Jakub Pokorski to twórca niezwykle eklektyczny i kreatywny, a dodatkowo chyba jedyny opisywany na tym blogu artysta uhonorowany Srebrnym Krzyżem Zasługi.
Jeszcze przed odejściem z Lao Che rozwinął swój poboczny projekt Krojc, aby od 2011 poświęcić całą swoją uwagę jedynie autorskim produkcją. Odtąd zaskakiwał swoich słuchaczy, każdym kolejnym wydawnictwem, żonglując swobodnie wielością elektronicznych stylistyk. Kolejno były to utrzymana w stylistyce lo-fi pastelowa podróż w krainę dzieciństwa i 8-bitowych dźwięków "Kid 78", eklektyczny, utrzymany nieco w przekornej stylistyce bliskiej Lao Che "Odludek", retro-kosmiczny "Prix", czy ambientowa epka z ubiegłego roku "Wieczna miłość". Tym razem, po raz pierwszy sygnując wydawnictwo jedynie swoim nazwiskiem realizuje estetykę glitchowego rave.
Znane dotąd z wcześniejszych albumów "dziecięce", skoczne melodyjki na "#33" ewoluowały w zwinną, ruchliwą rytmikę. Szalone piskliwe pętle nakładają się na siebie tworząc dynamiczną i gęstą glitchową fakturę. Kostropata rytmika, zaszumiała produkcja, pourywane mikro dźwięki i ich "ułomne" ziarniste brzmienia momentami przywodzą na myśl wspomnienie nieodżałowanego projektu Uwe Schmidta - Geeez 'n' Gosh.
Pokorski operuje w bardzo wysokich, bolesnych dla ucha rejestrach, zastępując nieobecny bas płaską, szumiącą stopą o analogowym brzmieniu, bądź jak w "Smog City" raveowymi, energetycznymi akordami, zanurzonych w głębokim pogłosie klawiszy.
Gęsta siatka poszatkowanych uderzeń, mikro sampli, karkołomnych rytmów i abstrakcyjnych brzmień rozrasta się i piętrzy zamieniając w brutalny noisowy atak na uszy słuchacza, wzbudzający nerwowość niczym natrętny alarm antywłamaniowy.
"#33" to zaledwie cztery utwory, dziesięć minut muzyki. Jednak intensywność dźwięków i dynamika zdarzeń w zupełności to rekompensuje. Pokorski bez ingerencji komputera kreśli szybkie, ultra-dynamiczne abstrakcyjne faktury, z których wyłania się szczebiotliwość soundtracków do animowanych wieczorynek. Ta dziecięca wrażliwość na świat dźwięków przewija się w muzyce Jakuba Pokorskiego od zawsze, jednak na "#33" osiąga najbardziej zadziorny i drapieżny charakter.
POKORSKI - "#33"
2014, MonotypeRec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz