich podopiecznych z Planet Mu jak zgred wśród gawiedzi młokosów. Gdy wydawani przez niego artyści mkną przez galaktyki próbując przeskoczyć całe wyobrażenie o tanecznej elektronice osiągając zaskakujące rezultaty (RP Boo, John Wizards), jego album brzmi jakby został wygrzebany ze starej, zbutwiałej skrzyni. Ta stylizacja jest tak sugestywna, że album brzmi jakby został nagrany w latach 90 tych i stanowi dowód na okrąg jaki zatoczyła muzyka/kultura przywracając do łask ostatnią przed milenijną dekadę. Gdyby płyta Chewed Cornes ocalała jako jedyna z jakiejś kosmicznej katastrofy byłaby dowodem, na to że od lat 90tych do teraz nic się w muzyce elektronicznej nie wydarzyło. Paradoksem jest, że wydana niemal równocześnie składanka nieopublikowanych nagrań µ-ZIQ z lat 1992 - 1995 Somerset Avenue Tracks wydaje się momentami bardziej progresywna i futurystyczna od Chewed Cornes.
Michael Paradinas podobnie zresztą jak  Boards Of Canada, którzy do produkcji swych nagrań nie użyli żadnych patentów produkcyjnych i kompozycyjnych z ostatnich dwóch dekad, przerażają i zarazem urzekają swoim muzycznym hiperrealizmem. Co prawda album µ-ZIQ nie ma takiej mocy jak Tommorow's Harwest ale stanowi równie interesujący flirt z retromanią.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz