niedziela, 4 października 2015

Dawca organów / Mazzmelancolié - st

Twórczego urodzaju Micromelancolié ciąg dalszy, choć tym razem to nie on będzie głównym bohaterem tego wpisu.

Nikogo kto śledzi poczynania producenta z Gliwic nie powinna dziwić nieustająca lawina wydawnictw Roberta Skrzyńskiego. Na przestrzeni zaledwie kilku ostatnich miesięcy jego nagrania zasiliły repertuar kolejnych polskich i zagranicznych labeli: m.in. Zoharum (duet z Sindre Bjerga), Wounded Knife, Pointless Geometry (jako Ixora), Audile Snow, BDTA, Seagrave.

Właściwie, oczekiwałem już jesiennej premiery nowego projektu Skrzyńskiego i Antoniny Nowackiej (WIDT, KiRK) przygotowanego do wydania w Requiem Records, kiedy to zupełnie niespodziewanie Wounded Knife zaskoczyło kasetą Mazzmelancolié. Jak łatwo domyślić się po nazwie wydawnictwo to jest kooperacją z Jerzym Mazzollem; projektem z kategorii dźwiękowego (e)mail artu. Panowie (jeszcze) nie spotkali się w studiu, a ich współpraca przebiegała jedynie korespondencyjnie.

Poniekąd dlatego, że muzyce (i warsztatowi) Roberta Skrzyńskiego poświęciłem w ostatnich miesiącach sporo czasu, poniekąd z innych przyczyn, o których przeczytacie dalej, na duet Mazzmelancolié postanowiłem spojrzeć z perspektywy Jerzego Mazzolla, który nie składając broni wciąż poszukuje nowych podniet i świeżej krwi. Współpraca ta wpisuje się bowiem w pewien kierunek, którym po powrocie z muzycznych zaświatów porusza się klarnecista. Mazzoll, co widoczne i słyszalne podąża z duchem czasu, z dużym animuszem zerkając w stronę nowych estetyk. W ich arkana wprowadzają go współpracownicy, dla których jeszcze pokolenie temu jako jedna najbardziej charyzmatycznych osobowości polskiego yassu pełnił rolę muzycznego idola ("Po roku 2000 klarnet Mazzolla stanowił dla mnie i kilku przyjaciół ścieżkę dźwiękową pod pełne wzruszeń studenckie prywatki oraz pod częste przeprowadzki, które były naturalną konsekwencją tych pierwszych" - pisze na swoim profilu FB Skrzyński).

Mazzoll w swoim flircie z producentami niezwiązanymi z jazzem, przypomina nieco wampiryczną figurę bohatera filmu"Tylko kochankowie przeżyją" Jima Jarmuscha. Odradza się po raz wtóry, obsesyjnie poszukuje nowych estetycznych doznań, a suma doświadczeń muzycznych zgromadzonych na przestrzeni epok pozwala mu adaptować się w nowych warunkach i zaskakiwać artystyczną mimikrą. Wyjściem z artystycznej trumny było dla Mazzolla spotkanie z Marcinem Dymiterem, rówieśnikiem z awangardowej niszy polskiej muzyki lat 90tych. Prace przy "Responsio Mortifera" (2012) przebiegały w podobny sposób co współpraca z Micromelancolié. Mazzoll otworzył swoje przepastne archiwa pozwalając z nich do woli czerpać i reinterpretować. Kolejnym przystankiem do "nieśmiertelności" był projekt Dwutysięczny (2013) Błażeja Króla, w którym Mazzoll wystąpił również jako dawca organów (wraz z Radkiem Dziubkiem i Wojtkiem Kucharczykiem), użytych do splecenia wielce udanego dźwiękowego "Jedwabnika". Kolejną ofiarą, z której klarnecista wyssał krew był Igor Pudło ze Skalpela, jednak z powodu wydawniczych perturbacji ich współpraca finalnie nie ujrzała światła dziennego. Również tegoroczna płyta projektu MazzSacre wydana dla Instant Records, pomimo że została nagrana w sposób iście ekwilibrystyczny przez pokaźny band, finalnie jest rezultatem producenckich wycięć i sklejeń w wykonaniu Echo Deal pracującego pod dyktando Jerzego Mazzolla. Po drodze wydarzył się epizod na płycie Artura Maćkowiaka i Grzegorza Pleszynskiego, gdzie wmontowana ścieżka klarnetu potęguje artystyczną wartość kompozycji. Teraz nadeszła pora na Roberta Skrzyńskiego, choć Mazzoll zdążył już donieść o kolejnych eksperymentach dźwiękowych prowadzonych tym razem wespół z Jerzym Przeździeckim.

Klarnecista niewątpliwie ma dobrą intuicję w doborze współpracowników, o czym świadczą pochlebne opinie z jakimi spotkały się powyższe realizacje. Trudno jednak nie ulec wrażeniu, że obecność artystyczna Mazzolla jest w nich zaskakująco bierna i niewspółmierna z artystyczną charyzmą i mistrzowskim warsztatem. Większość z wymienionych produkcji jest właściwie jedynie próbą adaptacji muzyki i idei  rodem z lat 90 w aktualną estetykę. Twórczym remiksem, za którego rezultat większą odpowiedzialność ponoszą współautorzy niż sam klarnecista. Wkład Mazzolla zdaje się bowiem być, nie wiele większy niż kolaż autocytatów, choć trzeba uczciwie przyznać, że w jego przypadku jest akurat z czego cytować.

Właściwie z pominięciem MazzSacre, spotkania z kolejnymi projektami Mazzolla owocują ascetycznymi kompozycjami, utrzymanymi w kameralnych nastrojach i pozbawionymi wykonawczej brawury, czy dadaistycznego zacięcia tak charakterystycznego dla yassowego okresu gdańszczanina. Podobnie jest w przypadku projektu Mazzmelancolié. Skrzyński nie rewolucjonizuje Mazzolla, jedynie zagarnia od niego elementy potrzebne do budowania swoich charakterystycznych ambientowych paczworków. W zestaw mazzollowych sampli wchodzą zatem zarówno rytmiczne basowe pomruki klarnetu, jego dronująca wibracja, jak i bardziej melodyjne fragmenty, wraz z kultowymi cytatami na czele ("Ojczyzną naszą dobroć, dobroć, dobroć" w "B1"),  które klarnecista używa jako swoją twórczą sygnaturę. Wszystkie te elementy Skrzyński z elegancją wplata w eteryczną, zaszumiałą i pełną dźwiękowych detali scenografię.

Mazzmelancolié nie jest wprawdzie brawurową próbą reinterpretacji idei Arhythmic Perfection, o jaką pokusił się choćby Marcin Dymiter, nie jest również pomnikiem wystawionym mistrzowi. Dla Skrzyńskiego to z pewnością nobilitacja nagrywać z legendą, zaś dla Mazzolla, świeża krew jest nieco sztucznym przedłużeniem muzycznej egzystencji. W związku z tym marzy mi się osobna wypowiedź Mazzolla, skrojona na miarę naszych czasów, być może czerpiąca właśnie z doświadczeń z ostatnich trzech lat, w których jego osobowość krzyżowała się z muzykami opierającymi ekspresję na poszukiwaniu i przekraczaniu kolejnych eksperymentalnych nisz. Coś co swoim zaangażowaniem i charyzmą nie pozostawiałoby żadnych wątpliwości co do studyjnej formy mistrza. Coś tak intensywnego jak mrożąca krew w żyłach adaptacja "Święta wiosny" nagrana wespół z Tomaszem Sroczyńskim. Propozycja, która ulokowałaby niekwestionowany talent i doświadczenie twórcy w nowym kontekście. Z pewnością Mazzoll należy bowiem do typu osobowości artystycznych od których wymaga się więcej i dla których ciągła ewolucja determinuje twórczą egzystencję.


MAZZMELANCOLIÉ - st
2015, Wounded Knife

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz