Druga i ostatnia płyta Starej Rzeki rzuciła na kolana całe zastępy polskich i zagranicznych recenzentów. Niestety, nie potrafię szczerzę zachwycić się pożegnaniem Ziołka z jego flagowym projektem. Tym bowiem co konstytuuje to dwupłytowe wydawnictwo jest kompromis, którego próżno dotąd szukać w słowniku artysty.
Muzyk, którego całą postawą twórczą kieruje ciągła ewolucja, którego nuży stanie w miejscu, i który wybiega swoimi pomysłami poza przewidywania słuchaczy i krytyków, postanawia zakończyć działalność swojego najbardziej rozpoznawalnego i cenionego przez publiczność projektu, wydając płytę utrzymaną w stylu... the best of... . Artysta, który dwa lata temu pobudził wyobraźnie odbiorców, uruchamiając całą mitologię znaczeń wokół chwytliwej koncepcji "brutalizmu magicznego", teraz serwuje materiał będący niczym więcej jak autocytatem, suplementem debiutu. Zaskakujące, jak szybko projekt Stara Rzeka zdołał wypalić się z unikalności. Jak szybko zestarzały się patenty na brzmienie i aranżacje, i jak mocno rozczarowują na nowej płycie wyszlifowane i umizgujące się do słuchacza wątki znane z "Cienia chmury nad ukrytym polu".
Wielce symptomatyczne dla płyty "Zamknęły się oczy ziemi" jest fakt, że mamy do czynienia w dużej mierze z dziełami zebranymi. W zestawie bowiem znalazły się utwory, które nie przeszły selekcji aby znaleźć się na debiucie, jak i późniejsza kompozycja "W szopie gdzie były oczy", wydana na kasecie dla Wounded Knife. Rdzeniem "nowej" płyty jest repertuar oparty na brzmieniu gitary akustycznej. Piosenki okrojone z nieprzewidywalności, skomponowane według tego samego schematu (od lirycznego wstępu, przez spiętrzanie wątków, aż do hałaśliwej kulminacji), obdarte z metalowego ciężaru i transowej pulsacji przybierają często mdły, balladowy fason. To co w debiucie tak imponowało; drapieżność ekspresji, szerokie odniesienia estetyczne (folk, alt country, krautrock, ambient, kosmische musik, black metal), oraz trzymająca w napięciu dramaturgia, znikło obnażając sam akustyczny fundament Starej Rzeki, który momentami przybiera karykaturalną formę piosenki śpiewanej przy ognisku ("W sierpniową noc"). Wśród starych-nowych kompozycji próżno szukać tak charyzmatycznych, nieprzewidywalnych i w pewnym sensie przebojowych utworów jak "Przebudzenie boga wschodu", czy "Tej nocy / Broń nas od złego". Paradoksalnie, na tegorocznym wydawnictwie najciekawszym utworem jest znana fanom Ziołka kompozycja "W szopie gdzie były oczy", o której szerzej (i w superlatywach) już się rozpisywałem. W tym jednym utworze artysta był w stanie zawrzeć całą esencję Starej Rzeki, aranżując jej najbardziej charakterystyczne wątki w niesłyszany wcześniej sposób. Melancholijne solówki na gitarze, improwizacje utrzymane w duchu free, ciężar gitarowego dronu i elementy kosmicznej elektroniki meandrują w dość luźnych ambientowych ramach, ujawniając się w pozbawionej linearności narracji. Z perspektywy esencjonalności tego jednego nagrania, rozwlekanie "Zamknęły się oczy ziemi" do dwóch płyt wydaje się typowym przerostem formy nad treścią. Im dłuższe bowiem kompozycje tym bardziej przewidywalna narracja i dramaturgia. Ciekawie wypadają fragmenty powstałe w kooperacji z innymi muzykami. Przykładem niech będzie gościnny udział Wojciecha Jachny, który puentując "Małe świerki" rozmarzoną trąbką (żywcem wyjętą ze znakomitego wydawnictwa "Night Talks") jest w stanie, typową ziołkową balladę nasycić nieznanymi emocjami.
Z perspektywy czasu "Cień chmury nad ukrytym polem" wydaje się
początkiem wszystkiego, bo choć nie była to pierwsza płyta Ziołka, to
jednak stała się bazą i rozdzielnikiem inspiracji, które ewoluowały już w
innych formach i składach personalnych. Właśnie stąd wykluła się
kosmiczna pulsacja T'ien Lai, ciężar i motoryka Alamedy 5,
ambientowy anturaż Kapital. Po wydrenowaniu najbardziej esencjonalnych
wątków, ze Starej Rzeki pozostał jedynie urokliwy ruczaj, który jak się
okazuje potrafi niemal bezkrytycznie zachwycić słuchaczy.
Biorąc pod uwagę z jaką kategorią artysty mamy do czynienia, tegoroczna produkcja SR wywołuje u mnie poczucie wielkiego niedosytu. Choć "Zamknęły się oczy ziemi" nie jest, jak mogłoby się wydawać z treść
tej recenzji, płytą złą, to jednak nie ma już na niej czego odkrywać. Odbiorca osłuchany z muzyką Starej Rzeki zna już wszystkie elementy
układanki. Taki scenariusz nie miał jak dotąd miejsca w żadnej innej kooperacji Ziołka. Każda kolejna płyta Alamedy, T'ien Lai, Kapital, a nawet Innercity Ensemble była krokiem w nieznane, wyraźnym odcięciem od wcześniejszych wydawnictw. Stara Rzeka to w moim mniemaniu jedyny projekt bydgoskiego artysty, który
tak szybko się zdewaluował. Jednak powszechne uznanie jakim cieszy się płyta "Zamknęły się oczy ziemi" sprawia, że nie mogę oprzeć się wrażeniu, jakoby przyczyną tego spadku kreatywności było wyjście naprzeciw oczekiwań słuchaczy. Ziołek stał się niewolnikiem mitu, który nieopatrznie stworzył. Decyzja o zawieszeniu działalności Starej Rzeki sugeruje jednak, że muzyk był doskonale świadomy wyczerpania formuły. Być może sumą tych zdarzeń musiało być tak zachowawcze i sentymentalne pożegnanie.
STARA RZEKA "Zamknęły się oczy ziemi"
2015, Instant Classic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz