niedziela, 26 października 2014

4x PL czyli Leśne drony, hałasy z Pjongjangu, grzmoty od Biedoty, sekrety z kasety

ForrrestDrones "Najas Flexilis Exequiae" / 2014 / Zoharum  

Po mimetycznym "Katalogu drzew" Jacaszka (recenzowanym przeze mnie na łamach jesiennego MI), który za pomocą żywych instrumentów i nagrań terenowych odtworzył audialny ekosystem lasu, każda następna muzyczna wizyta w lesie, wobec tak drobiazgowej i sugestywnej realizacji jaką jest "Catalogue des arbres" może być potraktowana jedynie w kategorii dźwiękowej impresji ubranej z inspiracji i wyobrażeń jej autora.


Na kolejną leśną wędrówkę - co sugeruje nazwa projektu ForrrestDrones - zabiera nas tym razem, ukrywający się pod tym pseudonimem Robert Skrzyński (Micromelancolie), którego tegoroczną, jakże bogatą dyskografię omawiałem szerzej na 1u/1o w sierpniu. Wydana przez Zoharum płyta "Najas Flexilis Exequiae" zawiera godzinną dronową kompozycję, pozbawioną gwałtowności, emocji i widocznych odautorskich gestów. A jednak, tych 60 statycznych minut kryje w sobie zaskakującą tajemnice kreacji, obciążonej szeregiem drobiazgowych ingerencji w materię utworu. "Album opiera się na 6 sekundowej pętli przemielonej w 60 minut. To tylko zapętlanie dźwięków i nakładanie efektów, bardzo proste działanie. Podzieliłem 6 sekund na 6 jednosekundowych fragmentów. Każdy z nich rozciągałem, nakładałem efekt i nagrywałem. Rozciągałem, nakładałem i nagrywałem. Po kilku nad, nad nadgrywaniach powstały pętle, z którymi pracowałem dalej. Na początku materiał miał składać się tylko z tych plam i dronów, ale pomyślałem, ze będzie ciekawiej kiedy na całość nałożę ten sześciosekundowy loop, który powtarza się w całym nagraniu, to właśnie to winylowe pykanie" - tłumaczy Robert Skrzyński.

Efektem tego eksperymentu jest muzyka pozbawiona początku i końca, ukazująca trwanie dźwięku i jego medytacyjny potencjał. Oszczędna i zdystansowana, więcej ukrywająca, niż odsłaniająca. Pozwala słuchaczowi zanurzyć się w kontemplacji nad płynącymi falami dronów pokrytych patyną analogowych szumów. Skrzyński stworzył muzyczną substancję, która uwodzi swą amorficzna formą, pozbawioną kulminacji, zwrotów akcji, czy jakiejkolwiek fabularyzacji. "Najas Flexilis Exequiae" może przywodzić skojarzenia z "The Disintegration Loops" Williama Basinski'ego, choć zawiera  zdecydowanie mniej akcentów lirycznych i melancholijnych.

"Najas Flexilis Exequiae" to materiał, którego podstawą jest mocny gest autorski, który w warstwie muzycznej przybiera subtelny, niedostrzegalny kształt. Tak jakby pod statycznością dźwięków muzyk chciał ukryć swoje autorstwo. Ten izolacjonistyczny kamuflaż, oparty na zaskakującym koncepcie jest też wizytówką skromności twórcy, który na piedestale stawia sztukę i jej oddziaływanie, samemu pozostając w jej cieniu.

***

FELDGRAU - "Seven wonders of Pyongyang" / 2014 / Fuck You Hipsters! 


Jak pożenić noise z muzyką konkretną demonstruje Feldgrau, czyli Jakub Schönhof-Wilkans - publicysta, poeta, połowa duetu Dziecka. "Seven wonders of Pyongyang" to pełna kontrastów wędrówka po stolicy najbardziej odizolowanego państwa świata. Brutalny i otrzeźwiający atak na uszy i dobre samopoczucie słuchaczy, przygniatający hałasem o sile rażenia piły tarczowej szczerbiącej swe ostrze na betonie. Industrialne odgłosy, trzaski, sprzężenia, pełne zadziorów metaliczne faktury i wszechobecny szum tworzą spektakl, w którym muzyka przeradza się w histeryczny harsh. 

Narracja "Seven wonders of Pyongyang" odbywa się w dwóch planach. W głębokim i cichym tle, gdzie pojedyncze iskierki trzasków, zakłóceń, delikatnych szumów, a momentami także echa żywych instrumentów, zostają zanurzone w pogłosie tworząc intrygujące słuchowisko muzyki konkretnej. Z kolei na pierwszym planie kompozycji, dokładnie te same elementy pobudzone niszczycielską energia eksplodują przytłaczającą falą sprzężeń i lodowatego zgiełku. Zdecydowanie ciekawszym, poprzez swoje zróżnicowanie i niedopowiedzenie wydaje się tło utworów. Jest w nim miejsce na subtelności, wytchnienie po orgii hałasów, a także bogatszą aranżacje dźwięków, które wzmocnione pogłosem nabierają przestrzennych, trójwymiarowych kształtów. Tymczasem harshowe, opresyjne kulminacje jedynie zawzięcie badają granicę wytrzymałości błony bębenkowej, sprawiając, że uszy słuchacza krwawią w fizycznym bólu. W całym tym militarystycznym zgiełku pojawiają się komunikaty brzmiące niczym radiowe nasłuchy, co jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst albumu nabiera sugestywnego, politycznego znaczenia. 

Apokaliptyczne słuchowisko Jakuba Schönhof-Wilkansa płynnie łączy ze sobą otwartą formułę
musique concrète z punkową butą i werwą. Tutaj ścierają się ze sobą kompozycja z anarchią, asceza z afirmacją hałasu, kreacja z destrukcją, razem wyrażając brutalność i dehumanizację totalitarnego reżimu.

***

JOHN LAKE - "Carcosa" / 2014 / BDTA


Sądząc po tytule, inspiracją dla, nagrywającego jako Janek Jezioro, Łukasza Dziedzica (Lugozi) musiał być zbiór mrocznych opowiadań Roberta W. Chambersa "Król w żółci", którego wątki zostały ochoczo przeniesione w fabułę serialu "Detektyw". Johny Lake w pełni oddaje mroczny i duszny charakter swojej inspiracji, budując opowieść z metalicznych kostropatych dźwięków i surowej stopy, której ślad został w tym roku solidnie wydeptany projektem Iron Noir. Tym samym Dziedzic wpisuje się w silny trend industrialnego techno tak wyraźnie zaznaczony w muzyce elektronicznej pierwszego półrocza 2014. Jednak w przypadku "Carcosa" mocno zrytmizowana struktura kompozycji nie oznacza wcale muzyki do tańca.

John Lake z determinacją wciąga słuchaczy w industrialny trans, gdzie gęste, ziarniste faktury puchną w noisowe kulminacje, a hałaśliwe pady nachodząc wzajemnie na siebie tworzą wyraziste i prężne kompozycje. To techno zaaranżowane z piętrzących się przesterów i skwierczeń, gdzie szumiący zgiełk przeszywają piskliwe, kwaśne melodie ("Depth"), przenikliwe, aż do kości. Nawet jeśli pojawia się na planie dudniąca stopa ("The Virgin Goddess of the Hunt") to nie dynamizuje narracji, tępo uderzajac w miejscu. Im dalej ku końcowi, tym album gęstnieje, staje się mniej przejrzysty, jakby jego poszczególne elementy korodowały i obcierając się o siebie generowały duszny rdzawy pył osadzający się na dźwiękach.

Autor ze słyszalną perwersją delektuje się siermiężnością muzycznej konstrukcji i napastliwością brzmienia. W tak ekstremalnym i bezkompromisowym wydaniu, nie miałem  dotąd okazji usłyszeć Łukasza Dziedzica. Jego dźwiękowa wrażliwość po przygodzie w ramach Iron Noir stężała i na "Carcosa"  bliższa jest estetyce noisowego improv, niż klubowym parkietom. 

***

POKORSKI - "Hominal" / 2014 / Innergun Rec.


Jakub Pokorski jest artystą, którego muzyka permanentnie stawia opór wszelkim próbom gatunkowej stygmatyzacji. Również "Hominal" został złożony z eklektycznych dźwiękowych fabuł, które - co też charakterystyczne dla tego producenta - urzekają wysmakowanym brzmieniem analogowych sampli, oraz elegancją kompozycji. 

Nad sześcioma utworami unosi się szumiąca analogowa mgiełka, pokrywająca ciepłe snujące się plamy i kruche postukiwania. Przytłumione dźwięki fortepianu, pluszowa rytmika automatu perkusyjnego nabierają charakteru urokliwego lo-fi. Ten ciepły, melancholijny klimat nagrań jest rdzeniem "Hominal" od którego odchodzą stylistyczne tropy, którymi podąża autor. W "Pulsar / Sonic Punch" za sprawą tętniących pogłosem padów utwór przybiera estetykę elektronicznego dubu. "Variety Girl" to ukłon dla microhouse'owej estetyki, "Zombie ant" krok w stronę softowego elektro, zaś "Mars" to rozmarzony ambient pełen subtelnego uroku. 

Króciutki "Hominal", wydany w fizycznej formie na kasecie magnetofonowej, sprawia świetne wrażenie emanując lekkością kompozycji ich klarownością i wyrazistością, a także udaną, nienachalną aranżacją, która zrytmizowane i zapętlone wątki nasyca dawką nostalgii i liryzmu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz