Słuchanie najnowszej płyty Grouper The Man Who Died In His Boat nierozerwalnie kojarzy mi się ze snem. Najmocniej zaś z jego najbardziej przykrą konsekwencją - z budzeniem się i wstawaniem. Lutowa aura za oknem jak najbardziej sprzyja tym korelacjom.
Pozbawione światła i powietrza piosenki Liz Harris niezmiernie trafnie oddają te niemal codzienne chwile walki jawy ze snem, kiedy to pozostając w porannym stuporze błądzimy pomiędzy irracjonalną narracją snu, a opieszale pojawiającymi się fragmentami rzeczywistości.
Muzyczne uniwersum The Man Who Died In His Boat to miejsce pełne fantasmagorii. Rozmyte, niewyraźne, ale uwodzące niczym syreni śpiew, który słodką obietnicą ciepła i bezpieczeństwa kusi zagubionych nieszczęśników.
W dźwiękowej materii tej płyty mamy właściwie tylko akustyczną gitarę i głos Harris, ale te proste środki wyrazu zostają zaczarowane w pajęczynę szumów i pogłosów tworząc duszny, oniryczny klimat. Odbijane echem dźwięki niczym widziadła w gabinecie luster multiplikują się i zniekształcają, gubiąc swój pierwotny kształt. Wokal Harris zanurzony w tej gęstej i mętnej materii zatraca swoje kontury i rozmywa się. Nikną słowa, zacierają się szczegóły, a głos zamienia się w wibrujący dron.
Proporcje między słodyczą a grozą, realnością a imaginacją nasuwają silne skojarzenia z muzyczną współpracą Angelo Badalamentiego i Julee Cruise i z powodzeniem The Man Who Died In His Boat mogłaby stanowić alternatywną ścieżkę dźwiękową do Twin Peaks.
Na płycie subtelnie pobrzmiewają echa Cocteau Twins, ale przede wszystkim wychwycić można stylistyczną przynależność do opartej na altfolkowej inspiracji fali młodych indywidualistek amerykańskiej muzyki niezależnej do której należą m. in. Julia Holter czy Julianna Barwick.
Słuchanie The Man Who Died In His Boat ma w sobie coś perwersyjnego. Przytłacza swoim słodkim ciężarem i zatrzymuje słuchacza gdzieś pomiędzy światami, pozwalając śnić na jawie pozbawione kształtów widma. To swoisty muzyczny psychopompos, który jednocześnie wywołuje strach, ale daje też obietnicę rozkoszy. Po zaakceptowaniu reguł rządzących tymi muzycznymi zaświatami płyta wciąga i uzależnia.
GROUPER - The Man Who Died In His Boat
Kranky 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz