wtorek, 13 marca 2018

Kaseta jest szczera - wywiad z Mateuszem Wysockim



Jakiś czas temu odbyłem z Mateuszem Wysockim z Pawlacza Perskiego luźną rozmowę na messengerze o kasetach magnetofonowych. Szybko jednak dostrzegliśmy wartość tej polemiki i zdecydowaliśmy się jej treść upublicznić w formie wywiadu. Dyskutowaliśmy m.in. o tym jak ów nośnik postrzegany jest przez odbiorców muzyki; o właściwościach fizycznych i dźwiękowych kasety, roli jaką odgrywa w kształtowaniu polskiej sceny muzyki eksperymentalnej. Z odpowiedzi Wysockiego wykluwa się klarowna wizja ukazująca kulturotwórczy potencjał kasetowych wydawnictw.

Jaki jest koszt wydania jednego tytułu na kasecie? I co wchodzi w koszty tego wydania?

Mateusz Wysocki: Koszt zależy od nakładu i kilku innych rzeczy. Trzeba zapłacić za kasety, opakowania, poligrafię. Kalkulator zazwyczaj wskazuje 500 zł za 50 sztuk, a do tego trzeba jeszcze doliczyć mastering.

Jednak z początku Pawlacz Perski był netlabelem. Kasety odkryliście dopiero w 2014?

MW: Sprawa z kasetami jest prosta. Mam zajebistą kobietę i ona motywuje mnie do wielu rzeczy. Któregoś dnia powiedziała mi wprost, że Pawlacz – jako netlabel - jest byle jaki i powinniśmy na serio się za niego zabrać. Przegadałem temat z Leszkiem (Lech Nienartowicz współzałożyciel labelu) i tego samego dnia już obczajaliśmy jak się prowadzi kasetowy biznesik, skąd sprowadzać artykuły. Także można uznać, że to Justyna stoi za przejściem na nośnik, choć bezpośrednio nie zasugerowała kasety.

Co z know-how?

MW: Podstawowe info techniczne zgarnąłem od Michała Turowskiego. Większość informacji okazała się zupełnie bezużyteczna, bo Michał wówczas nie zwracał uwagi na jakość i musiałem się sam nauczyć jak porządnie nagrywać kasety. Chcesz otworzyć label?

Nie. Chciałem napisać tekst o scenie kasetowej w Polsce.

MW: Fajnie, tekst o kasetkach to szczytny cel. Im więcej osób zacznie to traktować jako poważne zjawisko, a nie hipsterską modę tym większe szanse na przeżycie mają labele takie jak Pawlacz.

Mateusz Wysocki (Fischerle) - producent muzyczny, współzałożyciel labelu Pawlacz Perski
FOTO: Justyna Kociszewska

„Im więcej osób zacznie to traktować jako poważne zjawisko, a nie hipsterską modę tym większe szanse na przeżycie mają labele takie jak Pawlacz.”


Sugerujesz że Pawlacz nie przeżyje?

MW: My sobie robimy przerwę w Pawlaczu. Mamy jeszcze dwa wydawnictwa, jedno w kwietniu, drugie w czerwcu i do końca roku zawieszamy temat, żeby wymyślić jakieś nowe metody dotarcia z kasetami do ludzi. Najbardziej męczy mnie to, że wszystko się kręci wokół tej samej grupy. Taki zaklęty krąg. Chciałbym, żeby kasety zaczęły trafiać do przypadkowych osób.

A jak to dotarcie kształtowało się przez ostatnie lata?

MW: Różnie. Raz poszedłem na targi i próbowałem handlować, rzutem na taśmę sprzedałem może z 3 sztuki. Bezpośredni kontakt z klientem i pogadanki to coś, do czego zupełnie się nie nadaję. Cała sprzedaż idzie przez Bandcamp, kupuje głównie zagranica i bardzo się z tego cieszę.

Może większość potencjalnych odbiorców w Polsce nie ma magnetofonów?

MW: Ale to jest koszt 300-400 zł za dobrego Akai, to nie są wielkie pieniądze.

W dobie powszechnej cyfryzacji, miniaturyzacji ma sens taka inwestycja?

MW: Według mnie to jest sprzężenie zwrotne. To my sami mamy wpływ na to jaki jest duch czasu. Im więcej będzie się mówić o cyfryzacji, tym więcej osób będzie podawać to jako kluczowy argument. Każdy w życiu ma jakieś dziedziny, w których nieustannie podejmuje wysiłek, więc czemu kaseta, jako przedmiot tego wysiłku, miałaby być czymś wyjątkowym?

Ale o czym tu dyskutować? Postęp technologiczny to fakt.

MW: Wyznaję podejście, według którego wybieram sobie różne technologie, a nie ślepo kieruję się tym, co aktualnie najnowsze. Nigdy nie przerzucę się na Kindla, bo kontakt z papierem i zapach książek do dla mnie podstawa, choć powoli tego typu wypowiedzi zaczynają brzmieć pretensjonalnie. Czy kasety są w stanie zawojować rynek, tego nie wiem. Pytanie czy koniecznie muszą go zawojować – być może emergencja zachodzi przy dużo mniejszej ilości, niż to sobie wyobrażamy. Może wystarczy, że kasetami zacznie się interesować 10 razy więcej osób i to ożywi cały biznes. Szedłbym bardziej w tym kierunku.

Wydaje mi się że zainteresowanie kasetami jest na poziomie zainteresowania analogową fotografią. Zaś jeśli chodzi o książki to też lubię zapach papieru, druku i książkę jako obiekt, jednak wszystkie pozycje (pomijając komiksy i albumy) z mojej biblioteki chętnie wymieniłbym na pliki. Stawiasz sprawę opozycyjnie, z jednej strony gonienie za technologiami, z drugiej zjawisko napędzane sentymentem ja wybieram praktyczność. Kulturotwórczą siłę zjawiska kasetowych labeli upatruję nie w samym nośniku, ale w tym że ten fenomen wydawniczy zwrócił uwagę na istnienie ciekawych zjawisk muzycznych. Samym nośnikiem się nie ekscytuję, żadnym zresztą. Każdy przedmiot to problem, mimo że pięknie wygląda.

MW: Może tak to zabrzmiało, natomiast w praktyce chyba unikam, aż takiej opozycyjności. W studio mam świeży sprzęt, np. moduły, które wyprodukowano 2 lata temu, ale mam też czteroślad tascama z lat osiemdzięsiątych i to działa ze sobą znakomicie. Uważam, że pojęcie praktyczności cały czas ewoluuje i jest cudownym wabikiem. Dziś wszystko musi być praktyczne i funkcjonalne, żeby się sprzedawało. Pamiętam jakim zaskoczeniem była dla mnie Trzecia Fala organizowana przez Łukasza Strzelczyka - robił ją przekornie w Białobrzegach, jakieś 30 km za Warszawą, a jednak ten cykl zazwyczaj cieszyły się dużym zainteresowaniem. Ludzie poświęcali sporo czasu na dojazd, żeby wziąć w tym udział. Powrót również nie należał do najprzyjemniejszych - ostatni autobus odjeżdżał po 23, akurat kiedy odpalałeś trzecie piwko. Patrząc z perspektywy czasu, Trzecia Fala to była impreza-kaseta właśnie. Obserwując rynek muzyczny widzę, że wytwórnie kasetowe, jako jedne z niewielu mają bardzo specyficzne profile, te profile są zakrzywione, nieregularne, to jest niezwykłe. Porównaj A Giant Fern, Tymbal Tapes albo Orange Milk Records z zachowawczymi, homogenicznymi katalogami Prologue albo Stroboscopic Artefacts, w których muzycy produkują w kółko to samo jakby obowiązywała ich jakaś średniowieczna reguła. Albo z ECM, z czymkolwiek.

Z Instant Classic.

MW: No właśnie, Instant to monolit, serial, w którym grają ci sami bohaterowie i doskonale wiesz, co wydarzy się za kilka odcinków. Nie ma tu wewnętrznej dynamiki, choć sama muzyka, wyjęta z kontekstu wytwórni, jest fajna. Praktyczność i przewidywalność są dzisiaj sexy, choć kiedyś kojarzyły się z jałowością i brakiem finezji.

„Obserwując rynek muzyczny widzę, że wytwórnie kasetowe, jako jedne z niewielu mają bardzo specyficzne profile, te profile są zakrzywione, nieregularne, to jest niezwykłe”.


Praktyczność to umiejętność radzenia sobie z ograniczeniami. Technologia w tym pomaga. Zamiast rozkminiać gdzie upchnąć kolejne książki, płyty i kasety mogę to wszystko trzymać w chmurze, bądź na dyskach.

MW: Przedmioty zajmują miejsce, to fakt. Ale mi chodzi mi o coś ogólniejszego, o to, że kasetowy nośnik aktualnie wymaga poświęceń i przełamania impasu, ale w nagrodę przywiązuje słuchacza mocniej niż transparentne mp3. To jest kaseta, to żyje, serio. Ciągle dostaję od znajomych płyty CD i oddaję je nierozpakowane innym znajomym. Poza tym, w moim odczuciu, kasety są piękne.

O to to! „Kasety są piękne”. W większości wypowiedzi artystów i wydawców ze sceny kasetowej ten argument pada jako pierwszy. Nie do końca mnie to nie przekonuje. Płyty również są piękne. Nie wydaje mi się, aby kasety były piękniejsze od płyt.

MW: To trochę jak dyskusja o tym, czy ładniejsze są blondynki czy brunetki. Może kasety wydają mi się ładniejsze, bo jest ich mniej w obiegu?

A co z brzmieniem kasety, osobliwością tego brzmienia? To do mnie bardziej przemawia niż argument, że to ładny przedmiot.

MW: To jest podstawa. Taśma interpretuje dźwięk w charakterystyczny sposób, kompresuje go i delikatnie zmienia proporcje między pasmami. Dla mnie kaseta jest naturalnym nośnikiem, bo zawiera szum, a szum to jeden z podstawowych składników mojej muzyki.

Wiesz, w latach 80-00 miałem zatrzęsienie kaset zarówno tych „oryginalnych” jak i przegrywanych. Pamiętam jak niemiłosiernie irytował mnie ten nośnik. Nienawidziłem właśnie tego szumu, który oblepiał całą muzykę. Chciałem wsłuchiwać się w szczegóły, cieszyć brzmieniem i wciąż poszukiwałam takiej kasety, która szumiała by mniej niż inne. Z nikłym skutkiem. Od kiedy trwa u Ciebie fascynacja kasetą, muzyką z kasety, brzmieniem kasety?

MW: Pierwszych nagrań hip-hopowych słuchałem na kasetach. To było około 2000 roku, wtedy wszystko szło na kasetkach. Odsłuchiwaliśmy je po 500 razy. Jechałem w zeszłym tygodniu swoim gratem z jedną kasetą na pokładzie. Przesłuchałem ją kilka razy pod rząd i było miło. Ta kaseta to były duby Xokiego. Świetnie to leży na taśmie.

Jasne, ale gdyby ten hip-hop z  2000 roku były na CD też byś mielił ją wtedy 500 razy.

MW: Niekoniecznie, bo brzmienie CD mnie nie angażuje. CD nie ma brzmienia, kaseta zawsze daje coś od siebie.

Ale dopiero teraz masz tego świadomość.

MW: Wtedy faktycznie nie zastanawiałem się nad tym, bo nie było wyboru wśród nośników, ale ten szum przeniknął we mnie gdzieś głębiej. CD daje złudzenie doskonałości i precyzji, ale te jakości nie istnieją w muzyce. Kaseta jest szczera i niczego nie udaje. To do mnie trafia.

„Brzmienie CD mnie nie angażuje. CD nie ma brzmienia, kaseta zawsze daje coś od siebie.”


A nie uważasz że kaseta utrudnia dostęp postronnym do samej muzyki?

MW: Uważam, że może utrudniać podobnie jak dowolny inny nośnik, nie jest w tym ani lepsza, ani gorsza.

No ale chyba są jakieś proporcje między posiadaczami cd playerów i magnetofonów.

MW: Pewnie są, ale ich nie znam.

Kupuje od czasu do czasu kasety rodzimych wydawców, ale szczerze mówiąc, nie bardzo mam je gdzie odsłuchiwać. Z mojego grona znajomych magnetofon ma może jedna - dwie osoby, CD ma prawie każdy (choćby w komputerze).

MW: Cena jest taka sama, dobry deck kosztuje około 400 zł. Nie rozdrabniajmy się aż tak bardzo, Bartek. Wchodzisz na allegro i wyskakuje 50 magnetofonów Akai lub jakiejś innej dobrej firmy. Mam wrażenie, że podchodzisz do tego zagadnienia od strony utrudnień. Dla zajawkowicza trudności są nieistotne. Zakup decka, zamówienie kaset, cieszenie się muzyką, to wszystko.

To czemu jako wydawca udostępniasz muzykę również w plikach?

MW: Nie jestem na tyle ortodoksyjny. Gdy wyczuję moment, w którym same kasety wystarczą, chętnie zrezygnuję z plików. To mój ideał.

No ale czy nie kłóci się to trochę, z fascynacją brzmieniem, z fascynacją obiektem? Przecież to jest całkiem odmienna etyka słuchania.

MW: Gdyby zainteresowanie kasetami było większe, chętnie zrezygnowałbym z plików. Nie wyślę przecież 30 egzemplarzy danego albumu do recenzentów, bo przesłucha to może z trzech, a reszta przepadnie. To są względy marketingowo-praktyczne.

OK, ale na Bandcampie można kupić same pliki, nie chodzi mi o promocyjne wysyłanie.

MW: 90% sprzedaży w Pawlaczu to kasety w formie fizycznej. Nie narzucam swojej etyki słuchania innym osobom. Znam realia i rozumiem, że niektórzy chcą plików, a jako wydawcy zależy mi na tym, żeby muzyka z Pawlacza dotarła do jak największej ilości kumatych osób, a to że im nie robi różnicy czy dostaną mp3 czy kasetę to już ich osobista sprawa. Daję ludziom wybór, choć tak jak mówiłem, chciałbym sprowadzić wydawanie do samej kasety. Chciałbym, żeby było tylu kasetowych zajawkowiczów, żeby nie trzeba było myśleć o plikach, ale pliki mają się jak najlepiej. Chciałbym, żeby ludzie kupowali kasety w ciemno ufając gustom wydawców i ich „kuratorskiej” robocie. Sam zazwyczaj tak robię.

„Chciałbym, żeby ludzie kupowali kasety w ciemno ufając gustom wydawców i ich „kuratorskiej” robocie. Sam zazwyczaj tak robię.”


Czy to możliwe według Ciebie, i co musiałoby się stać, żeby to zatrybiło choćby na tyle, aby spełnić twoje oczekiwania względem zainteresowania kasetami?

MW: Niewiele. Według mnie nośnik musiałby stać się modny nie tylko wśród wydawców i zajawkowiczów, ale po prostu wśród słuchaczy. Nie oczekuję, że każdy słuchacz będzie na własną rękę rozkminiał o co chodzi z kasetami i dlaczego są takie fajne, dlatego tutaj moda mogłaby przyjść nam z pomocą.

W jaki sposób ten nośnik może się stać modny?

MW: Przez odpowiednie działanie mediów i wydawców - promowanie kasety, mówienie o zaletach tego nośnika, opowiadanie o swoistej otoczce kasetowego odsłuchu, a przede wszystkim – poprzez naturalne pojawianie się kaset w kontekście innych nośników, np. w sklepach muzycznych albo w rocznych podsumowaniach poczytnych magazynów. Zauważ, że opozycja zazwyczaj odwołuje się do jednego argumentu - to jest niepraktyczna hipsterska moda. Jaka kurwa moda?! Dajcie mi tę modę.

Tutaj w pełni się zgadzamy, jak może być modne coś co wydawane jest w kilkudziesięciu sztukach. Mówienie o modzie jest krzywdzące i zwyczajnie nieprawdziwe.

MW: Winyl udało się wypromować - jest artefaktem dj'ów. Kaseta też może nim być. Nad tym mocno pracuje np. Adam Frankiewicz. FOQL jako Tj Głupiec zaczyna grać sety z kaset. Nawet jeśli sami dj'e zaczną się interesować kasetami to automatycznie zwiększy to nakład i zapotrzebowanie.

Co masz na myśli mówiąc o otoczce kasetowego słuchania?

MW: Mam na myśli coś, co przywraca wyjątkowy status muzyki. Pieprzyć skipowanie tracków i chęć poznania wszystkiego (ale po łebkach). Kaseta to pokora wobec dźwięku, ćwiczenia z cierpliwości.

Do czego potrzebne jest to poświęcenie?

MW: Słuchanie i robienie muzyki to dla mnie czynności duchowe. Muzyka jest moim "językiem" abstrakcji. Pozwala doświadczyć piękna. Zauważ, że jesteśmy zalewani dźwiękiem zewsząd i znieczuliliśmy się na niego. Wszystko już słyszeliśmy, a przynajmniej tak myślimy. Kaseta to ceremonia odsłuchu, w której czas jest nieistotny, a liczy się sam dźwięk. Lepiej tego nie ujmę.

Wszystko o czym mówisz doskonalę rozumiem, jestem z rocznika 80 więc wiem jakich poświęceń wymagał dostęp do kultury. Okres przedinternetowy to moment formowania się mojej wiedzy o kulturze i sztuce. Jednak tamten model w żaden sposób nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. Czy to o czym mówisz może być docenione, przez dajmy na to millenialsów? Czy kasety to nie jest trochę taki romantyczno-pozytywistyczny wid? Czy może to działać na innych zasadach, niż ciekawostka, moda? Czy można zawrócić przyzwyczajenia narzucone przez bieg czasu i postęp technologiczny?

MW: Kurcze, nie wiem, nie mam pojęcia, mogę tylko spekulować. Wiem, że ludzie są leniwi i lubią iść na skróty. My jesteśmy nauczeni poświęceń, ale mogą nas one blokować. O podobne rzeczy można by zapytać w kontekście mojej muzyki - jest również wymagająca i nie trafia do każdego, ale nadal ją robię. W kulturze hip hopowej funkcjonuje pojęcie zajawki, dla mnie to ośrodek, wokół którego wszystko się kręci. Zajawka nie wymaga żadnego usprawiedliwienia, nie ogląda się na to, czy coś jest przydatne czy nie. Jeśli sprzedaż spadnie mi do 10 sztuk rocznie to i tak będę to robił.

Nie jestem przekonany czy tu chodzi o lenistwo. A nawet jeśli tak to nazwiemy, to chcąc nie chcąc jest to specyfika naszych czasów, może lepiej znaleźć sposób na komunikację z kimś uwikłanym w te nowe nawyki. Przecież priorytetem powinna być sama muzyka nie zaś to na jakim jest nośniku. Ktoś, kto będzie chciał zanurzyć się w muzyce, będzie miał potrzebę obcowania z nią, odczucia jej unikalności, zrobi to bez względu na nośnik.

MW: No jasne, chodzi tylko o jakieś prawdopodobieństwo i aspekt kuratorski. W necie, w formie cyfrowej miesza się wszystko aż do bólu, trzeba umieć przesiewać informacje. Kaseta daje mi większe prawdopodobieństwo, że trafię na coś wartościowego, bo znam kasetowy etos i wiem, co się za nim kryje. Paradoksalnie, kaseta jest odpowiedzią na to, jak bardzo pogubił się rynek fonograficzny i jak bardzo działa on w kategoriach „produktu”.

„Paradoksalnie, kaseta jest odpowiedzią na to, jak bardzo pogubił się rynek fonograficzny i jak bardzo działa on w kategoriach produktu.”


Wspomniałeś o bardzo ważnej rzeczy, o etosie. Co się kryje za etosem kasetowym?

MW: Pokora, ciekawość, otwartość, brak uprzedzeń, spokój i cisza. Usunięcie na daleki plan aspektu finansowego i skrócenie dystansu słuchacz – wydawca/muzyk.

Ale czy nie dotyczy to całego naszego rodzimego tzw. niezalu także tych preferujących inne nośniki?

MW: Podałeś wcześniej za przykład Instant Classic. Widzisz tam otwartość? Ja widzę zachowawczość. Ruchy w stylu Zimpel + Ziołek.

Trafiłeś w punkt.

MW: No właśnie, a jednak wytwórnia ta przewija się w kontekście niezalu. Dla mnie kaseta to również jakieś ryzyko. Zazwyczaj namawiam muzyków, żeby dla Pawlacza zrobili coś nowego, żeby spróbowali czegoś, co mają z tyłu głowy. Uwielbiam takie sytuacje. Chcę być świadkiem błądzenia i rozwoju muzyków w nowych kierunkach. Tak poniekąd rozumiem niezal, ale takie ujęcie mocno zawęża naszą rodzimą scenę. Co do Instant Classic - szanuję to wydawnictwo, uważam, że robią swoje, po prostu nijak nie klei mi się to z etosem niezalu.

Etos niezalu = etos kasetowy?

MW: Na to wygląda. Winyl równa się hajs. CD równa się hajs. Trzeba się kłopotać jak to sprzedać. Nie podpiszę się pod tym, że etos niezalu równa się etos kasetowy, ale coś w tym jest.

Podsumujmy zatem jakie są według Ciebie zalety kasetowego nośnika?

MW: Nie uważam, że kaseta jako taka jest lepszym nośnikiem niż jakikolwiek inny. To, co ujmuje mnie w kasecie to jej brzmienie i to, że nie używa makijażu jak CD. Kaseta interpretuje dźwięk na niej zawarty, co więcej - modyfikuje go nieznacznie przy każdym odsłuchu. Brzmienie muzyki zawartej na kasecie jest ułomne, nietrwałe, ale wolę je od złudnego hiperrealizmu, który i tak ulatnia się podczas konkretyzacji (np. słuchanie Raster-Notona w aucie). Poza tym kaseta daje szeroką możliwość regulowania nakładu i produkcji w warunkach domowych. Fascynujący jest również sam obiekt - być może chodzi tu o proporcje, po prostu podoba mi się kształt kasety.

1 komentarz: