Micromelancolié „No respect for grace and virtue” / (Plaża Zachodnia, 2017)
Choć tym razem nowego wydawnictwa Roberta Skrzyńskiego trzeba było wypatrywać nieco dłużej (do niedawna nagrania tego artysty ukazywały się w kilkutygodniowych odstępach), to po raz kolejny doczekaliśmy się porcji zjawiskowej elektroniki.
Od pewnego czasu projekt Micromelancolié stanowi klasę samą dla siebie. Kolejne premiery jego nagrań przynoszą obraz ciągłej ewolucji w poszukiwaniu własnego języka i ekspresji. Niemal każda premiera zabiera słuchacza w co raz to nowe, trudne do przewidzenia rejony, w których triumf wyobraźni twórczej i umiejętności producenckich objawiają się w postaci osobliwej, w pełni autorskiej wizji muzyki elektronicznej.
Metoda kreacji u Skrzyńskiego wciąż pozostaje ta sama. Klei on plądrofoniczne kolaże w oparciu o znalezione sample, warstwy szumów, elektroakustyczne eksperymenty i nagrania terenowe. Jednak wraz ze skokiem technicznej jakości tych nagrań, można dostrzec również ogromny progres artystyczny, którego postępy możemy śledzić już od wydawnictwa „Low Cakes” (BDTA, 2015). Od tego czasu ewolucja przybiera co raz bardziej imponujące rezultaty, na co uparcie staram się zwrócić uwagę w niemal każdej wzmiance o muzyce Micromelancolié, która pojawia się na tym blogu. To co niegdyś wydawało się zatraconym w estetyce lo-fi wielowątkowym amalgamatem, skrytym pod warstwą dźwiękowych brudów i szumów, przedzierzgnęło się do niemal hi-endowej jakości. Skrzyński jednak nie porzucił swojego upodobania do dźwiękowego recyklingu. Odchudzając formę swoich dotychczasowych kompozycji, znajdując w nich miejsce na przestrzeń, ciszę i pauzę, a także doskonaląc się w technice produkcji dźwięku (Skrzyński co raz częściej pojawia się w roli masteringowca) znalazł sposób by wyeksponować zgrzyty, trzaski, sprzężenia w imponującej klarownością przestrzeni.
Nową jakość w produkcjach Skrzyńskiego wprowadziły również wokale. „Wcześniej używałem wokali zupełnie bez kontekstu, jako szpulki wokół której osnuwałem melodię, budowałem nagranie" – stwierdza Robert. W przypadku „No respect for grace and virtue” zajmują one centralne miejsce. Nie rejestruje ich sam. Korzysta z banków wokaliz udostępnionych na licencji creative commons. Następnie modyfikuje je, moduluje i przepuszcza przez efekty, zmyślnie wplatając w warstwę dźwiękową. Tworzy z nich zupełnie nową jakość, nie spotykaną w polskiej muzyce. Nagrania Skrzyńskiego, z resztą już dawno wyrosły oryginalnością poza granice kraju, reprezentując na tle zgranej i niezbyt świeżej estetyki ambientu zjawiskową wartość. W mojej opinii „No respect for grace and virtue” mogłaby z powodzeniem znaleźć się w katalogu berlińskiej wytwórni PAN nastawionej na poszukiwanie progresywnych przejawów w muzyce elektronicznej.
Warto na przykładzie „No respect for grace and virtue” zastanowić się na czym polega oryginalność muzyki Skrzyńskiego. Choć twórczość Micromelancolié najłatwiej umieścić w kontekście ambientowym, głównie ze względu na statyczność muzyki, czy jej posępny nastrój, to działania twórcy kompletnie przemeblowują ten gatunek, do tego stopnia, że niewiele ma wspólnego z muzyką tła. Kompozycje Skrzyńskiego są wielowątkowe, czerpią z różnych nurtów, sięgając nawet po wycinki tanecznych estetyk, często jedynie zacytowanych (regularny bit techno w„Untitled 1”, czy footworkowy groove w „Untitled 3”). Producent wiele uwagi poświęca dramaturgi stąd tyle w jego nagraniach kontrastów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Jego muzyka nawet przez chwile nie zionie nudą, jest zmienna i plastyczna; na uszach słuchacza przepoczwarza się eksponując swą zmieniającą się formę. Oczywiście nie byłoby to w kontekście około-ambientowym żadnym novum, gdyby nie fakt, że Robert ograniczył czas trwania swoich kompozycji do singlowych 3-5 minut! Materiał „No respect for grace and virtue” jest znamienitym przykładem na to jak snując jedną spójną opowieść, podzielić ją na sześć autonomicznych epizodów, z których każdy ma swoją wewnętrzną dramaturgię i konstrukcję. Słuchając kolejnych nagrań Skrzyńskiego nie mam wątpliwości, że obcuję z unikalną ekspresją.
Na wydanej dla Plaży Zachodniej kasecie pojawia się jeszcze jeden, nowy w twórczości Micromelancolié motyw, wychodzący poza sam kontekst muzyczny. Mam na myśli antykonsumpcyjny manifest, który towarzyszy wydawnictwu; ujęty zarówno w wymownym tytule, opisie materiału, oraz w treści wokaliz, które znalazły się w nagraniach.
Passive Status „Papier” / (Plaża Zachodnia, 2017)
Passive Status to solowy projekt Marka Kasprzaka, jednego z współzałożycieli wydawnictwa Plaża Zachodnia (również w składzie Ak Uki i Mothertape).
„Papier” (taki tytuł nosi materiał), parafrazując powiedzenie przyjmuje wszystko, także w tym przypadku. Znalazły się w repertuarze tej kasety pomruki, szelesty, trzeszczenia, dźwiękowa obskura i chłód, industrialne zgrzyty podszyte basem, analogowy szum, elektroakustyczne prepary, ambientowe zjawy, ziarnisty pomruk, szepty terenowych nagrań, trzaski dudniące w pogłosie, wisielcze melodie, noisowe blasty, a także obcy w tym ponurym zestawieniu szczebiot ptactwa. Cały ten zestaw gwarantuje słuchaczowi intensywny peeling ucha. Ale czy coś więcej pozostawi po sobie?
Główną zaletą „Papieru” jest dramaturgia, podług, której Kasprzak buduje narrację opartą na cyklu kulminacji i wyciszeń. Ów zabieg panowania nad tą przytłaczającą menażerią dźwiękowej obskury zapewnia słuchaczowi komfort słuchania i poruszania się po skąpanej w mroku przestrzeni. Mamy więc czas oswoić się z dźwiękami i śledzić powolny bieg wydarzeń, który czasem prowadzi do tak nieoczekiwane momentów jak wspomniany szczebiot ptactwa („Opowieści bestii”), bądź do zagubiona, kwaśna melodia („Plaża”).
Gdyby więcej niespodziewanego zagościło na kasecie Marka Kasprzaka, wtedy też nabrała by ona więcej smakowitości. Passive Status, nie odkrywa przed słuchaczem nowych lądów, ale jego dźwiękowy tygiel warty jest uwagi.
AK UKI „Manteufel” / (Plaża Zachodnia, 2017)
Nieco inaczej jest w przypadku drugiej płyty Ak Uki. Muzyka reprezentacyjnego zespołu Plaży Zachodniej, w skład którego wchodzi trzy czwarte założycieli labelu (Robert Demidziuk, Marek Kasprzak, Maciek Jaciuk) sięga aż zaświatów.
Patronem płyty jest tytułowy Manteufel, małopolski diabeł grasujący w okolicach Miechowa, porywający ludzi do piekła; zaś sami muzycy tytułują swoją twórczość jako „muzykę wymarłych plemion” Coś jest na rzeczy z tymi zaświatami i nie chodzi mi jedynie o niepokojący i ciężki nastrój nowego materiału, ale raczej o jego przyziemność i martwotę.
Trio skupia się na poszukiwaniu atmosfer i owe poszukiwania rozgrywa w subtelnościach eksperymentów ambientowych i elektroakustycznych. Pełno tu zjaw, pojawiających się i znikających dźwiękowych duchów. Zza gęstych i ciężkich warstw szumów, trzasków, pod grząskimi burdonami i spomiędzy kostropatych zgrzytów dobiegają naszych uszu śpiewy, szepty, zaklęcia, ewokacje, również strzępy orientalnych nagrań. I jest to w zasadzie jedyny pomysł na zaciekawienie słuchacza. Bo choć jest to materiał dobrze zrealizowany, to dojmujący wydaje się brak jakiejś osobistej wizji, charyzmy, próby nadania muzyce indywidualnego sznytu. A klimat, który z taką pieczołowitością starają się stworzyć muzycy z każdą minutą zdaje się rozmywać. Początkowa ciekawość zmienia się w niecierpliwe wyczekiwanie końca, tym bardziej, że jest to najdłuższy z prezentowanych w tym wpisie materiałów.
Z magmy pogłosów, szumów i warstw nie wyłania się nic szczególnego ponad przygnębiający widok nieskończenie mrocznej otchłani. Jak pod ziemię zapadły się pełne inwencji wątki, które znakomicie sprawdziły się w debiucie zespołu (motywy dubowe, jazzowe, czy post rockowe) pozostawiając tu zionące pustką miejsce, nie zapełnioną czymkolwiek godnym zapamiętania. Autorom „Manteufela” zdecydowanie bardziej wychodzą ostatnio solowe projekty (SqrtSigil Jaciuka, czy Passive Status Kasprzaka), których wątki są z resztą, żywo tu przeniesione (ścieżka z nauką języka w tytułowym „Manteufel” zdaje się do złudzenia przypominać ścieżkę wokali z „Licha” SqrtSigil).
Zapowiada się naprawdę świetnie ten "papier" na pewno trafi do mojej kolekcji w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuń