czwartek, 6 czerwca 2013

Na tropach Mount Kimbie / Mount Kimbie - Cold Spring Fault Less Youth

Im dłużej słucham nowego albumu Mount Kimbie Cold Spring Fault Less Youth, tym bardziej przemawiają do mnie dźwięki duetu, a jednocześnie oddalam się od próby nazwania tego z czym obcuję. Próba sklasyfikowania w czytelny sposób muzyki Kai'a Campos'a i Dominic'a Maker'a jest z próbą karkołomną, gdyż muzycy z niebywałą elastycznością unikają prostych kalek, jedynie ocierając się o  pojedyncze wątki stylistyk, takich jak trip hop, ambient, post dubstep, muzyka klubowa czy eksperymentalna elektronika. O ile jednak wpływy i inspiracje są w ich przypadku dość czytelne, o tyle identyfikacja z nimi może być tylko w niewielkiej części trafiona. Chęć poszerzania ram gatunkowych a raczej uciekania poza nie, otworzyła duetowi szerokie pole muzycznej eksploracji ograniczonej jedynie wyobraźnią.

Post dubstep? 
Duet Mount Kimbie podąża tą samą drogą co ich rówieśnicy na elektronicznej scenie - James Blake czy Darkstar - tworząc unikalny i szalenie intrygujący międzygatunkowy patchwork. Fundamentem tego kolażu jest mariaż brzmień syntetycznych z żywymi oraz z wokalem. Dla wspomnianych twórców elektronika spełnia rolę jedynie mniej lub bardziej wyrazistego stelaża, na który muzycy z upodobaniem dokładają kolejne akustyczne i wokalne wątki. 
Paradoksem jest, że wszyscy wymienieni wyżej Mount Kimbie , Blake'a i Darkstar wylecieli z tego samego dubstepowego gniazdka, choć akurat tej stylistyki w ich nagraniach słychać chyba najmniej. Słychać natomiast brytyjską namiętność do połamanej rytmiki, perkusji i skomplikowanych  podziałów, zaczerpniętą w prostej lini z dubstepu, drum'n'bass, jungle czy garage. Mount Kimbie świadomie znaleźli się na skraju gatunku adaptując jego fragmenty w kanwę muzycznego eksperymentu, któremu bliższe są studyjne doświadczenia niż klubowe parkiety. Owszem album Crooks & Lovers i poprzedzające go epki dużo śmielej flirtowały z klubową tradycją zawadzając o burialowe duby, garage czy techno, ale Cold Spring Fault Less Youth jest już jedynie dalekim wspomnieniem tamtych około-parkietowych klimatów.

Trip hop? Ambient?
Na albumie Cold Spring Fault Less Youth atmosfera ulega jeszcze większemu zaszumieniu i przytłumieniu, a kompozycje podążają w stronę kameralnych ambientów, przytłoczonych masywnością brudnego brzmienia. Łatwiej tutaj otrzeć się o granicę przesteru i zanurzyć w głębokim, smolistym basie niż wyłuskiwać krystalicznej jakości sample i kliki, które często towarzyszyły wcześniejszym nagraniom duetu. Dźwięk jest przykurzony i zamglony szumami, bit bardziej kostropaty, pokraczny, kompozycje stają się coraz bardziej oszczędne, a muzyka wciągająca i hipnotyczna. W tłach zaś wybrzmiewają charakterystyczne dla Mount Kimbie ascetyczne rozwibrowane syntezatorowe plamy wprowadzające kwasową atmosferę, niczym klawisze Ray'a Manzarka na płytach The Doors.

Pop?
Wciąż kluczową rolę w muzyce Mount Kimbie odgrywają wątki, w których pojawiają się żywe instrumenty (zwłaszcza gitara elektryczna i basowa), które budują oszczędne melodie, oraz momentami zaskakują swoim brzmieniem, przywodząc na myśl zarówno dalekie jak i bliskie echa skojarzeń. W kilku utworach bas brzmi, jakby grał na nim sam Peter Hook (m.in. So Many Times So Many Ways, Fall Out), zaś gitary nieodparcie sprzęgają się z brzmieniem The XX i podobnie jak u nich chwytliwym riffem wyznaczają tylko cezury w ambientowej przestrzeni. Te bliźniacze powiązania między zespołami musieli również dostrzec członkowie The XX zabierając Mount Kimbie na część swojej tournee.
Po raz pierwszy w nagraniach londyńskiego duetu znikają wokalne sample i zostają zastąpione regularnymi wokalistami. Na Cold Spring Fault Less Youth za mikrofonem udziela się swoim kruchym głosem członek Mount Kimbie Kai Campos. Jego raczej delikatna barwa zostaje jednak zrównoważona brutalną artykulacją zaproszonego do dwóch utworów King Krule (Archy Marchal to nadzieja młodego brytyjskiego rapu, jedna z gwiazd zeszłorocznej edycji Tauron Nowa Muzyka). Jego wulgarna i rozlazła barwa głosu momentami może przypominać manierę i ciężar głosu grunge'owych wokalistów i niewątpliwie dodaje kompozycjom Mount Kimbie mrocznego rockowego posmaku.
W ramach poruszania popowych wątków w muzyce Mount Kimbie, warto wspomnieć również o zmianie wydawcy. Duet Brytyjczyków zamienił bowiem dotychczasowy niszowy Hotflush Recordings - matecznik nowych wątków w klubowej elektronice na rzecz "niezależnego majorsa" - Warp - ostoję gwiazd niezalu i alternatywnego popu. (Tą samą drogą na ostatniej płycie poszedł też wspominany Darkstar, który porzucił na rzecz Warp'a kultowy label Hyperdub. Niestety nie wpłynęło to tak dobrze na kondycję artystyczną Darkstar, jak stało się to w przypadku Mount Kimbie, którzy pod skrzydłami zasłużonej wytwórni wyraźnie rozwinęli swój warsztat muzyczny i wyobraźnię).

Cold Spring Fault Less Youth jest pełną niespodzianek kopalnią inspiracji, skrytą za dość szczelnym murem, ale przyciągającą swą unikalną urodą. Czas poświęcony na pokonanie tego muru, pozwala na pełne poznanie kompozytorskiego zmysłu Camposa i Markera. Nowy album zawiera w sobie szereg tropów, jakimi może podążać słuchacz. Tropów równoległych sobie i równoważnych z innymi. 
Londyński duet coraz śmielej przemieszcza się w stronę muzycznej abstrakcji, co trafnie przedstawia okładka Cold Spring Fault Less Youth. Nie oglądając się na trendy i mody panowie z Mount Kimbie z coraz to większą konsekwencją i przy coraz większym sukcesie artystycznym dążą do sformułowania jedynego w swoim rodzaju muzycznego języka. Przysłuchiwanie się temu procesowi daje słuchaczowi dużo satysfakcji i niejednoznacznych tropów do analizy.


MOUNT KIMBIE - Cold Spring Fault Less Youth
Warp 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz