Świat Pawła Kulczyńskiego jest nie tylko permanentnym wsłuchiwaniem się w otoczenie, ale i próbą zbrojnej interwencji w jego audiosferę. Doceniony na scenie polskiej muzyki niezależnej artysta w swoich instalacjach dźwiękowych z pasją wyłapuje najsubtelniejsze niuanse dźwiekosfery aby skoncentrować uwagę odbiorcy na detalu i jego fakturze. Jako Wilhelm Bras, wznosi z kolei dźwiękową architekturę, która wypełniając opuszczone lokalizacje dopasowuje się do ich kształtów i charakteru, z reguły industrialnego. Konstruując z modułów, efektów, obwodów, przetworników i plątaniny kabli własne syntezatory - maszynki do mielenia dźwięków, wypluwające z siebie ochłapy ostrych, charczących, pisków, skowytów, burknięć i hałasów - staje się demiurgiem ściśle określającym granice swojej ekspresji. Gęste tekstury agresywnych, wżerających się w świadomość dźwięków tworzą kostropatą, pełną zadziorów monumentalna bryłę, z której artysta ciosa swoje drapieżne kompozycje. Słuchając nagrań firmowanych wizytówką Wilhelm Bras, oraz przyglądając się jego efektownym performansom nie przyszłoby mi do głowy, że tak intensywny dźwiękowy eksperyment, może przybrać formę taneczną.
Aby oswoić mariaż improwizowanej elektroniki o industrialnym ciężarze ze zwiewnością muzyki tanecznej Kulczyński powołał do życia projekt Laudbild. Nowy koncept, przyniósł ze sobą zmianę instrumentarium. Tym razem twórca chwilowo zrezygnował z użycia własnej konstrukcji zestawów, na rzecz dsi tempest - analogowej maszyny perkusyjnej, która w jego rękach wybrzmiewa donośnie i różnorodnie niczym glitchowa, retro-futurystyczna orkiestra.
Aby oswoić mariaż improwizowanej elektroniki o industrialnym ciężarze ze zwiewnością muzyki tanecznej Kulczyński powołał do życia projekt Laudbild. Nowy koncept, przyniósł ze sobą zmianę instrumentarium. Tym razem twórca chwilowo zrezygnował z użycia własnej konstrukcji zestawów, na rzecz dsi tempest - analogowej maszyny perkusyjnej, która w jego rękach wybrzmiewa donośnie i różnorodnie niczym glitchowa, retro-futurystyczna orkiestra.
Wydana dla Mik Musik kaseta "Prolekult" świetnie wpisuje się w profil labelu zarówno jeśli chodzi o brzmienie, dynamikę, jak i poczucie humoru, które zawsze było częścią tożsamości tego wydawnictwa. Po surowych i dusznych nagraniach (RSS B0YS, Zamilskiej, Brasa, Wojtka Kucharczyka) Lautbild wtłacza podmuch świeżego powietrza w estetykę lo-fi techno. Brawurowo wzbogaca ją operując z niezwykłym rozmachem syntezatorowym orężem, z którego wyciska chyba cały bank brzmień. Producent z pewnością nie należy do minimalistów przykładając uwagę, aby jego utwory obfitowały kawalkadami przetaczających się dźwięków i erupcjami arpeggiów, zakomponowanych - pomimo dość kanciastego brzmienia - z niezwykłą kunsztownością i dbałością o szczegóły.
Kulczyński z biegłością przywołuje gatunkowe klisze muzyki klubowej
electro, techno, house, disco opierając się jednocześnie banalizacji
parkietowej estetyki. Projektem Lautbild z przymrużeniem oka nadaje swoim eksperymentom tanecznej formy. "Prolekult" to materiał niezmiernie przebojowy, podszyty groteską kostropatych melodyjek, rubasznego, barokowego rozmachu i figlarnej ornamentyki. To muzyczna ekspresja łącząca ze sobą kunsztowną budowę z brutalnym, glitchowym brzmieniem. Pomimo tego, że donośnie trzeszczy, zgrzyta i skwierczy ma w sobie lekkość uwodzącą do tańca.
LAUTBILD - "Prolekult"
2014, Mik Musik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz