środa, 19 marca 2014

Odgłosy konkretne / Małe Instrumenty - "Kartacz"

Małe Instrumenty, projekt dowodzony przez Pawła Romańczuka przyzwyczaił nas do wyszukanej formy swoich wydawnictw, w których oprócz pasjonującej muzyki znalazła się i katarynka i poradnik "Samoróbka" dla domorosłych konstruktorów instrumentów muzycznych. W przypadku "Kartacza" nie otrzymujemy w bonusie dodatkowych fantów, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż zawartość dźwiękowa albumu jest na tyle bogata i wielowątkowa, że sama w zupełności wystarczy aby zaskarbić sobie ciekawość słuchacza. 

Trzy z pozoru odmienne wątki podejmuje w zaledwie siedmiu kompozycjach Paweł Romańczuk, jednak wszystkie  zainspirowane są polską kulturą lat 60tych i 70tych. "Kartacz" finalnie okazuje się być hołdem oddanym złotym czasom polskiej muzyki eksperymentalnej, oraz (w mniejszym stopniu) polskiej kinematografii. 

Pierwsza część "Kartacza" poświęcona jest pamięci legendarnego Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Płytę otwiera wierna interpretacja pierwszego polskiego utworu elektronicznego, którym jest "Etiuda na jedno uderzenie w talerz" Włodzimierza Kotońskiego - pierwszego współpracownika studia, wybitnego eksperymentatora i kompozytora muzyki współczesnej. "Etiuda" jest również pierwszym polskim utworem na taśmę. Dzięki zabiegom edytorskim Kotoński uruchomił całe uniwersum dźwięków, którego źródłem stało się tylko jedno, jedyne uderzenie pałeczką w talerz. Preparacja tego jednego dźwięku ukazała nieskończone wręcz możliwości edycji  ograniczonej jedynie wyobraźnią twórcy. Rozciąganie, skracanie, powielanie, sklejanie, szatkowanie, filtrowanie i inne pomysłowe modyfikacje zaowocowały kompozycją w której słuchacz odnosi wrażenie jakby każdy z dźwięków został użyty jednorazowo. "Etiuda" to wertykalna impresja, w której żaden z dźwięków nie stanowi dominanty. Ten demokratyczny dźwiękowy dialog, muzyczny metajęzyk Małe Instrumenty rekonstruują w skali 1:1 wykorzystując w tym celu fircykowatą maszynerię wymyślnych i wymyślonych instrumentów. W rzeczy samej Romańczuk nie odtwarza metody taśmowej Kotońskiego, a jedynie sam rezultat jego działań.
Również dwa kolejne utwory na płycie to osobliwy hołd dla muzyki taśmowej i elektroakustycznej. Muzyczna idea muzyki konkretnej zostaje zaprezentowana naiwnymi (w sensie art brut) brzmieniami muzycznych zabawek i dźwiękoprzedmiotów, oraz szlachetnymi dźwiękami instrumentów akustycznych. Postawione na równi w hierarchii muzycznej odgłosy zgodnie z założeniami muzyki konkretnej celebrują dźwięk sam w sobie, jego wybrzmiewanie i oddziaływanie na całość kompozycji, oraz na wrażliwość słuchacza.

Centralne miejsce na albumie zajmuje tytułowy "Kartacz", który oddziela głównych patronów tego wydawnictwa. Kartacz to broń jaką posługiwano się w trakcie zbrojnych konfliktów między XVI a XIX wiekiem. To specyficzny pocisk artyleryjski wypełniony kulistymi, ołowianymi nabojami, o szerokim polu rażenia. Specyfika jego działania została zilustrowana przez Romańczuka w sposób niezwykle obrazowy, poprzez delikatny stukot deszczu metalicznych kropelek, które w rzeczywistości powstały poprzez dynamiczne, choć subtelne postukiwanie pałeczkami o struny w wysokich rejestrach. Pomimo militarystycznej konwencji reżyseria i realizacja Małych Instrumentów pozbawiona jest grozy i ciężaru. To raczej surrealistyczna i żartobliwa impresja dodatkowo wzbogacona o dialogi wycięte z polskich filmów z lat 60tych i 70tych. Błyskotliwa kompozycja filmowych cytatów układa się w zabawne słuchowisko poświęcone strzelaniu, w którym rozpoznać można głosy całej plejady gwiazd polskiego kina "z wojną w tle" m.in.: Cybulskiego, Mikulskiego, Pieczki, Kociniaka, czy Czechowicza. (Utwór ten spokojnie może zrekompensować nieobecność towarzyszącego często wydawnictwom MI gadżetu, jako doskonały quiz rozpoznawania aktorów i filmów z jakich pochodzą wypowiadane kwestie. Fantastyczny pomysł!)

(Poruszając wątek kinematograficzny "Kartacza" warto wspomnieć, że obok eksperymentów z muzyką elektroakustyczną, również realizacje muzyki filmowej stanowiły znakomitą część twórczości kompozytorskiej Włodzimierza Kotońskiego.)

Nad trzecią częścią "Kartacza" unosi się natomiast duch Tomasza Sikorskiego, pierwszego polskiego minimalisty, twórcy niezrozumianego i odrzucanego przez jemu współczesnych, odkrytego dopiero po jego śmierci. On również miał swój epizod w ramach Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. W interpretacji twórczości Sikorskiego charakterystyczne dla Małych Instrumentów fircykowate instrumentacje i pourywane dźwięki zostają zastąpione rozległymi plamami dronów pochodzenia (jeśli mnie ucho nie myli) akordeonowego*. Kompozycje zostają wyciszone i przybierają kontemplacyjny charakter.

Skonfrontowanie specyficznej ekspresji Małych Instrumentów z awangardowymi ideami lat 60tych okazało się zabiegiem niezwykle świeżym i oryginalnym. To ekscytujące spotkanie dwóch wykluczonych z głównego nurtu świadomości muzycznej estetyk. Tak jak kiedyś wizjonerskie realizacje awangardzistów były nie zrozumiałe i niechętnie przyswajane jako pogwałcenie klasycznych wzorców myślenia o muzyce, tak obecnie estetyki "toy music" nie traktuje się z powagą, często trywializując jej ekspresje.
Jednak próba odświeżenia idei muzyki elektroakustycznej, czy minimalizmu - jak ma to miejsce na "Kartaczu" - ma obopólne zalety. Z jednej strony nobilituje estetykę "zabawkowej muzyki", z drugiej zaś do awangardowych, akademickich idei wnosi trochę dystansu (nie polegającego jednak na banalizowaniu, czy infantylizacji dyskursu, bo paradoksalnie "zabawkowe interpretacje" Małych Instrumentów realizują jego założenia o otwarciu na wszechobecny dźwięk bez względu na jego proweniencje.)

* a jednak ucho mnie zmyliło. Interweniował jednak Paweł Romańczuk, który wyjaśnił, że "dronowe odgłosy pochodziły z samoróbkowej harfy z metalowymi strunami, zestawu strojonych kielichów i synthi aks". Dziękuję za sprostowanie.



MAŁE INSTRUMENTY - "Kartacz"
2014, Bołt Rec.



1 komentarz:

  1. Coraz większe te instrumenty. Gdy grali ten materiał po raz pierwszy w grudniu (oczywiście w studiu Polskiego Radia), byłem zaskoczony nie tylko ilością, ale właśnie wielkością niektórych z nowych samoróbek.

    OdpowiedzUsuń