Księżyc, jedna z najbarwniejszych baśni polskiego undergroundu, po 19 latach hibernacji prezentuje swą drugą płytę "Rabbit Eclipse".
Niemal dwie dekady. Tyle upłynęło od czasu kiedy w barwach OBUH Records światło dzienne ujrzał debiut Księżyca. Od tego czasu, krążący w drugim obiegu (głównie wśród wtajemniczonych użytkowników serwisów P2P) materiał zyskiwał co raz liczniejsze grono zaczarowanych słuchaczy. Kulminacją rosnącej popularności kapeli okazał się ubiegły rok, kiedy na fali obuhowych inspiracji
Księżyc wyciągnięty został z zaświatów, a reedycje materiału ukazały się
zarówno na winylu, jak i na CD. Właśnie w związku z zeszłorocznymi wznowieniami szeroko rozpisywałem się o unikalności księżycowej muzyki, brawurowo splatającej dość rozpięte inspiracje; od ascezy minimal music, przez koturnowość muzyki dworskiej, aż po folk. Ten ostatni z przypomnianych elementów okazał się kluczowym dla zaświatowej, na poły romantycznej, na poły surrealistycznej, atmosfery emanującej z muzyki zespołu. Zakotwiczona w obrzędowości rodzimej kultury ludowej, okazała się wybrzmiewać niezwykle uniwersalną nutą, o czym świadczą zachwyty dochodzące również spoza granic.
Okoliczności w jakich Księżyc powrócił na usta krytyków i słuchaczy, oraz do czynnej muzycznej aktywności okazały się dla zespołu wręcz wymarzonym (jak chyba nigdy w ciągu tych 19 lat) pretekstem do realizacji nowego materiału. W oryginalnym składzie, wzbogaconym o gościnny udział Pawła Romańczuka z Małych Instrumentów, Księżyc zarejestrował swój premierowy repertuar podczas tegorocznej, letniej sesji w łazienkowskiej Królikarni.
Dziewiętnaście lat w muzyce, to epoka, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę lata 1996 (data wydania kasety "Księżyc") - 2015. Rewolucje, które zaszły w metodach i filozofii tworzenia muzyki, napędzane co raz powszechniejszą dostępnością do sprzętu i globalnej dystrybucji, spowodowały prawdziwą akcelerację nowych gatunków, jednocześnie drastycznie skracając ich żywotność. Podejrzewam, że świadomość tej muzycznej kawalkady mogła stanowić dla muzyków pewne wyzwanie. Nowa płyta pokazuje jednak całkowite obejście tego tematu, pozwalające zespołowi na zachowanie artystycznego status quo. Dla Księżyca punktem odniesienia pozostała bowiem własna twórczość.
Podczas nagrywania "Rabbit Eclipse" muzycy ograniczyli swą artykulację głównie do dronów, flażoletów i pogłosów, które posłużyły do kreacji onirycznych ambientowych krajobrazów. Zaowocowało to uspokojeniem dramaturgii, przy jednoczesnym zachowaniu rozpoznawalnego nastroju unoszącego się nad muzyką Księżyca. Było to możliwe za sprawą użycia niemal niezmienionego instrumentarium, opartego w głównej mierze na dźwiękach akordeonu, klarnetu i syntezatorów. Metamorfozie uległa jedynie dynamika utworów, do czego wymiernie przysłużyła się obecność liry korbowej, nowego instrumentu w repertuarze zespołu. Wszystkie kompozycje "Rabbit Eclipse" zostały osadzone na rozwlekłych dronach, snując się melancholijnymi tempami. Nie usłyszymy zatem zamaszystych, barokowych melodii, czy charyzmatycznych, nawiedzonych piosenek. Jedynym wspomnieniem po nich jest "Mglista", niespełna czterominutowa zaświatowa kołysanka, gdzie raz jeszcze zasmakujemy w surrealistycznej poezji Remigiusza Mazur-Hanaja, wyartykułowanej głosem Agaty Harz. W pozostałych kompozycjach wokal został zredukowany jedynie do widmowych zaśpiewów, osadzonych w minimalistycznych aranżacjach bliskich "Accordion & Voice" Pauline Oliveros.
Równie bezstratne (jak w przypadku dynamiki nagrań) dla zachowania księżycowej aury, okazało się przesunięcie głównego akcentu stylistycznego. Tak wyraźny dotąd element folkowy niknie na rzecz naleciałości jazzowych, o wyrazistej, ilustracyjnej narracji utrzymanej w tonacji noir. Skojarzenia z Angelo Badalamentim, czy muzyką Bohren & der Club of Gore, to głównie zasługa splecenia ze sobą mrocznych ambientowych aranżacji z dekadenckim klarnetem Roberta Nizińskiego
Nagrywając "Rabbit Eclipse" Księżyc nie pokusił się o woltę artystyczną, pozostając w bezpiecznych dla siebie rejonach. Nie stracił swojej tożsamości, choć z nagrań zespołu ubyło szaleństwa i wyrazistości. Charyzma, rozmach, groteska, wszystkie elementy księżycowego teatru absurdu uległy czarowi posępnej melancholii. Wygładzenie repertuaru i przesunięcie akcentów sprawiły natomiast, że kosztem zachowania artystycznego status quo, zespół utracił nieco ze swojej oryginalności, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ogromną kreatywność współczesnej sceny eksperymentalnej, poszukującej sakralnych uniesień na skrzyżowaniu ambientu, jazzu, folku i elektroakustyki (Jacaszek, Stefan Wesołowski, Danka Milewska, Alchimia, Kwadrofonik i Adam Strug).
Księżyc AD 2015 przechodzi z pełni w fazę nowiu. "Rabbit Eclipse" jest zaś melancholijną ilustracją tego procesu zanikania. Na szczęście podobnie jak księżycowy cykl, baśń wciąż trwa i nadal potrafi uwodzić.
KSIĘŻYC - "Rabbit Eclipse"
2015, Penultimate Press
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz