Nowa, oczekiwana od ośmiu lat solowa płyta Anny Zaradny zainspirowana została teurgią – rytualną praktyką o magicznym charakterze, zakładającą wywieranie wpływu na bóstwo w celu zmuszenia go do czegoś. Intymny rytuał, który odprawia Zaradny przybiera formę dźwiękowego performansu, intensywnego akustycznego przeżycia.
Punktem wyjścia jest konkret. Kuszący. Najczęściej rozedrgana pętla, utkana z dźwięków mięsistych, atrakcyjnych brzmieniowo, nasyconych, o wyraźnych konturach, i kształcie. Ów punkt jest zarodkiem. Centrum. Pretekstem do zatopienia go w chropowatej chmurze dźwięków. Czytelne z początku formy, ulegają zatarciu w procesie intensywnej multiplikacji. Spiętrzenie repetycji, które jest tu naczelną zasadą kompozycji tworzy statyczną dostojną konstrukcję, z której bije majestat i witalizm. Istotną rolę pełni zarówno brzmieniowa dynamika, ale i wyraźnie odczuwalna charyzma artystki. Ów osobliwy nerw budujący napięcie i napędzający rozwój narracji tkwi korzeniami gdzieś w black metalowej drapieżności i wagnerowskim rozmachu.
Hałas zatem? Wprost przeciwnie. To celebracja dźwięku, jego siły oddziaływania. Tryumf intensywności i przenikliwości. Zaproszenie do bezpośredniego obcowania z fizyczną namacalnością drgających fal powietrza, pompowanych przez kolumny i słuchawki. Surowość i obskura? Dla mnie kwintesencja elegancji. "Go Go Theurgy" jest bowiem skomponowane z przepychem. Z niespotykaną dbałością o wysoką jakość brzmienia, za którą ręczy masteringowiec Rashad Becker. Wykreowany dźwięk pęcznieje, jest dostojny i hipnotyzujący, a jego gęstość i intensywność imponująca. Zaradny dba o to, by każdy zawarty na płycie element został dociążony basowym fundamentem. Zabieg ten pozwala odbierać dźwięki trójwymiarowo, co wpływa na postrzeganie muzyki jako formy przestrzennej. Akustycznego obiektu, dźwiękowej rzeźby.
ANNA ZARADNY - Go Go Theurgy"
2016, Bocian Rec. / Musica Genera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz