piątek, 4 lipca 2014

Trzy strony świata cz. 3 "Ścieżki i drogi" / Pathman - "Monady"

 PATHMAN - "Monady" / 2014 / Requiem Records


Nie pamiętam, w którym to dokładnie roku (lata 90te) w poszukiwaniu techno, raveów i nowych estetycznych przeżyć zagościłem na festiwalu Muzyka w Krajobrazie w Inowłodzu. Tych dwóch pierwszych zachcianek (stwierdzam bez żalu) nie udało mi się tam doświadczyć, ostatnią już jak najbardziej. Przeżyciem był wieczorny występ pod gołym niebem pełen akustycznych dźwięków wydobywanych z egzotycznych instrumentów. Nie miałem zielonego pojęcia kto występuje na scenie, ale były to czasy kiedy nazwa nie odgrywała jeszcze większego znaczenia dla zaangażowania publiczności w koncert. Dopiero po powrocie z festiwalu, w trakcie wizyty w kafejce internetowej (istniały kiedyś takie miejsca) udało mi się dotrzeć do relacji z tego wydarzenia zamieszczonej na portalu terra.pl (obecny serpent) i zidentyfikować tajemniczy zespół, który swoimi etnicznymi inspiracjami, transową dynamiką i intrygującą atmosferą dźwiękowego spektaklu uwiódł mnie tamtej letniej nocy. Zespół ten nazywał się Pathman, a jego członkowie okazali się być także organizatorami całego festiwalu..

"Z zakamarków pamięci się wyłania, przenika umysł i wiąże palce na strunach. Nie można się wyrwać z kręgu wibracji, brzmień i rytmów nabieranych przez lata" 

Powyższy cytat jest odautorskim komentarzem do utworu "Dropenhar" pochodzącego z najnowszej, wydanej sumptem Requiem Records płyty "Monady". Jednym zdaniem określa zarówno zawartość dźwiękową całej płyty, oraz szlak muzycznych ścieżek które od 16 lat wydeptują Piotr Kolecki i Marek Leszczyński pod szyldem Pathman. Poprzedzała go (1976-1998) działalność legendarnego Teatr Dźwięku Atman; związanego z Obuh Records, zespółu folkowych improwizatorów i melomanów szamańskich właściwości dźwięku, wydawanych z imponującej kolekcji etnicznych instrumentów z całego świata.

Kilkunastoletnia działalność muzyczna Pathmana prowadzona była w iście swobodnych ramach, opartych głównie na występach na żywo, oraz interakcjach z innymi artystami. Muzyka dla tego składu była procesem odbywającym się tu i teraz, improwizowanym przeżyciem, dźwiękową celebracją chwili i miejsca, stroniącą od sal studyjnych i nagraniowych. Stąd też mimo dość intensywnej działalności koncertowej zespół mógł się pochwalić do tej pory jedynym oficjalnym wydawnictwem. Albumem "Poza" wydanym w 2002 przez Mik Musik,  skompilowany z koncertowych rejestracji zespołu przez Wojtka Kucharczyka, który w tamtym okresie dość żarliwie współpracował z Pathmanem.

Kanwą "Monad" jest brzmienie zdumiewającego arsenału (podobnym zbiorem mogą się pochwalić w Polsce chyba jedynie członkowie Hati i Małych Instrumentów) "akustycznych dźwiękorobów", wśród których można znaleźć tak osobliwe i dźwięczne instrumenty jak (chordofony) cytra, sitar, afrykańska zanza znana też jako kalimba, fińska odmiana cytry - kantele, harfa tschang, czy (idiofony) indonezyjski angklung, nigeryjski udu, misa tank drum, cymbały polskie i ukraińskie, czy drumla. Właśnie pochodzenie i przeznaczenie wymienionych instrumentów tworzy jedyny tak wyraźnie odznaczający się kontekst albumu. Zebrane na nim kompozycje funkcjonują bowiem zgodnie z założeniem twórców poza wszelką koncepcyjną nadbudową. Z narracji nie wyczytamy nic więcej, niż muzykę samą w sobie. "Monady" są w pełni naturalnym twórczym zewem, swobodnym przepływem dźwięków opartym na unikalnych brzmieniach. Kolecki i Leszczyńsk z towarzyszącymi im w nagraniu Aleksandrą Grudą i Jakubem Pieczyńskim pomimo tak charakterystycznego instrumentarium nie odnoszą się w swej muzyce ani do form ludowych, ani folklorystycznych, prowadząc własną swobodną narrację nasyconą delikatną wonią mistycyzmu i skierowaną do kontemplacyjnego odbioru.

Płynące dźwięki cytr, ornamentują tło, po którym z wolna snuja się gitarowe akordy, oplatane mazami fletów i instrumentów dętych, tworząc wspólnie oniryczne, natchnione duchem krajobrazy. Zwiewnym gestem przeziera się pomiędzy instrumentami szumiąca elektronika, subtelnie cieniująca marginesy kompozycji. Pathman maluje dźwiękami swoich wyszukanych instrumentów ulotność. To notatka z chwili, fluid szybujący swobodnie i bez balastu. To muzyka, która przypływa do słuchacza i odpływa nie pozostawiając po sobie ciężaru. Jest niczym pieczołowicie stworzona mandala, o kunsztownych wzorach i wyrazistych kolorach, która wraz z ostatnim gestem/taktem odchodzi w niebyt.

***

Rongwrong, Spear, Pathman. Z każdym z tych projektów mam osobiste zaszłości i wszystkie darzę sentymentem. Koncert Pathman w trakcie legendarnego festiwalu Muzyka w Krajobrazie. Występ Spear w łódzkim Forum Fabricum uświetniający premierę wydawnictwa "Sapphire Flower". Wielogodzinne, nocne odsłuchy "Historii Alfonsa Czachora" Rongwrong i rozkminianie mitologi tej enigmatycznej opowieści. Jako młody, mniej świadomy słuchacz i poszukiwacz dźwięków, udało mi się zetknąć z intrygującą twórczością wyżej wymienionych w czasach ich najbardziej kreatywnej działalności i fakt ten miał niepodważalny wpływ na rozwój mojego muzycznego postrzegania. Fascynacja realizmem magicznym, magia drzemiącą w folku, etnologiczna namiętność do poznawania muzyki, a poprzez nią i świata (Pathman, Rongwrong), wreszcie staranowanie wrót percepcji i inicjacja po ciemnej stronie muzyki (Spear). Dla chłopaka przed dwudziestką, każde z tych spotkań było ekscytującą przygodą otwierającą kolejne ścieżki muzycznych eksploracji. Nie byłem sobie w stanie nawet wyobrazić, że ta przygoda będzie miała swoją kontynuację półtorej dekady później. Jednak, jak się okazuje nie były to tylko moje fascynacje, dzięki czemu wspomnienie tamtych czasów zostało gromko przywołane przez moich rówieśników kreujących scenę polskiej muzyki eksperymentalnej. To właśnie wspomnienie złotych czasów polskiego undergroundu, skupionego wokół Obuha pozwoliło na nowo wyciągnąć ducha z szafy. Ducha, który jednak nie straszy, a wciąż inspiruje nowe pokolenia muzyków i słuchaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz