piątek, 7 listopada 2014

Faktura metalu - Jesienne premiery z Wounded Knife

Dzięki wydawniczej pasji, bohaterów mojego poprzedniego wpisu Janka Ufnala i Pauliny Oknińskiej, mamy dostęp do najbardziej skrywanych zakamarków rodzimej i zagranicznej awangardy nieakademickiej. Śledząc regularne premiery z Wounded Knife, możemy zakosztować w najbardziej niepokornych gitarowych i quasi jazzowych improwizacjach, a także w odważnych eksperymentach międzygatunkowych. Szperając w katalogu labelu, bez trudu usłyszymy także kojące, ambientowe impresje. Pozostając wiernym swoim gustom, Janek i Paulina wytyczają własną estetyczną ścieżkę, nie wartościując wydawanej przez siebie muzyki i nie podążając za obowiązującymi w alternatywie trendami. Mimo że, nie każda kaseta trafia do mnie ze swoim repertuarem, a niektóre przysparzają wręcz o ból zębów, to nie mam wątpliwości co do artystycznej wartości nagrań i intencji wydawców, którzy kładą nacisk na propagowanie muzyki eksperymentalnej w całej jej rozciągłości i różnorodności.

Listopad w Wounded Knife obrodził, aż trzema jesiennymi (w całości polskimi) premierami, które są kolejnym dowodem udanej muzycznej selekcji, bezkompromisowości wydawniczej Janka i Pauliny, oraz świetnego plastycznego wyczucia z jakim oprawiają graficznie wydawane przez siebie kasety.


STARA RZEKA / INNERCITY TRIO / ARRM - "Split

We wstępie do recenzji trzeba zaznaczyć, jak znakomitą dramaturgię posiada ten split. Każdy, z czterech kolejnych, zgromadzonych na kasecie utworów, podchwytuje nastrój poprzednika, aby rozwinąć jego fabułę i przenieść w odmienne ramy gitarowej estetyki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wyselekcjonowane utwory pochodzą z trzech różnych sesji nagraniowych i są autorstwa trzech różnych muzycznych projektów. Stąd oprócz zachwytu nad poszczególnymi emanacjami gitarowej ekspresji, trzeba przede wszystkim docenić intuicję wydawców, którzy skompilowali ten split w płynną i wciągającą opowieść, z wyczuciem spajając ze sobą wątki dramaturgiczne i gatunkowe.

Kasetę rozpoczyna solowy projekt Kuby Ziołka - Stara Rzeka. Perspektywa, którą w tej kompozycji obrał muzyk wydaje się śladem folkowych tęsknot widzianych przez pryzmat gitarowych i industrialnych estetyk. Usłyszeć w niej można wiele z elementów, którymi muzyk pobudzał wyobraźnie słuchaczy na "Cieniu chmury nad ukrytym polem". Są to gęste gitarowe faktury, posępne drony, otulający, wszechobecny szum i pogłos, a także charakterystyczne, "rustykalne" brzmienie gitary akustycznej, wiodącej wielowątkowe melodie na ambientowym firmamencie. Kolejnym typowym dla artysty zabiegiem jest rozbicie utworu na mniejsze kompozycje; wielowarstwowy analogowy zgiełk i akustyczny wątek melodyjny. Kuba Ziołek w 2014 dość znacznie ograniczył swą wydawnicza działalność, jednak kompozycją "W szopie, gdzie były oczy", - zarejestrowaną tego lata w Borach Tucholskich - przypomina się słuchaczom w wyborny sposób, robiąc przy tym wielki apetyt na oczekiwane wydawnictwo Starej Rzeki. Śmiem twierdzić że to jeden z najciekawszych, jeśli nie najciekawszy utwór w dyskografii Ziołka.

Obecność tego artysty możemy usłyszeć również w "Fazie życia", drugiej kompozycji splitu. Tym razem w towarzystwie bydgoskich przyjaciół; Wojciecha Jachny (trąbka) i Tomasza Popowskiego (perkusja), czyli okrojonego składu kolektywu Innercity Ensemble. Tam gdzie kończy się ambientowym wybrzmieniem kompozycja Starej Rzeki, tam rozpoczyna się sześciominutowy, esencjonalny numer Innercity Trio, zarejestrowany w bydgoskim Mózgu w 2011. Wiodącą role odgrywają w tej kompozycji Jachna i Popowski, którzy stricte jazzowy dialog trąbki z perkusją pokrywają brzmieniowym brudem. Pogłosy i efekty tłumiące barwę instrumentów tworzą gęstą i ekscytującą doom jazzową magmę, przeplataną oszczędnymi frazami gitary elektrycznej Ziołka.

Rozmazany krajobraz jaki pozostawia po sobie Innercity Trio, wydaje się doskonałą introdukcją dla konkretnych i bardziej konwencjonalnych gitarowych gestów projektu Artura Rumińskiego i Macieja Śmigrodzkiego (z towarzyszeniem Krzysztofa Kurka (gitara) i Grzegorza Zawadzkiego (perkusja)). Początkowy, charakterystyczny rockowy flow, zostaje zdekonstruowany do dronowych teł i amorficznych plam, aby finalnie "przycukrzyć" nastrojową solówką. ARRM potrzebują zaledwie dwóch utworów "Stand" i "Black Water", aby ukazać szerokie spektrum gitarowej ekspresji, w którym dopełniają się wzajemnie awangardowy eksperyment i klasyczne granie.

Jedna kaseta, 34 minuty, cztery utwory, trzy projekty, ośmiu muzyków. To sumaryczny wynik tej zaskakująco różnorodnej, ale jakże koherentnej selekcji. Nie mam wątpliwości, że to świetna znajomość estetyki gitarowego eksperymentu pozwoliła wydawcom na uzyskanie tak zadowalającego efektu. Listopadowy split Starej Rzeki, Innercity Ensemble i ARRM to jedna z najmocniejszych pozycji w katalogu WK, a jednocześnie świetna wizytówka labelu, który konsekwentnie i bezkompromisowo rozwija swoje wydawnicze emploi.

***

RETARDERS TRIO / OLTER+KWAPISIŃSKI - "Zbiór"

Kolejna listopadowa premiera, to kolejny split, tym razem rozdzielony na dwie kasety. Ten materiał z pewnością narobi wiele hałasu. Spotykają się na nim dwie eksperymentalne opozycje, czerpiące z namiętności do totalnej improwizacji. Ultra selektywne, przeszywające na wskroś Retarders Trio i oblepiony brudem i zanurzony w smogu duet Olter - Kwapisiński. Ta propozycja przypadnie do gustu tym, którzy nie lękają się nawet najbardziej wymagających muzycznych wyznań.

Pierwsza z kaset, - Retarders Trio - to surowy zapis improwizacji na saksofon barytonowy (Natan Kryszak), perkusję (Michał Kasperek), gitarę (Miłosz Cirocki) i przedmioty. Jednak nie instrumentarium, a akustyczne okoliczności nagrania stanowią wyróżniający się atut tego materiału. Surowy, metaliczny pogłos wnętrz Galerii Czułość, stanowi pretekst dla nieskrępowanych, improwizowanych ewolucji, których efekt wywołuje piorunujące wrażenie. Każdy, z furią wydobywany przez muzyków dźwięk staje się tu, brutalnym ciosem dla aparatu słuchowego odbiorcy. A, że w kulminacyjnych momentach instrumentaliści nie szczędzą sobie sił, mamy do czynienia z oszałamiającą kawalkadą dźwięków. Zabieg ekstremalnego uwypuklenia akustyki, niemal ukazuje fakturę metalu z jakiego zbudowane są instrumenty. Śmiało można się, zatem zgodzić ze słowami Grzegorza Tyszkiewicza z Bocian Records (przytoczonymi przez Paulinę Oknińską), że mamy przyjemność obcowania z "muzycznymi świrami". Dowodzą tego choćby nieartykułowane odgłosy, jakie muzycy w twórczym amoku wykrzykują z siebie, po wybrzmieniu instrumentów. Chwilami zatem, ten bezlitosny freak show przypomina dadaistyczny kabaret, innym razem fluksusową awangardę.

Kompozycje Retarders Trio to spektakl totalny, ilustrujący twórcze szaleństwo, młodzieńcze nieokrzesanie, oraz afirmację hałasu. Śledzenie tej muzycznej zajadłości, wygłodnienia na dźwięki bywa równie często pasjonujące, co fizycznie bolesne. Nie sposób, jednak nie pozazdrościć muzykom ich hiperekspresji, oraz odwagi w przełamywaniu granic dźwiękowej percepcji.

*

Olter na perkusji! Stężałem! Taki zestaw to jakość sama w sobie. W przypadku Teodora, sława ojca - jednego z najwybitniejszych polskich jazzowych perkusistów Jacka Oltera - mogłaby okazać się ciążąca i niewygodna. Teodor zatem podąża drogą bliską metalowej ekspresji perkusji - ciężkich zwalistych bębnów i  eksperymentalnych faktur. Dołącza do niego improwizujący gitarzysta Wojciech Kwapisiński.

Ich duet to starcie wagi ciężkiej, w którym orężem są gitarowe przestery, przytłaczające drony, mroczne sludgeowe wątki, chropowate warstwy perkusjonaliów, oraz mozolne, masywne dudnienie bębnów. Pobrzękiwania perkusji i szumy talerzy, szorstkim ornamentem przykrywają brudna, bulgoczącą gitarę, efektem czego jest deformacja wszelkich możliwych form, barw i brzmień. W tym swoistym dialogu muzycy ustanawiają własne zasady kompozycji, oparte na brudzie, hałasie, dysonansie i wolnej improwizacji. Rezultat tego eksperymentu jest tyleż odpychający co niepoprawny, a jednak momentami sprawia perwersyjną przyjemność.

***

SUMPF - "Sfumato"

Łagodne przejście z mroku do światła, czyli sfumato - termin zaczerpnięty ze średniowiecznego malarstwa - to tytuł improwizacji na gitary, elektronikę, i gramofonowe pętle w wykonaniu eksperymentalnego trio Sumpf (Paweł Doskocz, Piotr Tkacz, Patryk Daszkiewicz).

Okazuje się, że owo przejście od cienia do świetlistości, jest w wykonaniu Sumpf nad wyraz bolesnym doświadczeniem, a płynność owej ewolucji nie jest gwarantem jej łagodności. W tym kolosie na glinianych nogach - mocnej dźwiękiem, acz chybotliwej konstrukcji - kręgosłup stanowią zapętlone fragmenty płyt winylowych, nadające nagraniu mozolnego rytmu. Ten chwiejny rdzeń kompozycji zostaje obleczony warstwami przesterów, metalicznych hałasów, sprzężeń i dronów. Z początku narrację budują pojedyncze odgłosy i szczątki instrumentacji, im jednak bliżej końca nagrania tym dźwięki ulegają scaleniu, w co raz to donośniejszy, gruboziarnisty szum. Masywność i przenikliwość tego industrialnego skowytu, zdaje się dążyć do jakiejś trudno uchwytnej kulminacji. "Sfumato" wydaje się być aktem poszukiwania w hałasie, brudzie i zgiełku dźwiękowego absolutu, a finał ma wszelkie znamiona muzycznego uniesienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz