Po ubiegłorocznym wypieszczonym gorącym słońcem i oceanicznym wiatrem, letnim,
house'owym bangerze "I Go America" Tsar Poloz zaprasza do mambo.
Tytuł,
co częste w przypadku nagrań Piotra Połoza, bywa przekorny. Na epce
wydanej przez Mik Musik nie usłyszymy gorących kubańskich rytmów, ani
interpretacji dancingowych szlagierów "Mambo No 5", "Mambo swing", czy "Mambo Italiano", a i
tak Tsar od pierwszych taktów porywa do tańca. I pozostanie tak już do
końca tego krótkiego, ale jakże esencjonalnego materiału.
Połoz
wręcz podręcznikowo wpisuje się w dancefloorową estetykę, prezentując
pozbawioną zawiłości, konkretną narrację, zwarty styl i parkietowy flow.
To muzyka oszczędna, a właściwie bardzo przytomnie ograniczona do
elementów komunikatywnych i niezbędnych dla klubowego użytku.
Wystarczy syntetyczna stopa, prowadząca regularny rytm, delikatne,
przyjemnie łaskoczące basy, mocny i wyraźnie zaznaczony snare, którym od czasu do czasu można złamać dynamikę, wokalny sampel, oraz kilka
chwytliwych stabów i chordów. Jeśli do tego zrezygnować ze scenografii, w
postaci teł, plam, czy ornamentyki i zastąpić ją przestronnymi
pogłosami, to otrzymujemy przepis na klasyczny parkietowy sztos.
Na
tle ostatnich brutalnych i metalicznych produkcjach spod szyldu Mik
Musik "Go Mambo" prezentuje się niezwykle plastycznie i subtelnie.
Owszem, w regularnym materiale, (trzech kompozycjach Połoza, resztę
stanowią remiksy) pojawiają się charakterystyczne mikowe glitche,
warkoty, tektoniczne odgłosy, ale w przypadku epki, ów bród przydaje
utworom zadziornego charakteru. Wiodącym nurtem pozostaje jednak deep techno, z
mocnymi dubowymi akcentami, dedykowane bezpośrednio na dancefloor.
"Go
mambo" zamykają dwa remiksy. Pierwszy autorstwa Jacka Sienkiewicza,
weterana europejskiej sceny techno, co raz częściej odnajdującego się na
polu elektronicznego eksperymentu, który tunninguje "What's love got to
do" spłaszczając nieco pogłos i nadając utworowi minimalowego sznytu. Z kolei zremiksowania "Mambo" podjęli się niezmordowani i przeżywający
prawdziwy renesans swojej twórczości RSS B0YS. Ich ingerencja w kawałek
Połoza jest słyszalna od pierwszej chwili, w której nacierają
monstrualnym basem, psychodelicznymi zewami i chropowatą fakturą
brzmień, finalnie zaś kończąc w plątaninie acidowych skwierczeń.
Zaledwie pięć kompozycji z "Go mamo" to znakomity kawał tanecznej fiesty, brawurowo przedłużającej tegoroczny karnawał.
TSAR POLOZ "Go Mambo"
2015, Mik Musik
piątek, 27 lutego 2015
niedziela, 8 lutego 2015
Kwaśne narracje / ncgy "Ep 1"
Nieczęsto można być świadkiem tak dojrzałego i świadomego muzycznie debiutu. Opłaci się jednak śledzić poczynania zaufanego selektora, który z czeluści internetu wydobywa prawdziwe skarby.
Pod koniec zeszłego roku, na łamach M|I przedstawiałem sylwetkę Artura Marcinkowskiego ukrywającego się pod pseudonimem UMBA. Można w niej było dowiedzieć się, miedzy innymi o prowadzonym przez niego labelu, pod którego kuratelą prezentowani są anonimowi twórcy techno, realizujący się w mniej awangardowej estetyce, niż bohaterowie poprzedniego wpisu RSS B0YS, a zdecydowanie bliższej klubowym parkietom.
Dwa tygodnie temu, nakładem Non Liquet ukazała się kolejna premiera, znakomita epka producenta, nagrywającego jako ncgy. Pod tym alter ego kryje się, pochodzący z Katowic Piotr Wojtczak i jest to jego absolutny wydawniczy debiut. Oprócz djskich setów, na które można natknąć się w sieci, jedynymi śladami twórczości ncgy, jest kilka odległych szkiców, zamieszczonych na soundcloudzie, oscylujących brzmieniowo głównie wokół połamanych estetyk rodem z UK. Na swój debiut producent wytoczył jednak o wiele potężniejszą amunicję.
Choć "Ep 1", to zaledwie trzy kompozycje, niewiele ponad dwadzieścia minut muzyki, to przykuwają one uwagę słuchacza brzmieniową i narracyjną spójnością, oraz świetną na tym etapie twórczości świadomością warsztatu, pozwalającą na uzyskanie niezwykle intensywnego materiału. Epka nagrana przez Wojtczaka to mroczne, mięsiste techno, mocno zainfekowane bakcylem acid. Skwierczące, mlaskające i świdrujące kwaśnymi akordami i nasycone masywnymi klawiszami, zanurzonymi w przestronnych tłach. Wielowątkowe kompozycje przepasane, meandrującymi liniami melodycznymi, nasuwają intensywne skojarzenia z muzyką Legowelta, również za sprawą piętrowych narracji złożonych z dźwiękowych wątków harmonizujących ze sobą na różnych planach. Niebagatelne znaczenie dla odbioru tego materiału, ma znakomity mastering, którego autorem jest Piotr Figiel. Jego ingerencja pozwoliła poszerzyć spektrum dźwiękowe utworów i wydobyć z brzmienia, tak potrzebną dla tego materiału, głębię.
Narkotyczne techno ncgy zaskakuje dojrzałością producencką autora. Świadczyć o tym może znakomite wyważenie proporcji między motoryką a melodią, wielowątkowość fabuły, soczyste i przestrzenne brzmienie, aranżacja dźwięków spójna z realizowaną stylistyką, oraz elegancja całego materiału, która zwraca szczególną uwagę, mimo narkotycznego i minorowego nastroju panującego na epce. Taka muzyczna obfitość, w przełożeniu na zaledwie trzy kompozycje, pozwala po lekturze "Ep 1" odczuwać pełną satysfakcję. A jeśli wziąć pod uwagę, że mamy do czynienia z twórcą debiutującym, to możemy z dużymi nadziejami wypatrywać dalszego rozwoju jego muzycznych poczynań.
ncgy - "Ep 1"
2015, Non Liquet
link do muzyki
Pod koniec zeszłego roku, na łamach M|I przedstawiałem sylwetkę Artura Marcinkowskiego ukrywającego się pod pseudonimem UMBA. Można w niej było dowiedzieć się, miedzy innymi o prowadzonym przez niego labelu, pod którego kuratelą prezentowani są anonimowi twórcy techno, realizujący się w mniej awangardowej estetyce, niż bohaterowie poprzedniego wpisu RSS B0YS, a zdecydowanie bliższej klubowym parkietom.
Dwa tygodnie temu, nakładem Non Liquet ukazała się kolejna premiera, znakomita epka producenta, nagrywającego jako ncgy. Pod tym alter ego kryje się, pochodzący z Katowic Piotr Wojtczak i jest to jego absolutny wydawniczy debiut. Oprócz djskich setów, na które można natknąć się w sieci, jedynymi śladami twórczości ncgy, jest kilka odległych szkiców, zamieszczonych na soundcloudzie, oscylujących brzmieniowo głównie wokół połamanych estetyk rodem z UK. Na swój debiut producent wytoczył jednak o wiele potężniejszą amunicję.
Choć "Ep 1", to zaledwie trzy kompozycje, niewiele ponad dwadzieścia minut muzyki, to przykuwają one uwagę słuchacza brzmieniową i narracyjną spójnością, oraz świetną na tym etapie twórczości świadomością warsztatu, pozwalającą na uzyskanie niezwykle intensywnego materiału. Epka nagrana przez Wojtczaka to mroczne, mięsiste techno, mocno zainfekowane bakcylem acid. Skwierczące, mlaskające i świdrujące kwaśnymi akordami i nasycone masywnymi klawiszami, zanurzonymi w przestronnych tłach. Wielowątkowe kompozycje przepasane, meandrującymi liniami melodycznymi, nasuwają intensywne skojarzenia z muzyką Legowelta, również za sprawą piętrowych narracji złożonych z dźwiękowych wątków harmonizujących ze sobą na różnych planach. Niebagatelne znaczenie dla odbioru tego materiału, ma znakomity mastering, którego autorem jest Piotr Figiel. Jego ingerencja pozwoliła poszerzyć spektrum dźwiękowe utworów i wydobyć z brzmienia, tak potrzebną dla tego materiału, głębię.
Narkotyczne techno ncgy zaskakuje dojrzałością producencką autora. Świadczyć o tym może znakomite wyważenie proporcji między motoryką a melodią, wielowątkowość fabuły, soczyste i przestrzenne brzmienie, aranżacja dźwięków spójna z realizowaną stylistyką, oraz elegancja całego materiału, która zwraca szczególną uwagę, mimo narkotycznego i minorowego nastroju panującego na epce. Taka muzyczna obfitość, w przełożeniu na zaledwie trzy kompozycje, pozwala po lekturze "Ep 1" odczuwać pełną satysfakcję. A jeśli wziąć pod uwagę, że mamy do czynienia z twórcą debiutującym, to możemy z dużymi nadziejami wypatrywać dalszego rozwoju jego muzycznych poczynań.
ncgy - "Ep 1"
2015, Non Liquet
link do muzyki
piątek, 6 lutego 2015
M/\Ł R3V0LCJ3* / RSS B0YS "Y00R00B B0TH"
Nie dwie płyty, a zaledwie dwa utwory wystarczyły aby w brzmieniu RSS B0YS dokonał się prawdziwy przewrót.
Miała ukazać się w listopadzie 2014, zaostrzając apetyt na szykowaną na styczeń 2015 podwójną premierę, pod kuratelą połączonych sił Mik Musik i BDTA. Wydana dla holenderskiego labelu New York Haunted kaseta "Y00R00B B0TH" zrządzeniem losu, okazała się być jednak suplementem do "HDDN". Może to lepiej, że oba wydawnictwa przyjęły taką chronologię, bo dopiero opublikowana w Holandii i złożona z zaledwie dwóch kompozycji, kaseta przynosi rewolucję obiecywaną na "HDDN".
Z pewnością nie bez przyczyny na takie postrzeganie obu premier ma sama obszerność zgromadzonych na nich nagrań. Bez wątpienia łatwiej wydobyć esencje stylu, dzieląc trzydziestominutowy materiał na dwie kompozycje, niż zrealizować to samo zadanie w ponad dwugodzinnym seansie, podzielonym na dwa akty i kilkanaście utworów. Z perspektywy czasu, może więc nieco dziwić, że RSS zdecydowali się na tak monumentalny dwupłytowy album jak "HDDN", gdzie ciekawsze momenty zostają zdewaluowane przez słabsze. Gdyby jednak nie "holenderska" kaseta, nie bylibyśmy świadomi, że w skondensowanej wersji, RSS mogą powiedzieć dwa razy więcej, niż pozbawieni czasowych ograniczeń. Okazuje się bowiem, że "Y00R00B B0TH" swą dramaturgią, intensywnością i nowymi muzycznymi koncepcjami zostawia "HDDN" z tyłu. Z resztą odnoszę wrażenie, że im krótsze formy tym korzystniej i bardziej intrygująco prezentuje się RSS B0YS. Świadczyć o tym może także epka "YNH00 YP" będąca zapowiedzią "HDDN", zaskakująca lekkością brzmień, zwiewnością narracji i ciekawymi eksperymentami z motoryką, bliższą nieregularnej rytmice IDM niż techno. Wróćmy jednak do kasety "Y00R00B B0TH", która chyba wbrew intencjom wydawców i artystów okazuje się głównym daniem, spośród zmasowanego ataku świeżych eresesowych wydawnictw.
Pierwsza część "Y00R00B 0N" oparta została na doskonale perfekcyjnej, rytmicznej pętli, pompującej tempo, mięsistym i zdecydowanym brzmieniem kicków i snare'ów. Mocno hipnotyzujący i momentalnie porywający do tańca loop, pozostaje w niezmienionej postaci, aż do końca kompozycji, nie irytując nawet przez chwilę swą monotonną obecnością. Jego rolą jest, podobnie jak było to w przypadku "n00w", wessanie słuchacza na drugi plan kompozycji. Tam pod lawiniastym i chropowatym rytmem kryją się iście psychodeliczne zewy, oscylujące w średnich częstotliwościach. Wymiennie z nimi pojawiają się tektoniczne pogłosy, które pięknie biją w tłach powiększając przestrzeń brzmieniową nagrania. Niewielką ilością motywów dźwiękowych zespołowi udaje się utrzymać napięcie przez cały czas kompozycji, co dla RSS wcale nie jest oczywiste, bowiem w mojej opinii, zazwyczaj ten element jest najczęściej zawodzącym w muzyce duetu.
Kompozycja "Y00R00B THRYY", ze strony B, przynosi jeszcze bardziej zaskakujące niespodzianki dla fanów RSS B0YS. Nie dość, że atmosfera nagrania jeszcze się podnosi, momentami osiągając temperaturę wrzenia, to jeszcze pojawia się śmiały wątek melodyczny nie mający dotąd odpowiednika w nagraniach zespołu. Syntezatorowy riff, rzężący brzmieniem tożsamym z gitarą elektryczną, pojawia się już w pierwszych minutach tego piętnastominutowego pandemonium, aby poddany intensywnym modulacją wybrzmiewać, aż po sam koniec kasety, wprowadzając prawdziwie psychodeliczną atmosferą. Zadziornej, cyberpunkowej solówce towarzyszy niezwykle gęsta kipiel szumiących faktur i nakładających się warstw rytmicznych, piętrząca się momentami w potężną ścianę noisu. Intensywnej ekspresji dopełniają piskliwe drony idealnie harmonizujące z brzmieniem lejtmotywu, oraz zdeformowane wokalizy.
Finalnie "Y00R00B B0TH" okazuje się zaskakującym zderzenie transu z noisem. Dzięki intensywnemu zagęszczeniu teł kostropatymi fakturami, podporządkowaniu narracji masywnym, hipnotycznym pętlom, sięgnięciu do industrialnego rezerwuaru brzmień, oraz po punkową charyzmę, a także wprowadzając element melodyczny, udało się wyekstrahować materiał kipiący dramaturgią i miażdżący muzyczną ekspresją. Jednak biorąc pod uwagę ostatnią różnorodność estetyczną, idącą w parze z aktywnością wydawniczą duetu, kierunek w jaki podąża zespół ze swoją unikalną stylistyką, jest równie zagadkowy jak tożsamość jego członków.
* Małe rewolucje
RSS B0YS "Y00R00B B0TH"
2015, New York Haunted
Miała ukazać się w listopadzie 2014, zaostrzając apetyt na szykowaną na styczeń 2015 podwójną premierę, pod kuratelą połączonych sił Mik Musik i BDTA. Wydana dla holenderskiego labelu New York Haunted kaseta "Y00R00B B0TH" zrządzeniem losu, okazała się być jednak suplementem do "HDDN". Może to lepiej, że oba wydawnictwa przyjęły taką chronologię, bo dopiero opublikowana w Holandii i złożona z zaledwie dwóch kompozycji, kaseta przynosi rewolucję obiecywaną na "HDDN".
Z pewnością nie bez przyczyny na takie postrzeganie obu premier ma sama obszerność zgromadzonych na nich nagrań. Bez wątpienia łatwiej wydobyć esencje stylu, dzieląc trzydziestominutowy materiał na dwie kompozycje, niż zrealizować to samo zadanie w ponad dwugodzinnym seansie, podzielonym na dwa akty i kilkanaście utworów. Z perspektywy czasu, może więc nieco dziwić, że RSS zdecydowali się na tak monumentalny dwupłytowy album jak "HDDN", gdzie ciekawsze momenty zostają zdewaluowane przez słabsze. Gdyby jednak nie "holenderska" kaseta, nie bylibyśmy świadomi, że w skondensowanej wersji, RSS mogą powiedzieć dwa razy więcej, niż pozbawieni czasowych ograniczeń. Okazuje się bowiem, że "Y00R00B B0TH" swą dramaturgią, intensywnością i nowymi muzycznymi koncepcjami zostawia "HDDN" z tyłu. Z resztą odnoszę wrażenie, że im krótsze formy tym korzystniej i bardziej intrygująco prezentuje się RSS B0YS. Świadczyć o tym może także epka "YNH00 YP" będąca zapowiedzią "HDDN", zaskakująca lekkością brzmień, zwiewnością narracji i ciekawymi eksperymentami z motoryką, bliższą nieregularnej rytmice IDM niż techno. Wróćmy jednak do kasety "Y00R00B B0TH", która chyba wbrew intencjom wydawców i artystów okazuje się głównym daniem, spośród zmasowanego ataku świeżych eresesowych wydawnictw.
Pierwsza część "Y00R00B 0N" oparta została na doskonale perfekcyjnej, rytmicznej pętli, pompującej tempo, mięsistym i zdecydowanym brzmieniem kicków i snare'ów. Mocno hipnotyzujący i momentalnie porywający do tańca loop, pozostaje w niezmienionej postaci, aż do końca kompozycji, nie irytując nawet przez chwilę swą monotonną obecnością. Jego rolą jest, podobnie jak było to w przypadku "n00w", wessanie słuchacza na drugi plan kompozycji. Tam pod lawiniastym i chropowatym rytmem kryją się iście psychodeliczne zewy, oscylujące w średnich częstotliwościach. Wymiennie z nimi pojawiają się tektoniczne pogłosy, które pięknie biją w tłach powiększając przestrzeń brzmieniową nagrania. Niewielką ilością motywów dźwiękowych zespołowi udaje się utrzymać napięcie przez cały czas kompozycji, co dla RSS wcale nie jest oczywiste, bowiem w mojej opinii, zazwyczaj ten element jest najczęściej zawodzącym w muzyce duetu.
Kompozycja "Y00R00B THRYY", ze strony B, przynosi jeszcze bardziej zaskakujące niespodzianki dla fanów RSS B0YS. Nie dość, że atmosfera nagrania jeszcze się podnosi, momentami osiągając temperaturę wrzenia, to jeszcze pojawia się śmiały wątek melodyczny nie mający dotąd odpowiednika w nagraniach zespołu. Syntezatorowy riff, rzężący brzmieniem tożsamym z gitarą elektryczną, pojawia się już w pierwszych minutach tego piętnastominutowego pandemonium, aby poddany intensywnym modulacją wybrzmiewać, aż po sam koniec kasety, wprowadzając prawdziwie psychodeliczną atmosferą. Zadziornej, cyberpunkowej solówce towarzyszy niezwykle gęsta kipiel szumiących faktur i nakładających się warstw rytmicznych, piętrząca się momentami w potężną ścianę noisu. Intensywnej ekspresji dopełniają piskliwe drony idealnie harmonizujące z brzmieniem lejtmotywu, oraz zdeformowane wokalizy.
Finalnie "Y00R00B B0TH" okazuje się zaskakującym zderzenie transu z noisem. Dzięki intensywnemu zagęszczeniu teł kostropatymi fakturami, podporządkowaniu narracji masywnym, hipnotycznym pętlom, sięgnięciu do industrialnego rezerwuaru brzmień, oraz po punkową charyzmę, a także wprowadzając element melodyczny, udało się wyekstrahować materiał kipiący dramaturgią i miażdżący muzyczną ekspresją. Jednak biorąc pod uwagę ostatnią różnorodność estetyczną, idącą w parze z aktywnością wydawniczą duetu, kierunek w jaki podąża zespół ze swoją unikalną stylistyką, jest równie zagadkowy jak tożsamość jego członków.
* Małe rewolucje
RSS B0YS "Y00R00B B0TH"
2015, New York Haunted
sobota, 31 stycznia 2015
Um pa-pa, um pa-pa czyli walc na 1001 drobiazgów / Małe Instrumenty "Walce w walce"
Walc na długie lata pozostawał na cenzurowanym, postrzegany jako nośnik bluźnierczych, szatańskich treści, oraz niezdrowych namiętności. W czasach kiedy ta muzyczno-taneczna forma pozostawała rozrywką prowincji i pospólstwa straszono, że jego obrotowa natura wywołuje u ludzi chorobę św. Walentego (daleką od romantycznych powinowactw), a w niektórych przypadkach prowadzić może nawet, do śmierci tańczących nieszczęśników. Jednak, jak to w historii mód i obyczajów bywa, to co zakazane wywołuje największe zainteresowanie. Walc szturmem zawojował eleganckie salony europejskiej elity, z Wiedniem, stolicą dobrego smaku na czele. Wieki później Paweł Romańczuk i jego zespół postanowili sięgnąć po tą klasyczną formę aby oddać jej uniwersalizm. Walc okazał się na tyle chłonny, że pomieścił w sobie bogaty w dźwięki i konteksty wszechświat Małych Instrumentów.
Zamknięta w metalowym puzdereczku płyta, ukazała się dzięki crowdfunding'owej akcji i zawiera kompozycje zrealizowane na przestrzeni ostatnich dwóch lat, w ramach różnych projektów, w które muzycznie zaangażowany był Paweł Romańczuk. W pewnym sensie jest to kompilacja "walcowych" wątków, dość często pojawiających się w twórczości Małych Instrumentów, eksploatująca charakterystyczne dla zespołu wątki. Po raz kolejny mamy zatem do czynienia z elementami: bajkowości, (dźwięczącej radosną tonacja instrumentów), melancholią (odwołującą się do brzmień zapomnianych, zakurzonych), rustykalności (odnajdującą korzenny rytm i brzmienie w nowych interpretacjach), oraz awangardy, (za którą stoi sentyment do muzyki konkretnej).
Przy użyciu 1001 dźwiękowych drobiazgów, Małe Instrumenty ukazują wirową naturę walca przez pryzmat muzyki folkowej ("13", "Pućki"), jazzowej ("Freneza birdo"), czy elektroakustycznej ("Wal C"). Gdyby jeszcze szerzej otworzyć muzyczną wyobraźnie, w wybranych fragmentach "13", "Macabre Walz", "Symphonionwerke 1912" usłyszymy echa francuskiego chanson, oraz barokowej artykulacji ("Rogalogowe wieczory"). Pomimo pewnej kruchości brzmienia i skromności kompozycji, utwory zespołu uderzają rozmachem instrumentacji, melodyki, oraz bogactwem aranżacji i ornamentyki. Romańczuk z zespołem z pełnym namaszczeniem celebrują każdy detal, dzięki czemu głos nawet najdrobniejszego i epizodycznego instrumentu roznosi się w krystalicznie czystej przestrzeni. Mimo dużego zniuansowania kompozycji, zgromadzone dźwięki są teatralnie wręcz rozplanowane, a każdy odgłos wydaje się uzasadniony i niezastąpiony. Otwierająca album "13", w której gościnnie śpiewają Agata Harz i Katarzyna Smoluk-Moczydłowska; wokalistki Księżyca, odkrywa również nową, zaskakującą perspektywę muzyki Małych Instrumentów, która niezwykle interesująco sprawdza się jako piosenkowy akompaniament.
Na szczególną uwagę na "Walcach w walce" zasługują "Macabre Walz" utwór dedykowany Małym Instrumentom przez Jean-Marc'a Zelwer'a (kompozytora, kolekcjonera unikalnych instrumentów, francuskiego odpowiednika Pawła Romańczuka), będący w zamyśle impresją na temat wybuchu I Wojny Światowej. Z kolei "Freneza birdo", walc skomponowany przez muzyka MI Tomasza Orszulaka zaskakuje swoją jazzową artykulacją, która stała się pretekstem do zaaranżowania znakomitej kulminacji i jej kapitalnego rozładowania. Poprzedzone zagęszczeniem i spotęgowaniem dźwięków, kompozycyjne apogeum dokonuje się, nie poprzez gwałtowne wyciszenie, a niespodziewaną progresję akordów. Trzecim z wyróżnionych utworów jest kompozycja Igora Strawińskiego intrygująca zjawiskową, szklaną i lekko matową barwą, oraz wibrującym wybrzmieniem pochodzącego z 1914 roku dulcitonu.
"Walce w walce" to kolejna w ostatnim czasie (po "Polonezach" Marcina Maseckiego) próba zmierzenia się z klasyczną formą muzyczną przez rodzimego twórcę. Jeśli jednak w 2013 warszawski pianista reanimował poloneza, jednocześnie dopuszczając się na nim solidnej dekonstrukcji, tak Małe Instrumenty umieszczają walca w różnych kontekstach nie ingerując zbytnio w jego formę. Ich walc przemawia wieloma językami jawiąc się jako "gatunek" niezwykle kosmopolityczny i otwarty na napełnianie go wielobarwną treścią.
MAŁE INSTRUMENTY - "Walce w walce"
2014, wydanie własne
Zamknięta w metalowym puzdereczku płyta, ukazała się dzięki crowdfunding'owej akcji i zawiera kompozycje zrealizowane na przestrzeni ostatnich dwóch lat, w ramach różnych projektów, w które muzycznie zaangażowany był Paweł Romańczuk. W pewnym sensie jest to kompilacja "walcowych" wątków, dość często pojawiających się w twórczości Małych Instrumentów, eksploatująca charakterystyczne dla zespołu wątki. Po raz kolejny mamy zatem do czynienia z elementami: bajkowości, (dźwięczącej radosną tonacja instrumentów), melancholią (odwołującą się do brzmień zapomnianych, zakurzonych), rustykalności (odnajdującą korzenny rytm i brzmienie w nowych interpretacjach), oraz awangardy, (za którą stoi sentyment do muzyki konkretnej).
Przy użyciu 1001 dźwiękowych drobiazgów, Małe Instrumenty ukazują wirową naturę walca przez pryzmat muzyki folkowej ("13", "Pućki"), jazzowej ("Freneza birdo"), czy elektroakustycznej ("Wal C"). Gdyby jeszcze szerzej otworzyć muzyczną wyobraźnie, w wybranych fragmentach "13", "Macabre Walz", "Symphonionwerke 1912" usłyszymy echa francuskiego chanson, oraz barokowej artykulacji ("Rogalogowe wieczory"). Pomimo pewnej kruchości brzmienia i skromności kompozycji, utwory zespołu uderzają rozmachem instrumentacji, melodyki, oraz bogactwem aranżacji i ornamentyki. Romańczuk z zespołem z pełnym namaszczeniem celebrują każdy detal, dzięki czemu głos nawet najdrobniejszego i epizodycznego instrumentu roznosi się w krystalicznie czystej przestrzeni. Mimo dużego zniuansowania kompozycji, zgromadzone dźwięki są teatralnie wręcz rozplanowane, a każdy odgłos wydaje się uzasadniony i niezastąpiony. Otwierająca album "13", w której gościnnie śpiewają Agata Harz i Katarzyna Smoluk-Moczydłowska; wokalistki Księżyca, odkrywa również nową, zaskakującą perspektywę muzyki Małych Instrumentów, która niezwykle interesująco sprawdza się jako piosenkowy akompaniament.
Na szczególną uwagę na "Walcach w walce" zasługują "Macabre Walz" utwór dedykowany Małym Instrumentom przez Jean-Marc'a Zelwer'a (kompozytora, kolekcjonera unikalnych instrumentów, francuskiego odpowiednika Pawła Romańczuka), będący w zamyśle impresją na temat wybuchu I Wojny Światowej. Z kolei "Freneza birdo", walc skomponowany przez muzyka MI Tomasza Orszulaka zaskakuje swoją jazzową artykulacją, która stała się pretekstem do zaaranżowania znakomitej kulminacji i jej kapitalnego rozładowania. Poprzedzone zagęszczeniem i spotęgowaniem dźwięków, kompozycyjne apogeum dokonuje się, nie poprzez gwałtowne wyciszenie, a niespodziewaną progresję akordów. Trzecim z wyróżnionych utworów jest kompozycja Igora Strawińskiego intrygująca zjawiskową, szklaną i lekko matową barwą, oraz wibrującym wybrzmieniem pochodzącego z 1914 roku dulcitonu.
"Walce w walce" to kolejna w ostatnim czasie (po "Polonezach" Marcina Maseckiego) próba zmierzenia się z klasyczną formą muzyczną przez rodzimego twórcę. Jeśli jednak w 2013 warszawski pianista reanimował poloneza, jednocześnie dopuszczając się na nim solidnej dekonstrukcji, tak Małe Instrumenty umieszczają walca w różnych kontekstach nie ingerując zbytnio w jego formę. Ich walc przemawia wieloma językami jawiąc się jako "gatunek" niezwykle kosmopolityczny i otwarty na napełnianie go wielobarwną treścią.
MAŁE INSTRUMENTY - "Walce w walce"
2014, wydanie własne
środa, 28 stycznia 2015
Faktury i pętle / Columbus Duo „Expositions”
Ponad piętnastoletnia, muzyczna działalność braci Swoboda
(Thing, Columbus Duo/Ensemble) naznaczona jest procesem sukcesywnej redukcji.
Począwszy od uszczuplania obsady zespołu i instrumentarium, aż po ograniczenie
środków muzycznej ekspresji. Z melodii pozostały faktury, z wokali strzępki
odgłosów, solidnie zamaskowane w głębokich planach „Expositions”.
Columbus Duo - „Expositions”
Instrumentarium, wydanej po czterech latach przerwy płyty
Columbus Duo, jest tak wątłe, że wraz z muzykami zmieściłoby się w szopie,
zdobiącej okładkę płyty. Jednak
doświadczenie i wyobraźnia braci Tomasza i Ireneusza Swobody potrafi wskrzesić
z niego gęstą i intensywną materię dźwiękową. Gitara, cymbały, perkusja
stanowią jedynie punkty wyjścia „Expositions”,
którego głównym elementem kompozycyjnym jest deformacja wyimprowizowanych
wątków.
Obszerny arsenał efektów zgromadzonych podczas nagrania
wydobywa wielowymiarowość gitarowego brzmienia. Plamy, sprzężenia, powtórzenia,
ornamentacje, oraz widmowe melodie, kreślące fabularną osnowę płyty, zostają poddane
procesowi zniekształcenia. Używając zapętlarek i pogłosów, bracia Swoboda
mechanizują artykulację gitary w transowe, frenetyczne pasaże. Pojedyncze, zapętlone ścieżki zostają zakomponowane
w porządku warstwowym. Tracąc swoje indywidualne rysy, współtworzą gęsto utkane,
chropowate faktury. Przesunięcia fraz nadają im organicznej żywotności i
dynamiki. Całość, zaś emanuje grubą warstwą analogowego brudu, osadzającego się
na każdym pojedynczym dźwięku. Z kolei perkusja, funkcjonująca na płycie
głównie pod postacią spreparowanych loopów, rzadko bierze udział w nagraniu jako
element dynamiczny, częściej pojawiając się jako ornament. Jej spłaszczone
brzmienie momentami przechodzi w szelest, a niejednokrotnie w amorficzny szum,
zalewający cała kompozycję.
„Expositions” przypomina przekrojową
podróż wehikułem czasu, po historii awangardowych nurtów muzycznych. Od post
rocka, przez kraut rock, aż po ambient.
To muzyka gęsto nasycona dźwiękiem, intensywna, ruchliwa, a przy tym
intymna i skromna. Momentami ledwo zauważalna i cicha. Zakurzone faktury
przenikają się wzajemnie, eksponując kolejne plany kompozycji i skrywając te
wybrzmiałe i zapisane w pamięci. Wśród ich
zgiełku łapczywie śledzimy lakoniczne melodie, a im intensywniej i uważniej
słuchamy tym jesteśmy w stanie usłyszeć więcej, docierając uchem do najgłębiej
ukrytych detali.
Columbus Duo - „Expositions”
2014, Dead Sailor
niedziela, 25 stycznia 2015
Wielka atomizacja / Arszyn / Duda - "Automata"
Sentymentalny i świetlisty, jest motyw zagrany przez Gosię Kęsicką w finale kompozycji "Podwodne zabawy". Jego delikatne brzmienie i zwiewna melodyjność nasuwa na myśl fletowe koncerty Vivaldiego, czy Mozarta. Fragment, o którym tu wspominam, jest też pierwszym i ostatnim tchnieniem klasycznej instrumentacji i szlachetnego brzmienia. Reszta materiału "Automata", nagranego przez Tomasza Dudę, Krzysztofa Topolskiego (Arszyna), oraz zaproszonych przez nich gości (Per-Ake Holmlander, Johannes Bergmark, Gosia Kęsicka, Joanna Duda), to dadaistyczny kolaż improwizowanego jazzu, elektroniki i elektroakustyki.
Jubileuszowe, trzydzieste wydawnictwo Pawlacza Perskiego, jest układanką tysięcy mikroelementów, odgłosów, usterek, przesterów i sygnałów rozpierzchniętych w frenetycznym zgiełku. Nie oznacza to jednak, ze mamy do czynienia z noisową estetyką, raczej z orgiastyczną quasi jazzową improwizacją. Rozszczepieniem muzycznej artykulacji na dźwiękowe atomy.
Otwierający nagranie "Cluster" daje namiastkę obcowania z materiałem intensywnie zdynamizowanym i mocno rozpala wyobraźnię, będąc surrealistyczną hybrydą elektroakustycznej improwizacji z quasi idm. Okaleczony, nierówny rytm, wykreowany przez Arszyna elektrycznymi sprzężeniami no-imput mixera, przekrzykuje się tu ze zdekonstruowanym saksofonem Dudy. Swoją zajadłością i temperamentem przywodzą na myśl odgłosy sąsiedzkiej sprzeczki dochodzącej zza ściany. Sonory, tumulty i elektryczne impulsy odpyskowują sobie wzajemnie, wdając się w dźwiękowe przepychanki i piętrząc pofragmentowane odgłosy w delirycznym szale. Również kolejne kompozycje charakteryzuje opętańczy ruch, intensyfikacja dźwięków, ich imponujące zagęszczenie, oraz nieobecność struktur dłuższych niż kilkusekundowe. Momentami, muzycy zwalniają jedynie po to, aby wyeksponować matowe faktury szmerów, szelestów i chrobotów. Co ciekawe, mimo nietypowych kompozycji, brzmieniowej destrukcji, czy daleko posuniętych ingerencji w instrumentarium, nagranie brzmi zaskakująco selektywnie.
Dźwiękową menażerię "Automaty" tworzą głównie akustyczne instrumenty, poddane radykalnym, sonorystycznym zabiegom, w rezultacie czego ich artykulacja zostaje zminimalizowana do mikroskopijnych dźwiękowych drobinek, tożsamych raczej z lapidarnością sampla niż typową muzyczną ekspresją. Wtórują im urządzenia elektroniczne, sprowadzone do roli obiektów dźwiękowych, których oryginalne zastosowanie zostało wypaczone poprzez eksperymentalne zabiegi. Tak jest z no-input mixerem, pozbawionym zewnętrznych źródeł dźwięku, a generującym jedynie swoje wewnętrzne elektryczne szumy i przestery. Operujący nim Arszyn, z tak spreparowanego urządzenia potrafi wydobyć zjawiskowe i dynamiczne basy, a także całą ferie trzasków i klików zbijających się w chropowate faktury. Źródłem nieokiełznanych, surrealistycznych dźwięków jest też niezwykła platforma Johannesa Bergmarka, szwedzkiego improwizatora, konstruktora eksperymentalnych instrumentów. To dźwiękowe laboratorium zostaje dopełnione m.in., obecnościa monstrualnego syntezatora Buchla 200, który wpisując się w pełen paradoksów, groteskowy nastrój nagrania zostaje wykorzystany zaledwie w szczątkowym zakresie, pod postacią kilku szumiących i dronujących wyziewów ("Recorder"). Zwierzęce okrzyki i onomatopeje, które rozlegają się w podczas improwizacji, to już właściwie wisienka na torcie tego szalonego eksperymentu. Jedyny instrument, który na tej kasecie brzmi i spełnia swą klasyczną funkcję to perkusja Topolskiego, która jednak miast układać ten tumult w zwarte przebiegi, swą deliryczną artykulacją jeszcze bardziej podsyca atmosferę twórczej euforii.
Wynikiem nietuzinkowej sesji Dudy i Arszyna, jest dźwiękowa wizyta w gabinecie luster, w którym zaburzeniu ulegają proporcje, a kompozycja zostaje wypaczona łobuzerską deformacją."Automata" to emanacja bezkompromisowości i szaleństwa, zrealizowana za pomocą "zagranych wycinków". Swoboda eksperymentowania oparta na sonorystycznych preparacjach, niekonwencjonalnym wykorzystaniu elektroniki, organicznych odgłosach i onomatopejach tworzy dźwiękowy amalgamat, który jako jedyny zasługuje na ochrzczenie go etykietą "future jazz".
Arszyn / Duda - "Automata"
2015, Pawlacz Perski
Jubileuszowe, trzydzieste wydawnictwo Pawlacza Perskiego, jest układanką tysięcy mikroelementów, odgłosów, usterek, przesterów i sygnałów rozpierzchniętych w frenetycznym zgiełku. Nie oznacza to jednak, ze mamy do czynienia z noisową estetyką, raczej z orgiastyczną quasi jazzową improwizacją. Rozszczepieniem muzycznej artykulacji na dźwiękowe atomy.
Otwierający nagranie "Cluster" daje namiastkę obcowania z materiałem intensywnie zdynamizowanym i mocno rozpala wyobraźnię, będąc surrealistyczną hybrydą elektroakustycznej improwizacji z quasi idm. Okaleczony, nierówny rytm, wykreowany przez Arszyna elektrycznymi sprzężeniami no-imput mixera, przekrzykuje się tu ze zdekonstruowanym saksofonem Dudy. Swoją zajadłością i temperamentem przywodzą na myśl odgłosy sąsiedzkiej sprzeczki dochodzącej zza ściany. Sonory, tumulty i elektryczne impulsy odpyskowują sobie wzajemnie, wdając się w dźwiękowe przepychanki i piętrząc pofragmentowane odgłosy w delirycznym szale. Również kolejne kompozycje charakteryzuje opętańczy ruch, intensyfikacja dźwięków, ich imponujące zagęszczenie, oraz nieobecność struktur dłuższych niż kilkusekundowe. Momentami, muzycy zwalniają jedynie po to, aby wyeksponować matowe faktury szmerów, szelestów i chrobotów. Co ciekawe, mimo nietypowych kompozycji, brzmieniowej destrukcji, czy daleko posuniętych ingerencji w instrumentarium, nagranie brzmi zaskakująco selektywnie.
Dźwiękową menażerię "Automaty" tworzą głównie akustyczne instrumenty, poddane radykalnym, sonorystycznym zabiegom, w rezultacie czego ich artykulacja zostaje zminimalizowana do mikroskopijnych dźwiękowych drobinek, tożsamych raczej z lapidarnością sampla niż typową muzyczną ekspresją. Wtórują im urządzenia elektroniczne, sprowadzone do roli obiektów dźwiękowych, których oryginalne zastosowanie zostało wypaczone poprzez eksperymentalne zabiegi. Tak jest z no-input mixerem, pozbawionym zewnętrznych źródeł dźwięku, a generującym jedynie swoje wewnętrzne elektryczne szumy i przestery. Operujący nim Arszyn, z tak spreparowanego urządzenia potrafi wydobyć zjawiskowe i dynamiczne basy, a także całą ferie trzasków i klików zbijających się w chropowate faktury. Źródłem nieokiełznanych, surrealistycznych dźwięków jest też niezwykła platforma Johannesa Bergmarka, szwedzkiego improwizatora, konstruktora eksperymentalnych instrumentów. To dźwiękowe laboratorium zostaje dopełnione m.in., obecnościa monstrualnego syntezatora Buchla 200, który wpisując się w pełen paradoksów, groteskowy nastrój nagrania zostaje wykorzystany zaledwie w szczątkowym zakresie, pod postacią kilku szumiących i dronujących wyziewów ("Recorder"). Zwierzęce okrzyki i onomatopeje, które rozlegają się w podczas improwizacji, to już właściwie wisienka na torcie tego szalonego eksperymentu. Jedyny instrument, który na tej kasecie brzmi i spełnia swą klasyczną funkcję to perkusja Topolskiego, która jednak miast układać ten tumult w zwarte przebiegi, swą deliryczną artykulacją jeszcze bardziej podsyca atmosferę twórczej euforii.
Wynikiem nietuzinkowej sesji Dudy i Arszyna, jest dźwiękowa wizyta w gabinecie luster, w którym zaburzeniu ulegają proporcje, a kompozycja zostaje wypaczona łobuzerską deformacją."Automata" to emanacja bezkompromisowości i szaleństwa, zrealizowana za pomocą "zagranych wycinków". Swoboda eksperymentowania oparta na sonorystycznych preparacjach, niekonwencjonalnym wykorzystaniu elektroniki, organicznych odgłosach i onomatopejach tworzy dźwiękowy amalgamat, który jako jedyny zasługuje na ochrzczenie go etykietą "future jazz".
Arszyn / Duda - "Automata"
2015, Pawlacz Perski
sobota, 17 stycznia 2015
Podsumowanie 2014
Każdy kolejny rok przechyla szalę moich muzycznych namiętności w kierunku rodzimych wykonawców i ich wydawnictw. Przyznam z radością, że przez ostatnie 12 miesięcy, nagrania polskich artystów gościły w moich odsłuchach tak często jak chyba jeszcze nigdy dotąd, spychając wydawnictwa zagraniczne do głębokiej niszy. Stąd też tak niewiele na 1 uchem / 1 okiem wpisów dotyczących tego co wydarzyło się na świecie. Bez wątpienia, działalność tego bloga będzie coraz bardziej podporządkowana tej tendencji.
Dla mnie osobiście 2014 był wyjątkowo intensywny. Radości i stresy świeżego ojcostwa, niespodziewanie mobilizująco, podziałały na moją pasję opisywania świata z perspektywy muzyki. Obcowanie z mnogością projektów, zarówno o szerokiej, jak i kameralnej sile rażenia; kopanie, co raz głębiej i głębiej, podążanie ścieżkami wytyczonymi przez muzykę było dla mnie zarówno przyjemnością jak i nauką. Dlatego utrzymanie ilości wpisów z ubiegłego roku, oraz nawiązanie obiecującej współpracy z M|I Kwartalnik Muzyczny i polish-jazz.blogspot.com, a także zawarcie nowych, inspirujących znajomości okołomuzycznych traktuję, jako wyjątkowo satysfakcjonującą nagrodę za cały trud, poświęcony próbie jak najprecyzyjniejszej eksploracji dźwiękowych zakamarków.
Tendencje / Zjawiska
Jeśli 2013 był dla polskiej muzyki niezależnej rokiem przełomu, wielce satysfakcjonującym, choć długo wyczekiwanym plonem, tak 2014 wydaje się o tyle ciekawszy, że ukazał scenę niezależną okrzepłą i ukształtowaną na równym, wysokim poziomie artystycznym.
- solidarność - warto na wstępie wyróżnić gest solidarności z narodem ukraińskim, w trakcie majdanowej rewolucji, którym była charytatywna składanka PL2UA. W błyskawiczną akcję zaangażowała się prawie setka rodzimych, niezależnych muzyków, którzy dołączali do bandcamp'owego profilu swoje kompozycje. W rezultacie gigantyczna kompilacja zatrzymała się na 93 utworach, możliwych do pobrania po przekazaniu symbolicznej wpłaty na rzecz Fundacji Otwarty Dialog, działającej na rzecz osób potrzebujących pomocy na Ukrainie.
- terenowe rejestracje, field recording, nagrania terminy - te sformułowania, były chyba najczęściej odmienianymi w 2014 na łamach 1/u/1/o. Ślady użycia tej "praktyki" równie często można było usłyszeć w ambiencie, jak i w techno, muzyce improwizowanej, konkretnej, gitarowej, a także w jazzie, czy folku.
- drone - mroczne burdony zadomowiły się w kompozycjach rodzimych wykonawców, demonstrując szeroki wachlarz możliwych zastosowań zarówno w czystej, ambientowej formie, jak i w mariażach z gitarową, jazzową, czy elektroniczną narracją.
- edukacja i interpretacja - „Białoszewski do słuchu” „Erdada na taśmę”, "Fotogram", „Grupa w składzie”, "Onomatopeja". Działalność Bołt Records, Trzeciej Fali, czy Requiem to nie stawianie klasykom przedwczesnych pomników, a poszukiwanie i wskrzeszenie oryginalnych artystycznych koncepcji, oraz interpretacja twórczości mistrzów, zaprezentowana w kontekście współczesnych muzycznych inspiracji i trendów.
- 20 lat Requiem Records i 10 lat Lado ABC - to dowód, że pomimo dojrzałego wieku można wciąż pozostawać progresywnym w poszukiwaniu nowych muzycznych języków. Można poszerzać horyzonty wydawnicze jak Requiem na jazz (Trzy Tony, Jachna/Buhl, Tape), albo jak Lado ABC bezkompromisowo rozwijać unikalną estetykę z zaskakującym artystycznym efektem (Ed Wood, Der Father, Baaba, Lotto, Szamburski, Jerz Igor)
- słuchowiska - nieradiowy teatr wyobraźni w 2014 zyskał sobie spore grono zwolenników wśród twórców zorientowanych wokół polskiego niezalu. Ludowe przypowieści, bajki, fantastyka, motywy biblijne i apokaliptyczne, to tylko wycinek kreatywnie zainscenizowanych narracji. Czy można już mówić o rozkwicie tej jakże pojemnej i bogatej formy ekspresji? O tym z pewnością przekonamy się w 2015. Tymczasem zachęcam do sięgnięcia po 2 numer M|I Kwartalnika Muzycznego, w którym, szerzej opisuję to zjawisko.
- prasa - papier wrócił w wielkim stylu. Jeszcze we wrześniu wyobrażałem sobie powroty papierowej prasy muzycznej spoglądając przez pryzmat legendarnej Anteny Krzyku, Plastiku, czy Machiny. Teraz, pół roku po inauguracji i po dwóch numerach M|I i Noise Magazyn odnoszę wrażenie, że tak dobrych merytorycznie i ambitnych tytułów w polskiej prasie muzycznej jeszcze nie było.
- niemal wszyscy krytycy i recenzenci zwrócili uwagę, że 2014 należał w dużej mierze do solowych, ale jakże bogatych aranżacyjnie i brzmieniowo projektów. Mnie pozostaje do zacnego grona solistów (Zemler, Szamburski, Mazurkiewicz, Wójciński) dorzucić pomijanego Kamila Szuszkiewicza, który nagrał znakomity materiał dla Wounded Knife
- artyści - Jedną z bardziej zauważalnych tendencji w 2014 na polskiej scenie niezależnej, było adaptowanie medium dźwiękowego przez artystów wizualnych. Oprócz archiwaliów "Trzeciej Fali" (Grupa W Składzie, Onomatopeja), młodo-pokoleniowej ofensywy spod znaku Penerstwa (Bąkowski, Smoleński), oraz inicjatywy warszawskiej Zachęty ("The Artist") w trend wpisuje się również Łukasz Jastrubczak, który zainaugurował działalność nowego rodzimego labelu Super, oraz Grzegorz Pleszyński, bydgoski performer i artysta, (ściśle współpracujący z Arturem Maćkowiakiem), który albumem "Rock & Roll History of Art" udanie przeniósł awangardowe idee sztuk wizualnych w przestrzeń muzyczną.
Labele 2014
Tutaj chciałbym wyróżnić dwie chałupnicze, kasetowe oficyny Pawlacz Perski i Wounded Knife, które wydają dużo, regularnie i bezkompromisowo. Ich kuratorzy, Lech Nienartowicz i Mateusz Wysocki, oraz Janek Ufnal i Paulina Oknińska podejmują odważne decyzje wydawnicze, kładąc nacisk na świeżość eksperymentu i swobodę improwizacji. Ich muzyczne wybory często posiadają intrygujący potencjał intelektualny, a dźwiękowej zawartości kaset zawsze towarzyszy unikatowa oprawa graficzna.
Debiuty 2014
Zamilska, Daniel Spaleniak, Sutari, Duy GebordMieć na oku/uchu w 2015
Cetieu, Sutari, Duy Gebord, Dot Dot, How-How, Micromelancolié, Fischerle, K, Michał Wolski, Tomasz Sroczyński, Jacek Mazurkiewicz, Zamilska. Mimo, że większość z wymienionych w tym akapicie artystów jest już dość dobrze rozpoznawana i doceniana wśród słuchaczy, to moim zdaniem znaleźli się na takim etapie twórczości, na którym można oczekiwać od nich rzeczy naprawdę zaskakujących.Artysta 2014
Wacław Zimpel - człowiek orkiestra (Wacław Zimpel To Tu Orchestra - "Nature Moves"), rozchwytywany w kraju (Gaba Kulka - "The Escapist") i zagranicą (Olie Brice Quintet - "Immune to clockwork") sprawdzający się doskonale w przedsięwzięciach kameralnych (OloWalicki - "Kot (Czy też kotka)") i nasyconych zadumą (Ircha - "Black Bones"). Z roku na rok jego poczynania imponują, co raz to większą samoświadomością, która pozwala mu na podejmowanie znakomicie trafnych artystycznych wyborów.Płyty roku 2014 PL
Jacaszek & Kwartludium - Catalogue des arbres (Touch Rec.)
Kurws - Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu (Gusstaff Records)
Pole - Radom (Kilogram Records)
Wacław Zimpel To Tu Orchestra - Nature moves (Fortune)
Gaba Kulka - The Escapist (Mystic)
Miron Białoszewski - Białoszewski do słuchu (Bołt) / Asi Mina - Biało (Mik Musik / Bołt)
Baaba - Easterchristmas (Lado ABC) - recenzja M|I Kwartalnik Muzyczny (zima 2014)
Lotto - Ask the dust (Lado ABC)
Stara Rzeka - Innercity Trio - ARRM - Split (Wounded Knife)
Tomasz Sroczyński + Marek Pospieszalski - Bareness (Requiem Records)
Dot Dot - City animal (Pawlacz Perski)
Duy Gebord - Mildew (BDTA)
Lech Nienartowicz + Michał Wolski - Split (Pawlacz Perski)
Jacek Mazurkiewicz - Chosen poems (Multikulti)
Daniel Spaleniak - Dreamers (Antena Krzyku)
Fischerle & Micromelancolie - Moulding (Chemical Tapes) - recenzja M|I Kwartalnik Muzyczny (jesień 2014)
Daniel Spaleniak - Dreamers (Antena Krzyku)
Fischerle & Micromelancolie - Moulding (Chemical Tapes) - recenzja M|I Kwartalnik Muzyczny (jesień 2014)
Michał Biela - Michał Biela
Wolfram - Earth (Warsaw) (BDTA)
Micromelancolié - It Doesn't Belong Here (Zoharum)
Wolfram - Earth (Warsaw) (BDTA)
Micromelancolié - It Doesn't Belong Here (Zoharum)
We Draw A - Moments (Brennnessel Rec.)
Zamilska - Untune (Mik Musik)
Zamilska - Untune (Mik Musik)
The Phantom - Lp1 (Silverback Recordings)
Olo Walicki - Kot (czy też kotka?) (Instytut Kultury Miejskiej)
Msza święta w Altonie - Bezkrólewie (Requiem Records) - recenzja M|I Kwartalnik Muzyczny (jesień 2014)
Grupa W Składzie - bez tytułu (Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych "Trzecia Fala")
Lautbild - Prolekult (Mik Musik)
Paweł Szamburski - Ceratitis capitata (Lado ABC)
Jerz Igor - Mała płyta (Lado ABC)
Rongwrong - Krwy (Requiem Records)
Spear - Black holes, dead stars and melting genes (Requiem Records)
WIDT - WIDT (Circon Records)
Bartek Kujawski - Szczupak (BDTA)
Pleszynski - Rock & roll history of art (Wet Music)
How-How - Knick Knack II (FYH! Records)
Zalewska & Kalinowski - Droga do Tarszisz (Latarnia Records)
John Lake - Carcosa (BDTA)
Grupa W Składzie - bez tytułu (Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych "Trzecia Fala")
Lautbild - Prolekult (Mik Musik)
Paweł Szamburski - Ceratitis capitata (Lado ABC)
Jerz Igor - Mała płyta (Lado ABC)
Rongwrong - Krwy (Requiem Records)
Spear - Black holes, dead stars and melting genes (Requiem Records)
WIDT - WIDT (Circon Records)
Bartek Kujawski - Szczupak (BDTA)
Pleszynski - Rock & roll history of art (Wet Music)
How-How - Knick Knack II (FYH! Records)
Zalewska & Kalinowski - Droga do Tarszisz (Latarnia Records)
John Lake - Carcosa (BDTA)
Skinny Girls - Because You're Worthless
Onomatopeja - Onomatopeja (Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych "Trzecia Fala")
Onomatopeja - Onomatopeja (Stowarzyszenie Inicjatyw Twórczych "Trzecia Fala")
Mech - Plaits (Minicromusic)
Zagranica
Swans - To be kind (Young God Records) - recenzja
Valerio Tricoli - Miseri Lares (PAN) - recenzja
Wildbirds & Peacedrums - Rhythm (Leaf Label) - recenzja
Dean Blunt - Black Metal (Rough Trade)
Ariel Pink - pom pom (4 AD)
Einstürzende Neubauten - Lament (Mute)
Fire! Orchestra - Enter - recenzja M|I Kwartalnik Muzyczny (jesień 2014)
Zara Mcfarlane - If You Knew Her (Brownswood Recordings) - recenzja
Frisch + Wehowsky - Which head you're dancing in? (Monotype Rec.) - recenzja M|I Kwartalnik Muzyczny (jesień 2014)
Peder Mannerfelt - Lines Describing Circles (Digitalis Recording) - recenzja
Ital - Endgame (Planet Mu) - recenzja
Loscil - Sea Island (Kranky)
Pharoah & The Underground - Spiral Mercury (Clean Feed Records)
Zara Mcfarlane - If You Knew Her (Brownswood Recordings) - recenzja
Frisch + Wehowsky - Which head you're dancing in? (Monotype Rec.) - recenzja M|I Kwartalnik Muzyczny (jesień 2014)
Peder Mannerfelt - Lines Describing Circles (Digitalis Recording) - recenzja
Ital - Endgame (Planet Mu) - recenzja
Loscil - Sea Island (Kranky)
Pharoah & The Underground - Spiral Mercury (Clean Feed Records)
Sleaford Mods - Divide and Exit (Harbinger Sound)
Run The Jewels - 2 (Mass Appeal)
Run The Jewels - 2 (Mass Appeal)
Ben Frost - A u r o r a - (Bedroom Community) - recenzja
Subskrybuj:
Posty (Atom)