Sharif Sehnaoui to improwizator o światowej sławie. W rodzinnym Bejrucie jest kreatorem tamtejszej sceny improv, oraz (wraz z Mazanem Kerbajem wirtuozem modyfikowanej trąbki) twórcą najstarszego w świecie arabskim festiwalu muzyki improwizowanej Irtijal. Akustyczna gitara stanowi główny oręż wyrafinowanych zabiegów artykulacyjnych Libańczyka. Co istotne, jego eksperymenty są jedynie manualne, nie są wspierane przez zewnętrzne efekty, czy elektronikę. Sehnaoui traktuje gitarę przede wszystkim jak instrument perkusyjny, a wieloletnie doświadczenia improwizatorskie pozwalają mu posługiwać się cała paletą osobliwych technik. Jedną z nich jest przetykanie strun metalowymi obiektami i uderzanie w nie pałeczkami, co daje metaliczne i chropowate, perkusyjne brzmienie. Do innych należy szybkie opukiwanie pudła rezonansowego, gdzie wprowadzony w wibrację dźwięk daje efekt akustycznego dronowania. Muzyk równie chętnie posługuje się zestawem kamertonów, którymi pociera o pudło gitary, a także opukuje nimi jej drewniane i metalowe elementy. Jego gra jest niezwykle szybka i skupiona, a dźwiękowe emanacje eksperymentów wyraziste i przenikliwe.
Adam Gołębiewski, którego improwizacje nie raz już opisywałem na blogu, tym razem oprócz bębna i obiektów perkusyjnych, używa talerza, który w przypadku sesji „Meet the dragon” znakomicie stroi z brzmieniem opukiwanych strun gitary. Polak gra równie szybko i intensywnie, co oczywiście nie powinno zaskoczyć nikogo, kto spotkał się już z jego muzyką. Gołębiewski posługując się instrumentarium typowo rytmicznym daleki jest jednak od poszukiwania w rytmie regularności. Jego preparacje są abstrakcyjne i arytmiczne; delirycznie rozedrgane. Nierzadko przybierają formę gęstej kostropatej faktury, a momentami akustycznej ściany hałasu.
Formalnie rzecz ujmując, w trakcie trzech kwadransów frenetycznej improwizacji, gra muzyków jest ultra dynamiczna i abstrakcyjna. Intensywność i tempo artykulacji ujawnia się w niezliczonej ilości mikro uderzeń. Muzycy prowadzą dwie równoległe narracje, utrzymane w tej samej dynamice. Dźwięki wydobywane z obiektów są surowe, chropowate i zgiełkliwe. Dopiero na kilka minut przed końcem nagrania, muzycy wchodzą w bliższą relację, fundując słuchaczom coś na kształt finałowego zakończenia. Na chwile muzyka staje się bardziej uładzona. Pojawia się regularność uderzeń, której towarzyszą piskliwe glissanda i szelest perkusjonaliów. Nagle, w krótkiej przestrzeni czasu, surowa, brutalistyczna konstrukcja zostaje opasana woalem tajemniczości. Udaje się duetowi wywołać, zupełnie niespodziewany stan kulminacji, pełny napięcia i niepokoju.
***
Płyta „Meet the dragon” jest pozycją wymagającą od słuchacza pewnej świadomości estetycznej, bez której odpychać będzie gwałtowność i hałaśliwość improwizacji. Jednak co się okazuje, w pełniejszym zrozumieniu muzyki improwizowanej, także Polsko-libańskiego duetu, pomaga patrzenie. Obserwowanie twórców w trakcie improwizacji pozwala dostrzec ich skupienie, wkład pracy i umiejętności preparowania instrumentów. Pomaga też zrozumieć emocje kiedy patrzymy na maksymalnie skoncentrowanych i doświadczonych profesjonalistów, którzy pozostając w bliskiej symbiozie z instrumentem poświęcają mu maksimum swojej atencji. Oglądałem występ Gołębiewskiego na żywo, a Sehnaoui na Yutube. Ich performansy nie mają nic wspólnego z formą występów do jakich przyzwyczaiła nas muzyka rozrywkowa. Artyści nie puszczają oka do publiczności, nie kokietują jej, nie wchodzą z nią w interakcje. Mało tego, można odnieść wrażenie, że odwracają się od niej tyłem, stając się galeryjnym obiektem kontemplacji. Owszem to nie jest rock&roll, ani nawet free jazz, gdzie emocje w ekstrawertycznym uniesieniu udzielają się współodczuwającej publiczności. W improv energia skierowana jest do wewnątrz, skoncentrowana bardziej na procesie, niż współuczestnictwie. Natomiast popisy targanego twórczym szaleństwem improwizatora są niejednokrotnie bardziej pasjonujące od najlepszego rozrywkowego show. Tak jak podekscytowane audytoria piętnastowiecznych teatrów anatomicznych przyglądały się tajnikom ludzkiego wnętrza, tak słuchacz / widz improwizowanych jamów może śledzić poczynania instrumentalistów, zgłębiając przy tym tajniki anatomii dźwięku.
***
Kompozycja Sharifa Sehnaoui i Adama Gołębiewskiego, która została zarejestrowana w 2015 w poznańskim Domu Kultury Dragon pozbawiona jest powtórzeń, regularności i symetrii. Tym samym daleka jest od architektury transowego rytuału. Zwracam na to uwagę, bo paradoksalnie intensywność z jaką muzycy oddają się improwizacji zbieżna jest z energią i dramaturgią ceremoniału. Ponad to, w brutalnym namaszczeniu z jakim duet preparuje instrumenty odnaleźć możemy wyraźny ślad mistycyzmu i potrzebę poszukiwania transcendencji. Kryje się ona w procesie eksploracji dźwiękowej materii obiektów. Porzucając w swojej muzyce wszystko co powtarzalne i regularne muzycy stawiają na szali swój komfort i poczucie bezpieczeństwa. Stają oko w oko z chaosem, zaopatrzeni jedynie w soje umiejętności i wyobraźnię. To dźwiękowe misterium, ekstatyczny mariaż brutalności i namiętności, której często towarzyszy ekstremalny wysiłek fizyczny, krew, pot i zmęczenie. Adam i Sharif obcując z twórczym szaleństwem i dźwiękową abstrakcją angażują w to swą duchowość i fizyczność. Igrając z żywiołem uzyskują spektakularne rezultaty, choć w świadomości wielu pozostaną niezrozumiałymi szaleńcami i muzycznymi outsiderami.
***
„Meet the dragon” jest wydawnictwem inaugurującym działalność oficyny Uznam. Jest to prywatna inicjatywa Adama Gołębiewskiego. Motywacją do powstania labelu była chęć udokumentowania własnej działalności improwizatorskiej – „Skupiam się na najporządniejszym udokumentowaniu (CD tylko tłoczone, dobrze brzmiące, być może winyle, dobry artwork, ogólnie wysoki poziom estetyczny, ale przede wszystkim wysoki poziom artystyczny) i rozpowszechnieniu wśród świadomych recenzentów i słuchaczy. Wierzę, że jeśli to będzie spełnione, feedback sam przyjdzie”.
Sharif Sehnaoui + Adam Gołębiewski „Meet the dragon”
2017, Uznam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz