Polsko - duńsko - szwedzki, sześcioosobowy kolektyw LOVE debiutuje zachwycającym hymnem do miłości.
Twórcza aktywność polskiego zaciągu muzyków studiujących w prestiżowym kopenhaskim
Rhythmic Music Conservatory, w szybki czasie przybrała formę nowego zjawiska w polskim jazzie. Kreatywna i niezwykle płodna grupa muzyków jest niewątpliwie zwiastunem pokoleniowej zmiany na rodzimej scenie. Jędrzej Łagodziński, Szymon Gąsiorek, Franciszek Pospieszalski, Grzegorz Tarwid, Maciej Kądziela, Kuba Wójcik, Kamil Piotrowicz, czy Albert Karch (a dodajmy tu jeszcze muzyków formacji EABS, o której pisałem wczoraj) dają wszelkie preteksty, aby śmiało zakrzyknąć, że oto „Idzie nowe!”. Już bowiem na starcie to pokolenie jazzujących dwudziesto-trzydziestolatków ma fundament, który lokuje ich tam gdzie znajdują się doświadczeni i dojrzali artystycznie jazzmani. Przykładem niech będą choćby znakomite płyty Karcha i Tarwida, nagrane ze starszym o pokolenie Wojtkiem Jachną. Cała polska frakcja duńskiego konserwatorium to artyści już ukształtowani, mający znakomity warsztat instrumentalny, formalny i kompozytorski, pozwalający im na sprawne realizowanie swoich autorskich koncepcji. Bez wpadek i bezpłodnych poszukiwań będących przypadłością debiutantów, bądź samouków. Osłuchani, obeznani z klasyką, nie tylko jazzową, a przede wszystkim ograni w uczelnianych kolaboracjach i muzycznych jamach, doskonale panują nad dźwiękową materią, nie pozwalając aby improwizacja, która często maskuje niedociągnięcia warsztatowe stała się istotniejsza od myślenia kompozycyjnego. Myślenia, trzeba podkreślić, w pełni młodzieńczego, natchnionego swobodą i bezkompromisowością. Nieskalanego przyziemnością, a przesyconego duchem, szczerością i wciąż jeszcze ideą poszukiwania w muzyce miłości i piękna. Nie bez przyczyny wydawnictwo założone przez kolektyw polskich i skandynawskich muzyków nazywa się Love & Beauty Music, a poszczególne formacje w skład w których wchodzą inicjatorzy tego przedsięwzięcia: The Love & Beauty Seekers, bądź po prostu LOVE. Wynikiem tej niezwykłej jak na nasze czasy szczerej postawy w sztuce są nagrania o wyrazistym charakterze, pełne polotu, bezpretensjonalności, narracyjnie lekkie, a przy tym bogate warsztatowo i niezwykle różnorodne, czerpiące z wielu tradycji, stylistyk i kultur.
Nie można nie dać się uwieść temu młodzieńczemu porywowi. Nic dziwnego, że ich nagrania z miejsca zostały docenione przez Polskich recenzentów. Tak było zarówno z wydaną niedawno przez For Tune płytą sekstetu Franciszka Pospieszalskiego, oraz z wydawnictwami z Love & Beauty Music, za którymi stoją saksofonista Jędrzej Łagodziński i perkusista Szymon Gąsiorek, odpowiadający za kompozycje kolektywów (odpowiednio) LOVE i Pimpono Ensemble. Dodajmy jeszcze, ze obaj wraz z Pospieszalskim współtworzą trio The Love & Beauty Seekers.
W skład LOVE oprócz Łagodzińskiego i Gąsiorka wchodzą muzycy z Danii i Szwecji; wokalistaka Lo Ersare, pianista Petter Rylen, tubista Rasmus Kjaergard Lund i kontrabasista Tomo Jacobson. Jednak w sesji nagraniowej wzięli również udział wokaliści Kalina Wasilewska, Kaspar Vig, Nicolai Noa, oraz kilkudziesięcioosobowy chór. Już na wstępie trzeba bowiem zaznaczyć, że „E Bik Dangam Lan” to album w dużej części oparty na ludzkim głosie. Wnikliwe podejście do wokalnej artykulacji i różnorodne jej użycie obrazuje filozofię według której Łagodziński skomponował debiut swojej formacji. Opiera się ona na muzycznym eklektyzmie i silnym duchowym przeżyciu. Niemal każda z kompozycji została zainspirowana innym pomysłem na aranżację i ekspresję wokalną. W introdukcji („Creation - Drone”) mamy do czynienia z głosem niskim, gardłowym zestrojonym z dronującymi instrumentami. Następnie („Creation - Beginning”, „Creation - Lament”) słyszymy głos improwizujący, naśladujący dźwięki instrumentów i posługujący się licznymi figurami intonacyjnymi. Dalej natrafimy na głos użyty jako jeden z trybów zamachowych maszyny repetycyjnej („Creation - Reminiscence”). Piosenkową wokalizę na dwa głosy, będącą wyznaniem jedności i miłości czynionym przez Łagodzińskiego i Ersare („I am you”). Głos swingujący („Life Path Number 7”). Głos ekspresyjnie deklamujący japoński poemat („Yakuza”), a finalnie („E Bik Dangam Lan”) chór snujący orientalną mantrę, zamykający ten pasjonujący album przy akompaniamencie morskich fal.
Różnorodność wokalna idzie w parze z bogactwem wątków i odniesień jakie znalazły się na „E Bik Dangam Lan”. Czego bowiem tutaj nie ma. Są przenikliwe, wibrujące drony; sonorystyczne eksperymenty; natchnione, ekstatyczne kulminacje, budowane w oparciu o repetycję i rozrastające się niczym kula śniegowa tocząca się ze zbocza. Mamy również wpadającą w ucho piosenkę o popowym potencjale, czy aranżacje na chór. Każdy z utworów to popis erudycji muzycznej Łagodzińskiego, jego umiejętności operowania formą i kreowania dramaturgi. Całość jest wręcz wzorowy przykładem koncept albumu, zrealizowanego z myślą o najdrobniejszym elemencie wielowątkowej i dynamicznej narracji. Prócz wpływów stylistycznych (sonoryzm, minimalizm, spiritual jazz, free improv) i multikulturowych inspiracji (Japonia, Skandynawia, kultura popularna, Indie), „E Bik Dangam Lan” natchniony jest emocjami, które nie tylko ze względu nazwę zespołu możemy utożsamiać z różnymi wcieleniami miłości; od uniesień i ekstaz, po smutek, melancholię czy gniew. Płyta nieustannie uwodzi słuchacza, przymila się mu, pieści zmysły, ale i niezmiernie intryguje, zaskakuje i pobudza – wszystko w doskonałych proporcjach.
Jeśli miałbym gdzieś ulokować ten album na mapie odniesień, to znalazłby się on w jednym rzędzie z nagraniami Warsaw Improvisers Orchestra i Fire! Orchestra Matsa Gustafssona. Z tą różnicą, że to Łagodziński bardziej panuje nad improwizacyjnymi zapędami solistów i nad formą, która nie rozłazi się samopas i jest kontrolowana nawet w momentach kiedy wydaje się, że w narrację wdziera się improwizowany zamęt. Autor „E Bik Dangam Lan” potrafi czujnym uchem kontrolować rozognione frazy swoich muzyków, w mgnieniu oka nadając im logiczny i harmonijny ciąg.
Nie będę się zatem już dłużej krygował, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej płyty. Udzieliła mi się ta młodzieńcza, pełna polotu i wyobraźni energia twórców. Kocham tę płytę, kocham zespół. Kocham Łagodzińskiego za nieczęsto już znajdywaną w muzyce autentyczność i otwartość, dziecięcą wręcz wrażliwość i młodzieńczy idealizm. Kocham „E Bik Dangam Lan” za wspaniałe nawiązanie do spiritual jazzu, za wokale, za użycie chóru, za obecność tak rzadko spotykanej, a mojej ulubionej tuby. Kocham za zróżnicowanie, bogactwo i wszechstronność, a przy tym za umiar i świadomość kompozytora, które uchroniły ten wielowątkowy album przed przesytem i przeszarżowaniem. Kocham za muzykę, z którą chcę się identyfikować, muzykę pełną emocji piękną, świeżą i budującą, a przy tym co najważniejsze, intrygującą i niebanalną. Peace & Love... and Beauty!
LOVE „E Bik Dangam Lan”
2017, Love & Beauty Music
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz