Zaryzykuję tezę, że ze wszystkich powojennych nurtów w zachodniej muzyce rozrywkowej krautrock okazał się najbardziej wpływowym zjawiskiem, pierwotnym organizmem, który od lat 60-70 infekuje coraz to nowe estetyki i stale odradza się w formie powracających inspiracji.
Z potrzeby stworzenia nowej jakości estetycznej, która radykalnie odcinałaby się od wojennej hekatomby, wyrażonej przy tym oryginalnym językiem pozbawionym wpływów amerykańskiego bluesa i rock'n'rolla zrodziło się zjawisko niezwykle płodne i wszechstronne stylistycznie. Z dzisiejszej perspektywy widać jak niemiecki gatunek zwiastował nadejście postmodernizmu, manifestując triumf eklektyzmu, zainteresowanie deformacją, czy multidyscyplinarność. Krautrockowi protoplaści z Amon Duul, Can, Cluster, Ash Ra Temple, przestali używać instrumentów do grania melodii i komponowania piosenek, skupiając się na kreowaniu atmosfery i poszukiwaniu w muzyce psychodelii i transu. Sięgali przy tym po etniczne pozaeuropejskie inspiracje, oraz po nowe technologie, bacznie przyglądając się osiągnięciom współczesnej awangardy (Stockhausen) i możliwościami potraktowania studia nagraniowego jako dodatkowego instrumentarium (Eno). Tej potrzebie emancypacji towarzyszyła ekspansja nowych instrumentów muzycznych i technik nagraniowych, oferujących zupełnie nowe możliwości ekspresji. Drzemały one m.in w syntezatorach, których unikalne brzmienia i nieograniczone możliwości modulacji wreszcie przystawały do osiągnięć technologicznych ery podboju kosmosu i cywilizacyjnego przyspieszenia.
Zasięg estetyczny gatunku szybko okazał się na tyle szeroki, że obejmował zarówno gitarową psychodelię (Amon Düül), syntezatorową elektronikę (Kraftwerk), ambient (Eno), preindustrialne, improwizowane eksperymenty (Cluster) czy inspirowaną etnicznymi wątkami muzykę new age (Popol Vuh). Niczym nieograniczona wolność twórcza pozwalała cieszyć się pełnią eklektyzmu, stąd częste repertuarowe wolty zespołów. W szybkim tempie zjawisko stało się tak przestronne, że nie sposób objąć go definicją. Urodzajna krautrockowa gleba wydała z siebie szeregi estetyk, które generowały kolejne twórcze inspiracje dla następnych pokoleń. Kierunek zjawiska wiedzie dalej m. in. przez nową falę, industrial, techno, microelectronikę milenijnego przełomu, post rock, aż po dzisiejszą retromanię.
Z działających na krajowym podwórku wydawnictw, z pewnością krakowskie Instant Classic, może pochwalić się szerokim repertuarem muzyki zainfekowanej wirusem krautrocka. Zwłaszcza w nagraniach solowych i licznych kooperacjach Kuby Ziołka znajdziemy wiele pokrewnych inspiracji, choćby w kreowaniu psychodelicznej atmosfery, sięganiu po inspiracje muzyką etniczną, poszukiwaniu transowości, prymatu rytmu, czy we współbrzmieniu gitar i syntezatorów. Najnowszym tytułem w katalogu IC sięgającym po krautrockowe inspiracje (jednak z zupełnie innej strony niż Ziołek) jest „Krautpark”, debiut duetu Pin Park.
Zespół tworzą klawiszowiec Kristen, Robotobibok i Małych Instrumentów Maciej Bączyk, oraz Maciej Polak nie znany mi dotąd z muzycznej działalności, ale w dziedzinie analogowych syntezatorów to człowiek instytucja. W przypadku ich debiutanckiej płyty możemy mówić o krautrockowej estetyce, przede wszystkim z perspektywy instrumentarium i jego brzmienia, które determinuje takie postrzeganie tego materiału. „Krautpark” zostało nagrane na trzech walizkowych syntezatorach modularnych; jednym EMS VCS 3 i dwóch EMS Synthi A. O historii i specyfikacji tego pierwszego warto poczytać w tekście samego Macieja Polaka na łamach Estrady i Studia. Instrument znalazł sobie szczególne uznanie wśród zespołów gitarowej psychodelii lat 70-tych; The Alan Parsons Project, Roxy Music, King Crimson, The Who, Gong, czy Pink Floyd. Drugi, wśród twórców kosmicznych impresji; Briana Eno, Jean-Michel Jarre, Klausa Schulze, czy Czesława Niemena. Oba jednak cieszyły się dużą sławą dostarczając futurystyczną wówczas paletę barw wielu koncept albumom.
Autorzy „Krautpark”, w prasowej notatce powołują się na podobieństwo i mentalną łączność z muzyką Cluster, Harmonii, czy z wczesnym („Ralf & Florian”) Kraftwerk. Mnie jednak, być może z osobistych sympatii, repertuar Pin Park wydaje się bliższy zespołom fali niemieckiej elektroniki końca lat 90tych, która również zafascynowana krautrockiem ujęła go w w ściślejsze kompozycyjne ramy, nadając tej muzyce nowoczesny sznyt podporządkowany prymatowi repetycji. Takie zespoły jak To Rococo Rot, czy Mouse On Mars stały się spadkobiercami również ciepłego, analogowego brzmienia, krautrockową psychodelię zastępując pastelową melancholią. I pomimo, że pierwszy z tych zespołów poruszał się w repertuarze piosenkowym, w duchu post-rockowym, drugi zaś eksperymentalnym i tanecznym to zarówno koloryt analogowego brzmienia, jak i struktura kompozycji pozwala na doszukiwanie się pokrewieństw z muzyką Pin Park.
Muzyka duetu Polak - Bączyk jest niezwykle delikatna i niepozorna, zupełnie jak instrumenty na których została nagrana. Rozwija się pętla za pętlą, wpisując się przy okazji w repetycyjny lejtmotyw wydawnictw Instant Classic. Kolejne sekwencje nawarstwiają się tworząc gęstą strukturę o zwartej anatomii. Podskórna pulsacja zszywa kolejne ścieżki, nie pozwalając rozłazić się im w ambientowe pasaże. Towarzyszą temu filigranowe trzaski i kliki delikatnie ornamentujące zewnętrzną warstwę nagrania. Zaś otulone w analogowej mgiełce dźwięki sprawiają, że słucha się tego z podobną przyjemnością jak ogląda stare, wyblakłe fotografie.
Praca duetu jest powściągliwa, a dbałość o to by nie powiedzieć zbyt wiele wręcz chirurgiczna. Jak na płytę opartą na improwizacji wydaje się to dość osobliwe. Muzyków interesuje jednak przede wszystkim budowanie nastroju, który ma urzekać słuchacza. Drugorzędna staje się narracja, a napędzana kolejnymi pętlami muzyka unika nadmiernych kulminacji. Dramaturgicznie bliżej tu do stonowanej kontemplacji niż do transowego zatracenia. Sprawia to, że podczas słuchania mam wrażenie jakbym odbywał wycieczkę po analogowym skansenie, gdzie rekwizyty zostają pieczołowicie wyeksponowane, ale brak w tym życia, ludzkiej obecności. Fascynacja elegancką formą „Krautpark” pozbawia mnie wzruszeń i głębszych przeżyć ponad estetyczny zachwyt. Bączyk i Polak bez wątpienia potrafią posługiwać się syntezatorami, wiedzą też jak najpiękniej wyeksponować ich brzmieniowe walory, ale zapominają nieco o emocjach. Taki stosunek do muzyki, może przejawiać chyba jedynie ktoś, kto od strony formalnej wie o niej wszystko. W końcu nawet projektant samochodów nie musi być mistrzem kierownicy, aby móc tworzyć piękne i funkcjonalne modele.
PIN PARK „Krautpark”
2017, Instant Classic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz