środa, 27 marca 2013

Cierpliwość popłaca / Inc. - No World

Pierwsze wrażenie nie zawsze bywa wiarygodne, a sądy mu towarzyszące są z reguły ortodoksyjne i zuchwałe. Dopiero z czasem człowiek mięknie pomimo niechęci wywołanej pierwszą, burzliwą oceną, przyjmując szerszy zakres postrzegania wobec ocenionego pochopnie tematu. Takie radykalne wnioski nierzadko narzucają mi się przy pierwszych przesłuchaniach płyt, które dopiero z czasem stają się dla mnie wartościowe i często później znaczą dla mnie więcej niż te ukochane od pierwszej chwili. 
Taki scenariusz towarzyszył mi właśnie przy albumie Inc. No World. Pomimo początkowej niechęci moje podchody do ponownego zmierzenia się z zawartością tego albumu trwały ponad miesiąc, w trakcie którego starałem się zgłębić fenomen, jakim zostali okrzyknięci bracia Aged przez rodzimą i zachodnią krytykę.
I choć z grubsza moje zarzuty wobec No World pozostają te same, to jednak udało mi się odrzucić w kąt uprzedzenia, dostrzegając na nim o wiele większy niż by się wydawało potencjał i przyjąć ten album cieplej, niż początkowo.
Inc. reprezentują pościelowe wydanie soul i r'n'b odsyłające bezpośrednio do twórczości takich gigantów czarnej muzyki jak Marvin Gaye, D'Angelo czy Prince
Ich debiutancki album No World zyskuje przy kolejnych, dokładniejszych przesłuchaniach, a po wnikliwym przyjrzeniu się detalom odsłania naprawdę potężną moc kryjącą się w subtelnych kompozycjach duetu.
Całą siła tego materiału, której nie spostrzegłem przy pierwszym poznaniu, jest subtelność. No World to płyta dojrzała, unikająca schematów i prostych rozwiązań. Antyprzebojowa muzyka Inc. nie wdziera się gwałtownie do głowy z siłą radiowego hitu, lecz trzeba ją smakować z uwagą zwłaszcza, że jej największe atuty kryją się głęboko pod powierzchnią. Jak choćby kapitalnie brzmiące bas i gitara wygrywające kanoniczne wręcz soulowe riffy, które przykryte warstwami abstrakcyjnych, elektronicznych pogłosów wymagają cierpliwości dokopania  się do nich.

Zarówno przy pierwszym odsłuchu jak i teraz brak mi na No World mocnych akcentów, które na pewno wzbogaciły by jej narracje. To właśnie z braku dostrzegalnych kontrapunktów jawi się potencjalna nijakość tej płyty, która przy mało uważnym przesłuchaniu wydawać się może nużąca i bezbarwna.
Jednak najbardziej dyskusyjny i wywołujący głosy sprzeciwu wobec No World jest wokal Andrew Aged'a. Słaby, zniewieściały, pozbawiony charyzmy głos sprawia wrażenie oderwanego od muzyki i podążającego równolegle do niej, a nie wespół. Wyśpiewywane przez niego mruczanda brzmią nijako i nieco tandetnie jak podniosłe i egzaltowane szepty gimnazjalistów na pierwszej randce. Niestety ten nieokreślony wokal A. Ageda sprawia, że długi czas zajmuje oswojenie się z nim.

Koniec końców jednak przyzwyczaiłem się do tego głosu oraz dojrzałem do albumu braci Aged i rośnie mi on teraz w słuchawkach do tego stopnia, że notorycznie zasłuchuję się w nim bez nudy, a nawet poddaje się jego dyskretnemu pełnemu smaków urokowi.
Uwielbiam momenty takiego muzycznego przełamania, kiedy potrafię wrócić i zachwycić się pozycją, na której postawiłem już krzyżyk. Płyta Inc. na to zdecydowanie zasłużyła.



Postscriptum:
Przy okazji ukazania się płyty No World na uwagę zasługuje wytwórnia, który owy materiał wydała. Chodzi bowiem o legendarną brytyjską 4AD, która dowodzona przez Ivo Watts-Russell'a zwłaszcza w latach 80tych zyskała status kultowej, a określenie "brzmienie 4AD" stało się samodzielnym i rozpoznawalnym gatunkiem muzycznym.
Teraz ponad 30 lat po największych sukcesach artystycznych idących ramię w ramię z sukcesami komercyjnymi, brytyjski label za sprawą swoich headhunterów znów stał się kuźnią nowych artystów. I choć w przypadku takich wykonawców jak Bon Iver, Grimes, Ariel Pink, Gang Gang Dance, Zomby, Twin Shadow czy Inc. nie można mówić o jednym charakterystycznym brzmieniu, to odmłodzone i reanimowane 4AD znów jest w grze. Chwała.


INC. - No World
4AD - 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz