Krzysztof Topolski (Arszyn) i Robert Skrzyński (Micromelancolié) to artyści znajdujący się obecnie na odmiennych orbitach artystycznych poszukiwań. Arszyn, który owszem ma w swojej dyskografii wiele płyt z pogranicza eksperymentu i elektroniki, ostatnio realizuje się głównie jako improwizujący perkusista, m.in. w trójmiejskiej Wolności i w duecie z Tomaszem Dudą jako Automata. Z kolei Micromelancolié przeczesujący odmiany ambientu, w przeciwieństwie do Topolskiego, dość rzadko posługuje się rytmem, nigdy zaś regularnym. W ciemno można by obstawiać, że płaszczyznę dźwiękowego porozumienia panowie odnajdą w sonorystyce; Skrzyński pozostanie na swoim eksperymentalnym podwórku, a Arszyn, za bębnami zajmie się poszukiwaniem alternatywnych form ekspresji. A jednak (i tu pierwsza niespodzianka), nic z tych rzeczy!
Na wydanym przez Plażę Zachodnią materiale Topolski bije w gary dużo i efektownie. Porusza się swobodnie między jazzową synkopą, a rockową regularnością, utrzymując dynamiczny flow od początku do końca nagrania. Jego gęsta artykulacja wymusiła na Skrzyńskim zredukowanie palety środków wyrazu, głównie do głębokich basowych linii, burdonowych zewów, szumiących faktur, czy glitchowych odgłosów. Ingerencje Skrzyńskego nasycają nagranie widmowymi, matowymi ilustracjami, czułymi na zmienną dynamikę perkusji.
Całą kooperację cechuje duża witalność, będąca dowodem świetnej organizacji i dobrego zgrania... improwizujących muzyków? No właśnie! Wszystko to prawda, gdyby nie fakt, że nagranie zostało zrealizowane... (i tu druga niespodzianka) korespondencyjnie. „Partie perkusji stanowią zapis improwizowanej sesji, którą w całości dostałem od Krzyśka. Warstwę elektroniczną tkałem w domu” - zdradza Skrzyński. Efekt tej mail-artowej współpracy jest wielce odświeżający; pełny twórczego napięcia i wartkich zmian akcji. Konia z rzędem temu, kto rozszyfrowałby faktyczną genezę powstania nagrań. Zwłaszcza, że (i tu kolejna niespodzianka, powyżej już zasugerowana) to Skrzyński dogrywał ścieżki do zarejestrowanej gotowej sesji Topolskiego; choć uwierzcie mi, lub posłuchajcie sami, wydaje się jakby było zgoła odwrotnie. Jeśli zawierzyć jedynie uszom, to narracja „Radaru” sugeruje, że to Skrzyński podaje dźwiękowy materiał, który następnie jest kwitowany instynktowną reakcją Arszyna, reagującego zmianą taktowania, przesunięciem akcentu, zwolnieniem, czy przyspieszeniem akcji, bądź rozbudową perkusyjnej ornamentyki.
„Tam się dzieje tak dużo, w tak dziwny sposób i z taką dramaturgią, że naprawdę nie było potrzeby zastanawiania się jak tu nadać wypowiedzi bardziej żywiołowego charakteru” - precyzuje Skrzyński, który wykonał znakomitą i zadziwiającą koncepcyjnie pracę, na równie znakomitym materiale dostarczonym mu przez Topolskiego. Swoimi inteligentnymi działaniami na nagraniu źródłowym, producent znakomicie zafałszowuje rzeczywistość, udanie kamuflując faktyczne okoliczności realizacji płyty. Micromelancolié doskonale wczytuje się w materiał i jego temperaturę, wiedząc kiedy użyć tła pod ornamentykę Topolskiego, kiedy zająć pierwszy plan i przełamać dynamikę bębnów, a kiedy z przyczajenia kontrolować akcję niskim pomrukiem basu. Biegle porusza się między planami kompozycji, oraz z werwą reżyseruje dramaturgią muzycznego spektaklu. Tworzy sugestywny efekt manipulując głośnością swoich ścieżek, co sprawia wrażenie ich niedopasowania (zbyt głośne i gwałtowne wejścia) i jeszcze mocniej imituje wrażenie improwizacji.
Kolejną niespodziankę napotykamy w utworze 1.4. Przy pierwszym odsłuchu płyty, dopiero w połowie kompozycji zauważyłem obecność dodatkowego instrumentu. Z początku wydawało mi się, że uległem dźwiękowej halucynacji, będącej psychoakustycznym efektem ubocznym współbrzmienia różnych dźwięków. Następnie posądziłem Krzysztofa Topolskiego o sonorystyczne sztuczki, próbując identyfikować nierozpoznane brzmienie z pocieraniem rękojeścią pałki perkusyjnej o metalowy talerz. Chwilę zajęło, zanim rozpoznałem w nagraniu blaszane rozdęcie trąbki, lecz dopiero sięgniecie do opisu płyty objawiło mi „duchową” obecność Michała Bunio Skroka. Ów nieokreślone wrażenie związane z pojawieniem się dęciaka, spowodowane było schowaniem go głęboko w tle, pod ścieżkami perkusji i elektroniki. Taki niecodzienny miks instrumentów był jak się okazuje (tu kolejne zaskoczenie, za którym być może i stoi cała nazwa projektu) niczym innym, jak złapaniem solowej partii Skroka przez mikrofony rejestrujące perkusję Arszyna. „Nagrywaliśmy kiedyś z Buniem sesje improwizowane, w studiu Dicków. On głownie grał na basie, ale czasami sięgał również po trąbkę, która nagrywała się na mikrofony od bębnów, tylko że z daleka (tzw. przesłuch). Przygotowując ścieżki dla Roberta postanowiłem zostawić to, podpisując jako"ghost trumpet” - ujawnia Topolski. Efekt jaki zrodził się naturą przypadku jest absolutnym majstersztykiem. Dodatkowo zaostrza apetyt na samą myśl, jak zjawiskowo mógłby zabrzmieć ten projekt po poszerzeniu składu o regularnego trębacza.
Radar mimo słyszalnych pokrewieństw z improwizowanymi nagraniami duetu Steve Reid - Kieran Hebden (Four Tet), jest projektem brzmiącym niezwykle świeżo i zjawiskowo. To wydawnictwo przekorne, zaskakujące słuchacza na wielu płaszczyznach realizacji, plączące tropy i zastawiające pułapki na nawyki muzycznej recepcji. Pomimo znakomitej roli jaką odgrywa w projekcie perkusja Topolskiego, która narracyjnie wiedzie prym w nagraniu, pierwsze skrzypce przy realizacji odegrał tu Robert Skrzyński. Jego zasługą jest inspirujący efekt końcowy, będący rezultatem inteligentnego montażu, wartkiej dramaturgii i przenikliwego wglądu we wszystkie etapy powstawania płyty. Robert, to twórca który od przeszło kilku lat, odkąd uważnie śledzę jego ścieżkę rozwoju, nie przestaje mnie zaskakiwać. Od czasu, kiedy na łamach M/I Kwartalnik Muzyczny (M/I nr.3 /wiosna 2015) opisałem jego warsztat twórczy i zanalizowałem ówczesny dorobek producencki, Skrzyński zdążył przeskoczyć samego siebie już kilka razy. Dlatego na podstawie jego wkładu w końcowy rezultat płyty „Radar” czuję się w obowiązku dopisać ów akapit i wyszczególnić właśnie jego osobę. Skrzyński jest artystą niezwykle biegłym w międzygatunkowej gramatyce. Z szeregu estetyk, po które sięga ekstrahuje samą esencję i na jej kanwie dopuszcza się kreatywnego eksperymentowania. Najczęściej przybiera to kształt artystycznej dekonstrukcji gatunku; niezwykle twórczej; u podstaw której tkwi absolutnie świadoma wizja całości. Jego elastyczność stylistyczna, przekłada się bezpośrednio na elastyczność we współpracy. Jak kameleon adaptuje się do swoich licznych muzycznych kooperantów i niemal z każdej konfrontacji, a było ich wiele (Antonina Nowacka, Krzysztof Topolski, Bartosz Zaskórski, Mateusz Wysocki, Michał Turowski, Ross Devlin, Sindre Bjerga, Storm Noir) wychodzi z tarczą, co rzecz jasna ma odbicie w jakości artystycznej współrealizowanych wydawnictw. Najlepszym tego przykładem jest niniejszy album, który stanowi zarazem znakomite zwieńczenie, tego dobrego dla polskiej muzyki roku.
RADAR „Radar”
2016, Plaża Zachodnia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz