środa, 12 października 2016

Wizualny sabotaż / Pathman "Drzwi"

Nie będziesz oceniać muzyki po opakowaniu. Te słowa mogłaby wypowiadać postać z okładki nowej płyty formacji Pathman.

Są takie płyty, które jeszcze przed włożeniem do odtwarzacza zdradzają swoją zawartość. Rzut okiem na okładkę, projekt graficzny, ilustracje, tytuły, opisy, sprawia że możemy trafnie antycypować muzyczny repertuar wydawnictwa, lub (i) odgadywać inspiracje jakie towarzyszyły jego twórcom w trakcie nagrywania. W przypadku nowego materiału legendy polskiego etno-ambientu, choć wskazówki i tropy są bardzo czytelne, to na szczęście swą dosłownością nie przysłaniają końcowego wrażenia jakie wywołuje sama muzyka.

Co zatem widzimy? Na froncie wynurzającą się z dymu postać pielgrzyma, stojącą na przestrzał tytułowych "Drzwi". A wewnątrz? Szesnaście fotografii (zastępujących tytuły kompozycji), przedstawiających wycinek pejzażu, detal przyrodniczy, lub zjawisko atmosferyczne. Każde ze zdjęć ujęte we framugę, to spojrzenie za próg otwartych drzwi. Łatwo się domyślić, że to twórczość inspirowana naturą, natchniona duchowością, czy etno-muzycznymi poszukiwaniami korzeni. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że wizualne metafory zawarte na okładce wydają się być wskazówkami nazbyt czytelnymi. Mimo że całość oprawy utrzymana jest w nastroju taniego, kiczowatego mistycyzmu (głównie poprzez swoją dosłowność i toporną realizację graficzną), to ma on na szczęście, niewiele wspólnego z wydźwiękiem muzycznym płyty.

Na zdjęciach wewnątrz okładki, wszystkie drzwi pozostają otwarte, bo i muzycy Pathman nie mają potrzeby już ich wywarzać. Kontynuują muzyczną drogę poruszając się dawno wytyczonymi przez siebie ścieżkami. Najpierw był Atman, Teatr Dźwięku powstały w 1976 z inicjatywy Marka Styczyńskiego i Jacka Zadora. W tymże samym roku dołączyli do nich między innymi Marek Leszczyński (cytra, instrumenty, perkusyjne, cymbały polskie) i Piotr Kolecki (gitary, mandolina), dla których był to początek 40-letniej współpracy artystycznej, od 1998 sygnowanej już nazwą Pathman. Od tego czasu nagrali do tej pory dwie płyty. "Poza" wydana w 2002 przez Mik.Musik.!. i "Monady" sprzed dwóch lat (recenzowaną przeze mnie z nieco sentymentalnej perspektywy). Przez ten czas przewinęło się w składzie Atmana / Pathmana kilkanaścioro muzyków, między innymi Wojtek Kucharczyk. W nagraniu tegorocznej, wydanej przez Requiem Records płyty "Drzwi", oprócz Koleckiego i Leszczyńskiego wzięli udział Włodzimierz Kiniorski (saksofon altowy i tenorowy, flet basowy), Piotr Majerczyk (skrzypce), oraz Sylwia Nadgrodkiewicz (głos "XI"). W porównaniu z "Monadami" nowy materiał jest bardziej rozbudowany aranżacyjnie, dynamiczny, transowy, a chwilami nawet hałaśliwy. Zdecydowanie większą, wiodącą rolę odgrywa tu również gitara Koleckiego, a muzycy śmielej sięgają po paletę zaskakujących, jak na Pathman'a estetyk; takich jak jazz, rock, czy dub.

Cała twórczość zespołu została wzniesiona na skrzyżowaniu kultur, tradycji, oraz estetyk, przywoływanych w sposób subtelny, nieskażony cepeliadą. Podążamy zatem wraz z Pathman'em od drzwi do drzwi, akustyczną ścieżką zaaranżowaną na szeroki wachlarz tradycyjnych instrumentów. Każdy z osobna swym egzotycznym brzmieniem zdradza swą etniczną unikalność. Z tej kosmopolitani muzycznych tożsamości, zespół układa wielobarwny paczwork. Afrykańskie udu, czy sanza, wchodzą w inspirujący dialog z fińskimi kantelami, zaś polskie cymbały naprzemiennie z harfą, fidolą i gitarą wprowadzają rozwibrowane motywy melodyczne. Dbałość o aranżację całości kompozycji, idzie tu w parze z pietyzmem z jakim budowana jest przestrzeń nagrania. Nie dziwi zatem, że po drodze Pathaman'owi z gatunkami karmiącymi się echem i pogłosami, czyli w głównej mierze ambientem, ale również dubem - wyraźnie obecnym w poczynaniach twórców ("VII", "IX", "XII"). Te szesnaście otwartych drzwi wyzwala momentami gwałtowny przeciąg, akcentowany w niemal każdej kompozycji gromkim, hałaśliwym trzaśnięciem.

Pośród śladów jakie prowadzą pomiędzy "Drzwiami" jeden szczególnie zasługuje na uwagę. Wraz z pojawieniem się w składzie Pathman'a nowych postaci, muzyka grupy zyskała jazzową frazę i charyzmę (Kinior) i rustykalny szlif (Piotr Majerczyk). Saksofony i flet udanie puentują kompozycje, bądź to melancholijną ilustracją, bądź dynamicznym, drapieżnym rozdęciem. Skrzypce zaś głębokimi cieniami konturują melodie. Na płycie swój udział zaznaczyła również Sylwia Nadgrodkiewicz ("XI")  snując nawiedzone, demoniczne zaśpiewy, jakby zainspirowane awangardowymi dokonaniami Meredith Monk, czy (z rodzimego gruntu biorąc) Andrzeja Mitana, lub Grupy W Składzie. Zresztą, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mimo tak wyraźnie przewijających się w "Drzwiach" wątków gatunkowych (jazz, ambient, dub, muzyka etniczna) i pomimo inspiracji najróżniejszymi estetykami i kulturami, muzyczny rdzeń tej płyty tkwi głęboko w latach 70-tych. Z jednej strony echem pobrzmiewają tu awangardowe eksperymenty, jakby potajemnie przemycone ze sceny warszawskiego klubu "Riviera-Remont". Z drugiej zaś, co wyraźniejsze, nad nagraniami unoszą się ślady zeppelinowskiego (co słychać głównie w lini basu i jego współpracy z gitarą), okadzonego egzotycznymi fluidami rocka.

W momencie, gdy ambient (bo mimo wielowątkowych śladów, właśnie on napędza nurt, którym podąża Pathman) na przestrzeni kilku ostatnich lat wyrósł na jeden z najpopularniejszych gatunków muzyki alternatywnej, zespół nadal pozostaje tworem stanowiącym absolutną opozycje dla aktualnych tendencji panujących w tej estetyce. Muzyka Leszczyńskiego i Koleckiego nieczuła jest na elektronikę, szumy, drony, manipulacje taśmą, no-imput, nagrania terenowe, lo-fi, czy wszelkie inne zabiegi oparte na dekonstrukcji i deformacji. Źródło etno-ambientu Pathman'a tkwi przede wszystkim w 40-letniej pracy u podstaw, spędzonej nad rozbudową akustycznego instrumentarium i jego brzmienia. Słychać to w każdej ścieżce, każdej z kompozycji.

Nie ma w tej muzyce żadnej rewolucji, bo jest ona w przypadku tej (żywej) legendy rzeczą zupełnie zbędną. Jest solidność, doświadczenie i brak taniego efekciarstwa. Stabilne muzyczne i kompozycyjne podstawy, klarowne brzmienie, bogate aranżacje, melodyjność, kunszt instrumentalny paradoksalnie sprawiają, że na współczesnym tle twórczość zespołu może zostać uznana wręcz za niestrawną. Ale nawet jako muzyczny suchar, czyli produkt nie pierwszej świeżości, zachowuje esencję smaku, która w towarzystwie dobrej herbaty nabiera zupełnie nowego aromatu.

"Drzwi" to nagranie daleko odbiegające od większości omawianych na 1/u/1/o płyt. Na ich tle, jest w swojej klasyczności wręcz awangardowe. Nie imituje retro. Jest retro. Znajdzie się tutaj naprawdę wiele do usłyszenia. I choć nie będzie to raczej moja ulubiona tegoroczna produkcja to (już bez sentymentów) szczerze ją polecam, tym bardziej, że wielu odbije się od niej już na etapie nieszczęsnej okładki, a kilku następnych rozczaruje brakiem (d)efektów. Mam wrażenie, że gdyby wydawnictwo odciążyć od wizualnej dosłowności, materiał objawiłby jeszcze ciekawsze walory. Bo muzyka Pathman ma tu zdecydowanie więcej do zaoferowania niż jej wizualna oprawa.

 

PATHMAN "Drzwi"
2016, Requiem Records

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz