środa, 20 listopada 2013

Szlachetność analogowego brzmienia / Mirt - "Rite of Passage" + Ter - "Fingerprints"

TER - "Fingerprints"
MIRT - "Rite of Passage"
Dwa obrazy Tomka Mirta zdobią dwa nowe wydawnictwa Cat | Sun (sublabel Monotype Rec.). Te dwie premiery to solowy album samego twórcy oprawy graficznej, oraz solowy album Magdy Ter - artystów "zafiksowanych" na punkcie syntezatorów modularnych.

Na okładce "Fingerprints" Magdy Ter swoje wielkie, żółte ślepia wlepia w nas makak czubaty, niezwykle "światły" gatunek, który w stadzie stosuje całkowite równouprawnienie płci. Oczy makaka zdają się być zadziwione czymś, bądź próbują nas wprowadzić w trans swoim hipnotycznym spojrzeniem. 
Podobne spojrzenia kierują na nas bohaterowie surrealistycznej okładki "Rite of passage" Mirta. Jej z pozoru sielski nastrój i scenerię burzy obecność postaci w czarnym jednolitym kostiumie, białej masce z długim czerwonym nosem i umalowanymi policzkami pozująca wraz z kobietą przy Cadillacu, bądź Lincolnie. Wpatrują się w nas zaskoczeni naszą obecnością, na wpół kroku przed wejściem do auta. 
Obie okładki mogą być świetną inspiracją do swobodnego fantazjowania i snucia tajemniczych fabuł. Do próby nawiązywania relacji między dźwiękiem i obrazem. Muzyka Ter i Mirt jak najbardziej sprzyja takim odlotom.

Jeśli natomiast chcielibyśmy uzyskać rzeczywiste analogie pomiędzy oprawą tych płyt, a ich dźwiękową zawartością to wiele z nich znajdziemy przyglądając się detalom tych wydawnictw.  Brak tytułów utworów, informacje o autorstwie zredukowane do niezbędnego minimum wystarczającego jedynie do identyfikacji z dziełem, którego tytuł został wyeksponowany na tylnej obwolucie. Eleganckie, minimalistyczne wydania tonące w ciepłych, pastelowych, jednolitych barwach kojących oko. Taka jest też muzyka obu albumów. Minimalistyczna, wyciszona, hipnotyzująca i nieśpieszna.

Zarówno Mirt jak i Ter pozwalają nam kontemplować pastelowe odcienie modularnego brzmienia. Dźwięków niezwykle szlachetnych, nasyconych, soczystych, selektywnie współistniejących ze sobą. Do rozkoszy doprowadza słuchacza śledzenie tych mięsistych, atłasowych basów dryfujących w tłach, elektrycznych wyładowań arpeggiów, czy stłumionych stóp automatu perkusyjnego, które nadają temu kosmicznemu krajobrazowi dostojnego, leniwego tempa. Te ascetyczne kompozycje oparte zaledwie na kilku dźwiękach, kilku motywach i barwach rozlewają się szerokimi plamami tworząc oniryczne i jak najbardziej psychodeliczne scenerie.

To co różni oba te albumy to indywidualne tory na które artyści kierują swoją koncepcję kosmicznej muzyki, a które doskonale można scharakteryzować jako opozycją pomiędzy elementem dynamicznym Magdy Ter i statycznym Tomka Mirta. 

"Fingerprints" to pozycja bardziej ruchliwa, ale nie mniej hipnotyczna niż "Rite of Passage". Do analogowej osnowy albumu Ter wprowadziła instrumenty perkusyjne, które nadają jej kompozycjom lekkości i atrakcyjnej ornamentyki. Chwilami wkradają się elementy egzotyki (3,5), muzyki klubowej (analogowe subtelne techno (3)), czy też dubowe inklinacje (5).

"Rite of Passage" to z kolei propozycja bardziej statyczna, ambientowa, której autor pozwala nieśpiesznie wybrzmiewać. Przypomina ona w delektowaniu się analogowym brzmieniu współpracę Piotra Kurka i Sylvi Monnier w ramach projektu Suaves Figures. Swoje kontemplacyjne aranżacje Mirt chętnie wzbogaca o rejestracje field recording, wycinki z filmów o zombie, a także egzotyczne brzmienie bansuri - indyjskiego fletu. 
Tytuł albumu Tomka Mirta chciałbym interpretować w taki sposób że, muzyk zaprasza słuchaczy do wspólnego przeżywania ceremonii dźwiękowego rytuału przejścia, w trakcie którego za cenę cierpliwości, koncentracji i uważnej kontemplacji dostąpią oni dźwiękowej inicjacji, aby stać się bardziej dojrzałymi i wrażliwymi słuchaczami. W czasach, w których co raz więcej adresatów kultury ma kłopot z recepcją większego dzieła, w czasach kiedy nowym sposobem na konsumowanie treści muzycznych / kulturowych jest skipowanie płyt i dyktatura fragmentu (singla)  tak rozumiany rytuał przejścia byłby nie do przecenienia.

Muzyczne combo Mirt-Ter występujące wspólnie również na żywo otwiera słuchaczom uszy na szlachetność analogowego brzmienia stawiając na Panteonie te jakże niezgrabne i nie kompaktowe urządzenia jakimi są syntezatory modularne. W ich rękach te maszyny ukazują swoje bogactwo i duszę, a także czarującą usterkowość i nieprzewidywalność. Wskazują jednocześnie, że poprzez ich manualne użycie i oryginalne, mięsiste brzmienie dużo bliżej im do instrumentów akustycznych  niż do cyfrowego interfejsu muzyki laptopowej.

MIRT - "Rite of Passage" / TER - "Fingerprints"
2013 Cat | Sun / Monotype Rec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz