Jako, że jestem dopiero co po pierwszym od kilku lat prawdziwie relaksującym urlopie, i jako że zamiast muzyki nasłuchałem się chlupotu morskich fal, to na dziś propozycja lżejszego kalibru. Jeśli zaś szukacie płyty idealnej, na chilloutową, leniwą majówkę to trafiliście idealnie. "Changes" Marcina Cichego (Meeting By Chance) nie podniesie wam ciśnienia, ale za to niezobowiązująco ukołysze i zrelaksuje.
Najpierw był solowy Meeting By Chance. Chwilę później również solowy Watermark. Następnie duety mieszane. Soul'owy Overdue współtworzony z wokalistką Magdą Nazgarøth i ambientowa kooperacja z Teklą Mrozowicką. Z zaciekawieniem i sympatią przyglądam się jak Marcin Cichy próbuje wyemancypować się poza pierworodny Skalpel i ciągnący się za nim cień jedynego polskiego projektu w katalogu legendarnego Ninja Tune. "Changes" nowa płyta Meeting By Chance to dedykacja złożona czarnej muzyce, zarówno tej eksperymentującej z brzmieniem, produkcją i kompozycją, oraz tej zainspirowanej pościelowym r'n'b lat 90tych.
Płyta Cichego, przeciwnie do jej tytułu, dużych zmian w repertuarze MBC nie przynosi, przynajmniej w kontekście wydanej chwilę temu "Inside out". Materiał, który premierę będzie miał pod koniec maja, jest kontynuacją poszukiwań muzycznej formuły na styku hip-hopu, trip -hopu, ambientu, jazzu i popu. Jeśli momentami brzmienia i aranże, bliskie współczesnej minimalistycznej koncepcji r'n'b ocierają się o estetyki awangardowe i eksperymenty, tak narracja jest już typowa dla muzyki popularnej. Popowy sznyt dyscyplinuje autora do posługiwania się krótkimi formami, układem zwrotka - refren i zaangażowaniem w proces nagrywania wokalistów. Również perfekcyjnie wymuskana produkcja, kryjąca pod zmysłową kołderką syntezatorowych plam, gitarowe melodyjne motywy, oraz wypieszczone detale, nadaje kompozycjom mocno przebojowego charakteru.
Wiodącą role w tym przedsięwzięciu biorą zaproszeni przez Cichego goście. Wokaliści: Gustav Ahr,
Magda Nazgarøth, Naoh i Karol Wróblewski. W tym elemencie tkwi jednak również główna słabość albumu. Nie mogę się bowiem oprzeć wrażeniu, że żaden z tych głosów nie jest tu w pełni kompatybilny z soulową stylistyką kompozycji. Żaden z nich nie przekonuje mnie; nie porywa jak choćby same podkłady Cichego. Ze świecą szukać tu wokalnej charyzmy, dynamiki artykulacji, a przede wszystkim emocji, które pozwoliłyby nadać utworom wyraźniejszych szlifów. Wokaliści snują dość niemrawe i beznamiętne linie melodyczne, które zamiast ognia i wyrazistości osadzają kompozycje w ramach grzecznych kołysanek. Akcja toczy się w pościelowym, leniwym dryfie, mając częściej więcej wspólnego z klasyką przesłodzonego popowego soulu, królującego w latach 90tych w MTV ("Lose My Mind", "Ocean", "Let It Flow"), niż z wyrazistym r'n'b uprawianym przez Kelelę, czy FKA Twigs ("Light Show", " It's Getting Windy", "Heal").
"Changes" z pewnością spodoba się fanom wydawnictwa U Know Me Records. Kompozycje zostały bowiem pieczołowicie wystylizowane i podane w przystępnej chillout'owej formie. Brzmienia układają się niezwykle plastycznie zachwycając głównie w warstwie rytmicznej gęstą ornamentyką kicków, hi-hatów, czy klików. Z kolei zamglenie i lekkie zaszumienie gitary i klawiszy pokrywa kompozycje atrakcyjną analogową patyną, rozmiękczając dźwięki instrumentów w melancholijnej poświacie.
Cichy co raz śmielej wytycza sobie nowe ścieżki, aby choć na chwilę zmylić trop podążającego za nim stygmatu artysty z Ninja Tune. I choć jego poczynania nie są rewolucyjne, ryzyko artystyczne małe, a gest emancypacji nie odcina się jednoznacznie od wcześniejszych muzycznych doświadczeń, to przyjemnie jest konsumować efekty pracy tego artysty.
2016, Plug Audio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz