Kasetowe wydawnictwo Pawlacz Perski, nad którym kuratorską pieczę sprawują Lech Nienartowicz i Mateusz Wysocki, od pięciu lat pełni na rodzimej scenie funkcję awangardowego wentylu. To eklektyczna platforma śmiałych i bezkompromisowych eksperymentów, oferująca artystom absolutną wolność. Tutaj mogą dać upust swym najbardziej abstrakcyjnym pomysłom, z czego skwapliwie korzystają nagrywając muzykę często odległą stylistycznie od wątków eksplorowanych pierwszoplanowo. Tak było choćby w przypadku kaset; Pawła Klimczaka (Naphta/Braki, Opiłki i Makrostruktury), 3FoNII Jacka Mazurkiewicza, Jakuba Pokorskiego (Computer Says No) i wielu innych. Podobnie jest w przypadku najnowszej kasety Rhythm Baboon, będącej jubileuszowym, czterdziestym wydawnictwem labelu.
„Baboonism” jest pierwszą produkcją gdańszczanina Szymona Listewnika, która ujrzała światło dzienne od czasu ubiegłorocznego, znakomicie przyjętego winyla „The Lizard King”. Wydany w kooperacji U Know Me Records i Polish Juke album prezentował wcielenie fantastycznego rodzimego footworku w sposób przebojowy i pełen polotu. Uznanie go za jedno z najciekawszych wydawnictw 2016 może świadczyć, że podejście autora okazało się na tyle otwarte, aby zaabsorbować uwagę nie tylko znawców pochodzącego z Chicago gatunku. Tym razem Rhythm Baboon, postanowił w pełni wykorzystać swobodę jaką daje mu możliwość wydania kasety w Pawlaczu Perskim i zaprezentował materiał mroczniejszy i bardziej wymagający dla przypadkowego odbiorcy, przesuwający chicagowską estetykę w stronę eksperymentalnego post-footwork'u. Rezultat jest kolejnym dowodem, że polscy producenci mają wyjątkową smykałkę do tej wyrazistej stylistyki.
Tym razem, jak wspomina press info, mamy do czynienia z dalekimi reminiscencjami gatunku. Rhythm Baboon zapuszcza się w rejony duszne i gęste, analogicznie jak opisywana tu ostatnio płyta 1988, którą gdyby zakotwiczyć w kontekście muzyki klubowej to prawdopodobnie zabrzmiałaby właśnie tak jak „Baboonism”. O podobieństwie świadczą potężne partie basu, zagęszczone tekstury, czy nakładające się na siebie masywne warstwy. Podobnie jak wspomniana „Gruda” również materiał Listewnika eksperymentuje z rytmiką. Gdańszczanin manipuluje tempem kompozycji i złożonością uderzeń. Usłyszymy tutaj zarówno klasyczne footworkowe kawalkady; plemienne tam-tamy; regularne trip-hopowe, zwaliste tąpnięcia, a także fragmenty pozbawione zupełnie bitu, lub z rytmem zagnieżdżonym w głębokim tle. O klubowym rdzeniu gatunku przypominają modyfikowane wokale, a także sample, z których Baboon ochoczo korzysta. Wśród nich uważne ucho wychwyci zniekształcone fragmenty „Da Funk” Daft Punk, czy kompozycji „Everybody's Got to Learn Sometimes” zespołu The Korgis, (zdecydowanie bardziej kojarzonej z jungle'owej przeróbki.
Ten niespełna półgodzinny energetyczny materiał płynnie łączy szereg często stojących ze sobą na kolizyjnym kursie estetyk. Splatają się tu masywne, przesterowane uderzenia o industrialnej proweniencji, z funkowym grooeve'm przeniesionym z płyty „The Lizard King”. Plemiennym brzmieniom bębnów, towarzyszy uliczny zgiełk i rozedrgana narracja, kreująca ekspresyjny obraz miejskiej dżungli. Spod hip-hopowej stopy unoszą się zaś opary ambientu i psychodelii nakręcanej narkotycznie zwolnionymi wokalami. Wreszcie, co najważniejsze, wszystkie te elementy spaja gęsty dubowy pogłos, nadając całości okazałą basową muskulaturę.
Muzyka Rhythm Baboon jest na tyle transowa i energetyczna, że nie sposób się od niej oderwać. Jej żywiołowa pulsacja idzie w parze z narracyjnym polotem, a masywność brzmienia nie zakłóca wyjątkowej zwiewności z jaką „Baboonism” absorbuje uwagę słuchacza. To bez wątpienia najlepsze remedium na letnie skażenie przestrzeni publicznej kiczem wakacyjnych szlagierów.
RHYTHM BABOON „Baboonism”
2017, Pawlacz Perski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz