Ożywianie muzyki ludowej i tradycyjnej przez artystów z kręgu muzyki alternatywnej to obecnie bodaj najbardziej kreatywny nurt na rodzimej scenie muzycznej. Zwrot ku tradycji towarzyszy już nie tylko neofolkowym fascynatom. Sięgają po nią artyści dotąd nie związani z formami ludowymi. Z jednej strony zainteresowanie estetyką in crudo, z drugiej własne, nierzadko awangardowe interpretacje, oraz błyskotliwe, multikulturowe mariaże z innymi, sięgającymi daleko poza granice Polski tradycjami. Niemal każda nowa płyta przynosi nową ideę adaptacji tradycji, lub jej przekładu na język współczesności. Tylko w tym roku ukazały się w tym nurcie udane płyty m.in.: WCIAS, Sutari, Maniuchy Bikont i Ksawerego Wójcińskiego, a także Hańby! biorącej na warsztat folklor miejski. Ubiegły rok, to z kolei spektakularny triumf Żywizny Genowefy Lenarcik i Rafaela Rogińskiego. Za sprawą inicjatywy innego improwizującego gitarzysty; Jacka Steinbricha z Lublina (znany choćby ze składu D/C/M/S) kilka tygodni temu światło dzienne ujrzała płyta „Chłopaki czekajta” formacji TeChytrze, która znalazła równie oryginalny koncept na interpretacje ludowej muzyki.
Na siedmioosobowy skład TeChytrze składa się; kierowana przez Steinbricha (gitara, głos) sekcja instrumentalna – Roman Chraniuk (kontrabas, głos), Jakub Miarczyński (perkusja, głos, również w składzie D/C/M/S), oraz żeńska sekcja wokalna – Renata Krawczyk, Weronika Nowacka, Lidia Szpulka, Ania Trawicka. W ich wykonaniu tradycyjne pieśni lubelskie (i jedna kurpiowska), pochodzące ze zbiorów Oskara Kolberga, zostały zinterpretowane przy akompaniamencie tradycyjnej muzyki amerykańskiego południa, wzbogaconej o punkowy grymas i big-bitową swadę. O tej nietuzinkowej fuzji informują już didaskalia albumu, gdzie twórcy kreują obraz wyimaginowanego spotkania chłopki spod Lublina z niewolnikiem z delty Missisipi, którzy postanawiają wspólnie sobie pojamować, aby ulżyć uciemiężonemu losowi. Rezultatem tego egzotycznego aliażu jest biały śpiew i czarna (najczęściej) muzyka.
Wszystkie teksty w repertuarze TeChytrze są oryginalne, jednak jak tłumaczy Lidia Szpulka –„rezygnujemy z tradycyjnej gwary śpiewaczej - np. w kołysance („Oj lulaj”) śpiewamy "przytulisz, kołysz" zamiast "przytulis, kołys", oraz dokonujemy pewnych zmian w obrębie kolejności zwrotek i refrenów, np. tekst "była Ańdzionia" („Wilcy w orzechach z leszczyny”) zaczynamy śpiewać od ostatniej zwrotki. Bardzo nam jednak zależy na tym, żeby te teksty w treści były niezmienione. Żeby właśnie pokazać jakie potrafią być zaskakujące; tak jak ten o Barbarze”. Fakt, „B&B” bo o nim mowa, ze swoim tekstem: „Barbara umarła, Bartek ją wiózł / zawiózł ją na cmentarz: Barbaro, złaź / Barbara zlazła, do grobu wlazła / nasypał orzechów: Barbaro, gryź” – to w adaptacji TeChytrze kwintesencja groteski, a zarazem przykład ludowego humoru, który w karnawałowym upojeniu znosi na chwilę lęk przed śmiercią. Tematykę funeralną podejmuje także „Rozbrat” – żałobna pieśń, w utrzymana w duchu wanitatywnej refleksji. Bluesowy akompaniament wprowadza do wymowy utworu pewnego rodzaju dystans, dzięki czemu przygnębienie ustępuje miejsca melancholii. W zestawie znalazły się również; kołysanka „Oj lulaj”; radosne przyśpiewki o damsko-męskich miłosnych umizgach („Wilcy w orzechach z leszczyny” i „A ja ni mam”) oraz lubelskie ewokacje tradycyjnego śpiewokrzyku („Nie pojadę”).
Nie ma w nagraniach TeChytrze odrobiny zadęcia, ani w warstwie wokalnej, ani muzycznej. Panuje za to luz i delikatny spleen wyssany z estetyki czarnego bluesa, także z jego rodzimego odpowiednika big-bitu (Skojarzenia z muzyką Breakout, które przytomnie w swojej recenzji wskazał Bartek Chaciński nasuwają się instynktownie). Punkowe wątki pozostają raczej flirtem z konwencją niż krzykliwą jej adaptacją. Z kolei surf rockowe motywy, głównie przez obecność kontrabasu, pozostają pod wyraźnym wpływem jazzowych inspiracji.
Powodzenie „Chłopaki czekajta” jest w głównej mierze wynikiem śmiałego i udanego konceptu pożenienia ze sobą dwóch odległych tradycji, oraz swobodnej realizacji tego pomysłu, niż samych muzycznych aranżacji. Materiał pozbawiony jest eksperymentalnych ekscesów i tak jak w nietuzinkowy sposób traktuje ludową tradycję, tak konwencjonalnie podchodzi do estetycznych ram gatunków, którymi ją interpretuje. Zatem metafora nieoszlifowanego diamentu, którą posłużył się Chaciński wydaje się jak najbardziej uprawnionym podsumowaniem debiutu lubelskiego septetu.
TeChytrze „Chłopaki czekajta”
2017, Fundacja Kaisera Söze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz