RECENZJI W WERSJI AUDIO MOŻNA ODSŁUCHAĆ TUTAJ (KLIK)
"To co widzieliśmy kiedyś, to nie czuliśmy tego, bo żeśmy właśnie nie dotykali. A teraz dotykiem można wiele rzeczy innych doświadczyć... Poprzez dotykanie czegoś to się zupełnie nowych rzeczy dowiaduje, niż by się na to spojrzało... Tam, jest wzrokiem powierzchowne, ale bardzo szybkie... wzrok tu rzucisz tam rzucisz... A tu jak dotkniesz to zupełnie inaczej to czujesz. I ten człowiek, który widzi, a nie dotknie to inaczej to ocenia."
„W kulturze Zachodu zmysły nigdy nie były równorzędne. Od czasów starożytnych istniała ich ścisła hierarchia. Platon rozróżniał zmysły wyższe (wzrok, słuch) oraz niższe (smak, węch). Podobnie dzielił je Arystoteles i znaczna część filozofów w wiekach późniejszych. Wzrok i słuch były uprzywilejowane ze względu na dystans percepcyjny. Im przedmiot znajdował się dalej, tym lepiej. Od momentu wynalezienia druku przez Jana Gutenberga człowiek istniał przede wszystkim w świecie wizualnym” – możemy przeczytać we wstępie zbiorowej publikacji „Świat zmysłów. O znaczeniu zmysłów w kulturze” (wyd. Akademia Ignatianum). Okulocentryzm zdominował percepcję świata aż do dziś. A jednak wzrok zdaje się być zmysłem niepewnym, nie do końca godnym zaufania. Mimo swojej dominacji niejednokrotnie poszukuje bowiem oparcia w innych zmysłach. Aby w coś uwierzyć, stwierdzić faktyczną egzystencję, zażegnać swój niepokój i nieufność szukamy ostatecznego potwierdzenia w innych zmysłach. „Nie wierzę w to co widzę” mówimy, często dodając „muszę doświadczyć tego na własnej skórze”; „nie uwierzę dopóki nie dotknę”. O tym zdaje się mówić jedna z bohaterek „Dźwiękowej Historii Łodzi”, której wypowiedź przytoczyłem w pierwszym akapicie.
Bohaterka to kobieta z dysfunkcją wzroku. Jego utrata spowodowała wzmocnienie innych zmysłów, w tym dotyku, co z kolei pozwoliło jej głębiej odbierać rzeczywistość. Ona i inni podopieczni Fundacji „Szansa dla Niewidomych”, odbywają cykl spacerów śladami historii miasta Łodzi. Ich dźwiękowa relacja została zarejestrowana i wydana w formie reportażu w oficynie Nasze Nagrania, prowadzonej przez Suavasa Lewego; społecznika, kuratora sztuki, artystę, muzyka. Perspektywa postrzegania świata przez osoby niewidome i niedowidzące staje się okazją wejścia w świat całkowicie niedostępny dla osoby pełnosprawnej. Pozwala dostrzec immanentność zmysłów, która wcale nie jest tak oczywista w multisensualnym odbiorze świata wokół.
Razem z grupą podopiecznych fundacji zwiedzamy Łódź za pomocą słuchu i dotyku. Usłyszymy szum wody płynącej w dziewiętnastu (!) rzekach przepływających przez Łódź, dźwięk krosen i warsztatów tkackich, tramwajów, zajezdni, oraz zapomniane przez powszechną historię opowieści o powstaniu łódzkim i strajku włókniarek, a na koniec zasłuchamy się w wersach Kadiszu. Poczujemy wibracje miasta, a także dotkniemy (w dosłownym i przenośnym znaczeniu) sztuki. W nagraniu usłyszymy zarówno dialogi i dyskusje spacerowiczów, jak i nagrania terenowe zarejestrowane in situ, oddające środowisko dźwiękowe odwiedzanych miejsc. Do czasu niestety, bo dotyczy to tylko kilku rozdziałów „Dźwiękowej Historii Łodzi”. Słusznie domaga się Maciej Wirmański z Kultury Staroci konsekwencji w prowadzeniu tej opowieści w oparciu o odgłosy terenowe. W momencie, kiedy zamiast nich wypowiedzi zostają zilustrowane muzyką, nagrania tracą pierwiastek swojej unikalności. Co zaskakuje, to muzyka jest najsłabszym elementem całego przedsięwzięcia. Próba zachowania neutralności i niewchodzenia w drogę narracji wokalnej została sprowadzona do formy muzaka, rodem z podkładu muzycznego do plansz pogodowych w telewizji regionalnej. Najdobitniejszym tego przykładem jest kompozycja „Tramwaj”.
Miasto Łódź, które w tej opowieści wcale nie pełni kluczowej roli, jawi się z zewnętrznej perspektywy jako miasto dumne ze swojej trudnej, robotniczej historii i pełne paradoksów. Kto bowiem spodziewałby się gęstej sieci rzek w Łodzi; kto słyszał o „powstaniu czerwcowym”, czy o „strajku włókniarek”. To co zaginęło w pomroce dziejów i ulotniło się z kart historii, autor wydawnictwa Suavas Lewy jedynie szkicuje, pozostawiając słuchaczowi możliwość zagłębienia się w genezę wydarzeń. Historia Łodzi w wersji audio sprawdzi się zatem jako przewodnik dla tego kto w mieście nigdy nie był, nigdy go nie widział, lub nigdy go już nie zobaczy. Ciekawie przytoczony zostaje wątek odbioru sztuki awangardowej, w kontekście unistycznego malarstwa Władysława Strzemińskiego. Bohaterowie opowieści stawiają instynktowny opór przed abstrakcją i niefiguratywnością; co jeden ze spacerowiczów ujmuje celną puentą; „przytłacza nas rzeczywistość od której nie potrafimy się oderwać”.
Wydawnictwo Suavasa Lewego rozpięte zostało na wielopiętrowej narracji. Na poziomie najbardziej dosłownym mamy do czynienia, z przewodnikiem miejskim, z mapą miejsc i wydarzeń historycznych, oraz rejestracją miastoznawczych spacerów. Kolejną płaszczyzną jest niepełnosprawność, narzucająca filtr, na postrzeganą rzeczywistości, oraz implikująca rozważania dotyczące odmienności, wykluczenia i tolerancji. Z kolei na poziomie metanarracyjnym mamy do czynienia z refleksją nad funkcjonowaniem zmysłów ich przenikaniem się i kompensacją. To ambitne przedsięwzięcie nie uniknęło momentów słabości, nikną one jednak wobec doniosłości idei i jej wielowątkowego ujęcia.
„Dźwiękowa historia Łodzi” jest czymś więcej niż, co mogłoby wynikać z tytułu, materiałem promocyjnym miasta. Więcej niż elementem pielęgnowania tożsamości mieszkańców; więcej nawet niż historyczny bryk. To przede wszystkim lekcja empatii i tolerancji, a także bezpretensjonalna forma dialogu z osobami niepełnosprawnymi. Paradoksem jest, że dzięki osobą niedowidzącym, chętnie dzielącym się swoimi unikalnymi doświadczeniami, widzący mają szansę dostrzec więcej.
SUAVAS LEWY „Dźwiękowa Historia Łodzi”
2017, Nasze Nagrania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz