27.04.1970
„Modlę się, aby mi starczyło sił na to wszystko. Jest bardzo ciężko coś zrobić własnego”
RYTM
Sekunda beznamiętnie napiera na sekundę. Najdłuższa wskazówka zegara taktuje kolejne okrążenia. Za oknem ciężkie chmury polewają asfalt deszczem. Siedzi w fotelu. This is a dog... this is a cat... What is this, dobiega z głośników. Wszystko się miesza i rozpływa. Słotną melancholię przecina szum pociągu. Kieruje głowę w stronę okna. ... J'ouvre la fenêtre et regarde le paysage... Spogląda na księżyc.
***
Sekunda dogania sekundę. Przykleja się do niej. Rozciąga się, zwalnia, przyspiesza. Rzeczywistość pulsuje. Miga. Pęka na kawałki i łączy się w nowe obrazy.
***
Wyłania się z cienia. Mozolny rytm. Ostateczny. Jak bicie serca. Sekunda ginie ledwo słyszalna. Milknie powoli. Zwyczajnie. Bez fajerwerków. Cisza.REKONSTRUKCJA
Tyle udało mi się wyczytać z dźwiękowej biografii Janiny Węgrzynowskiej, a raczej kolażu jej życia i sztuki. Patchworku wspomnień i martwych przedmiotów, odnalezionych i zgromadzonych przez Ludomira Franczaka, a przełożonych na dźwięk przez Marcina Dymitera. Post-rockowa, hipnotyczna pętla; rytmiczne, miarowe cykanie; trzask winylowej płyty z nagraniami starych lektoratów. Odrobina terenowych rejestracji. Drony. Wreszcie przepiękne solo na oboju Małgorzaty Kęsickiej; akompaniament do wiersza Daniela Odiji, czytanego spatynowanym głosem Ireny Jun. Dymiter użył sugestywnych wskazówek dźwiękowych, aby powiązać ze sobą szczątkowe fakty, które zostały po Węgrzynowskiej. Uczynił to jednak w sposób na tyle subtelny, aby stylistyka dźwiękowego dokumentu sprawiała wrażenie impresji.
Jak czytamy na stronach Placówki - specjalnej platformy twórczej powołanej przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego - Janina Węgrzynowska była malarką op-artową, graficzką magazynu „Argumenty”, autorką wielu plansz reklamowych i programowych w Telewizji Polskiej, projektantką plakatów i okładek książkowych, autorką dwóch programów Studia Eksperymentalnego Telewizji Polskiej, oraz spektaklu laserowego, prezentowanego w Teatrze Studio w Warszawie. Przypisuje się jej również autorstwo legendarnego logo Cepelii i Polskiego Lnu (nie jest to jednak oficjalnie potwierdzone). Ale świat o Węgrzynowskiej zapomniał, albo nawet nie zauważył. Jej prace nigdy nie trafiły do głównego obiegu sztuki.
O postać i jej obecność w sztuce upomniał się dopiero Ludomir Franczak, artysta wizualny, reżyser teatralny, autor multimedialnych prac;"łowca duchów"; rekonstruujący prywatne życiorysy, zmarginalizowane przez główny nurt historii, bądź wstydliwie przemilczane. Jak choćby w projekcie „Odzyskane”, którym przywoływał wspomnienie powojennych losów niemieckich mieszkańców Słupska. Jego sztuka jest swojego rodzaju archeologią pamięci, w której pobrzmiewają echa twórczości Jerzego Lewczyńskiego. Przeglądając katalog z pracami tego poety powojennej fotografii natrafiłem na opis jego prac autorstwa Adama Soboty, który jak myślę można by przypisać i Franczakowi. „Ewidentną cechą całej twórczości Lewczyńskiego jest pragnienie jak najbliższego przyjrzenia się jednostkowym przejawom ludzkich losów, poprzez które odnajduje on uniwersalne walor różnych przeżyć”. Franczak, z równie poetycką wrażliwością, wśród rekonstruowanych tożsamości stara się ukazać mechanizmy pamięci i zapominania.
Projekty tego artysty to często multidyscyplinarne i wieloetapowe realizacje. Podobnie jest w przypadku „Życia i Śmierci Janiny Węgrzynowskiej” Ten z pozoru skromny koncept, okazuje się rozbudowaną i przemyślaną na każdym etapie produkcją. To wielopoziomowa metanarracja, której elementy zarówno wespół, jak i swoim autonomicznym językiem, opowiadają historię Węgrzynowskiej. W skład pracy wchodzą: wykład Huberta Bilewicza, doktora historii sztuki Uniwersytetu Gdańskiego, który umiejscawia twórczość bohaterki w dyskursie powojennych sztuk plastycznych; wiersz poety Daniela Odiji, poświęcony artystce; hipnotyczna muzyka Marcina Dymitera, która ukazała się jako samodzielne wydawnictwo kasetowe w lubelskiej Fundacji Kaisera Söze; dziennik artystki wydany w formie broszury; a wreszcie instalacja performatywna, stanowiąca centralną część projektu. Przybiera ona budowę kompozycji szkatułkowej, w której kolejne elementy (projekcja prac artystki emitowana z projektora i modyfikowana ręcznie, poprzez nakładanie szkieł i soczewek na obiektyw rzutnika; odczytywane z taśmy wspomnienia; muzyka i wyrywki wykładu) prowadzą do wnętrza świata Węgrzynowskiej. Znajdziemy w nim zarówno prace plastyczne, jak i prywatne dokumenty, op-artową maszynę snów, kolaże i fotografie. W tej niezwykle sensualnej, wręcz hipnotycznej scenografii, projekcja i rzeczywistość zacierają swoje granice. Poszczególne elementy seansu płynnie przeplatają się tworząc ekscytujący brikolaż, przeniesiony bezpośrednio z prac artystki. Imponujące jest jak Franczak poprowadził tę historię; jak zadbał o każdy najdrobniejszy detal opowieści, i jak formułuje z tego projekt (niemal) kompletny.
RZECZY
11.01.1971
„(...) Oglądałam z wielkim zainteresowaniem, narzędzia, maszyny, które służą im do pracy. Coraz to za mną chodzi, że należałoby posłużyć się jakimś rzemiosłem czy czymś takim, marzę o maszynach, narzędziach, przeżuwam to raczej i myślę że będąc tak odizolowaną mogę nie dotrzeć przez całe życie do tego, w czym mogłabym się najpełniej wypowiedzieć. Myślałam o fotografii, o kserografii bo ja chyba muszę coś z czymś łączyć to mnie pasjonuje" Myślę o ślusarstwie - może by coś z drutów i wyjść z płaszczyzny wreszcie”.
Węgrzynowska do dziś nie ma profilu w Wikipedii, jej prace plastyczne w większości zaginęły w tajemniczych okolicznościach, strona internetowa pozostaje zablokowana, a wzmianki o niej pojawiają się w przedziwnych zakątkach sieci. Co zostało? „Papierowe kolaże. Makiety magazynu. Ilustracje książkowe, szkice, plansze, projekty i plakaty. Obrazy przestrzenne, olejne. Akwarele. Kilimy, prace tekstylne. Programy telewizyjne. Maszyna laserowa. Pamiętniki, fotografie i listy. Notatki, rachunki, kserokopie szkiców i wierszy. Papiery wartościowe, obligacje państwowe, ruble carskie. Kasety wideo, magnetofonowe i dyskietki. Scenariusz spektaklu. Negatywy. Dokumentacje. Legitymacje członkowskie. Książeczki zdrowia i ubezpieczeniowe. Świadectwa szkolne, bilety miesięczne, wizytówki. Notesy z numerami telefonów. Odznaki, ordery. Wyniki badań zdrowotnych. Wycinki nekrologów. Skórzane portfele, dowody, prawa jazdy i legitymacje. Zaświadczenia i certyfikaty. Pieczęcie. Zdjęcia legitymacyjne”.
Co sprawia zatem, że pozostajemy, bądź znikamy z pamięci? Przedmioty? Raczej nie. Te pozostałe po Węgrzynowskiej, od niepamięci ocalił dopiero Ludomir Franczak, mozolnie klecąc z pojedynczych śladów siatkę powiązań. Dopiero myśl wiążąca ze sobą dwa przedmioty, była w stanie narzucić im kontekst narracyjny; tchnąć w nie ducha. Z tej myśli zrodziła się Węgrzynowska, tej myśli zawdzięcza ona powrót z niebytu. Ale trzeba z całą stanowczością podkreślić, że była to myśl Franczaka, sprawującego w tej historii rolę demiurga. To jedynie od przyświecających mu motywacji zależało w jakim świetle zostanie na nowo uformowana postać. Jakie zatem intencje mogły przyświecać artyście?
W ramach projektu „Życie i Śmierć Janiny Węgrzynowskiej” mamy do czynienia z jednej strony, chłodnym i rzeczowym wykładem Huberta Bilewicza, który lokuje artystkę w konstelacji tak wybitnych twórców jak Berman, Hiller, czy Zamecznik. Tę część projektu cechuje dokumentalna transparentność, wierność faktom, które dostarczają przekonujących argumentów co do roli jaką twórczość Węgrzynowskiej mogłaby odegrać w powojennej historii sztuki i projektowania w Polsce. Z drugiej strony mamy próbę wiwisekcji prywatnego życia artystki i jej zmagań z materią codzienności i samotnością, przedstawioną w formie intermedialnej inscenizacji, skupiającej wszystkie składowe projektu „Życie i Śmierć Janiny Węgrzynowskiej”. Instalacja performatywna Franczaka ma ze wszech miar charakter impresyjny. Postać Węgrzynowskiej została poddana tu silnemu procesowi mitologizacji, której symbolem jest imponujące sanktuarium wzniesione przez autora projektu. Przybiera ono formę będącą wypadkową izby pamięci i tajemniczego imaginarium. Zostało zaaranżowane z niezwykłą skrupulatnością, wedle aktualnych tendencji obowiązujących w muzealnictwie, prezentujących sztukę, czy historię w sposób jak najbardziej interdyscyplinarny; jako dynamiczny montaż atrakcji.
Uczestnicząc w seansie, który przeszło dwa tygodnie temu odbył się na deskach łódzkiego Teatru Szwalnia, poczułem się absolutnie zaczarowany, przede wszystkim formą przedstawienia. Jednak przenikając kolejne warstwy spektaklu, zachwycając się spójnością narracji, i jednocześnie rozmachem koncepcyjnym projektu, straciłem z oczu postać jego bohaterki. Można się zastanawiać, czy ta nadmierna estetyzacja przedstawienia nie spycha artystki w cień Franczaka, który w mojej opinii zbyt mocno utożsamił się z Węgrzynowską, oraz w swojej instalacji zmarginalizował dyskurs dokumentalny kosztem magicznej atmosfery. Dopuścił się również uwypuklenia w narracji wszelkich niedopowiedzeń i trudnych do zweryfikowania luk w historii Węgrzynowskiej (zaginięcie prac, czy niemożność zaprezentowania jej telewizyjnych programów usprawiedliwiana wysokimi kosztami emisji). Owe dziury w materiale dokumentalnym udostępnianym odbiorcy stają się doskonałym pretekstem aby potraktować postać Węgrzynowskiej jako kreację artystyczną Franczaka - nomen omen reżysera i restauratora sztuki. Faktem jest, że do dziś Janina Węgrzynowska nie zaistniała w zasadzie poza projektem Ludomira Franczaka. Póki co (czyli do czasu kiedy wypłynie w szerszy obieg znawców i kolekcjonerów sztuki) pozostaje tragiczną bohaterką, uwięzioną już nie w niepamięci, a w dziele swojego restauratora.
Wolę gdy tego rodzaju comebacki odbywają się tradycyjną drogą praktyki kuratorskiej, działalnością instytucji muzealnych, galerii, czy rynku sztuki, a niżeli w formie kreacji artystycznej innego artysty. Byłbym w stanie poświęcić nieco atrakcyjności, kosztem podniesienia wiarygodności przedsięwzięcia. Wszechobecność relatywizmu w naszych czasach, to w moim mniemaniu nienajlepszy grunt do przywracania pamięci o kimś poprzez kreację artystyczną. Przejawy nadmiernej fascynacji bohaterką, ocierające się o estetyczną fetyszyzację, oddalają obserwatora od istoty projektu, którą w mojej opinii, ale i zapewne w intencji Ludomira Franczaka powinna być sztuka Węgrzynowskiej. W końcu to ona była pretekstem do zainteresowania się losami na wpół anonimowej kobiety.
Pomimo moich wątpliwości mocno trzymam kciuki za powodzenie i dalszą ewolucję projektu i jestem szczerze zaciekawiony jakie rezultaty przyniesie proces przywracania pamięci o Janinie Węgrzynowskiej i jej sztuce.
"ŻYCIE I ŚMIERĆ JANINY WĘGRZYNOWSKIEJ"
Koncepcja i reżyseria / Ludomir Franczak, Dźwięk / Marcin Dymiter, Opracowanie literackie / Daniel Odija, Konsultacje artystyczne / Magdalena Franczak, Konsultacje z zakresu historii sztuki / Hubert Bilewicz, Produkcja / Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Fundacja Kaisera Söze, Partner / DDK „Węglin”
Zamieszczone cytaty są fragmentami dzienników Janiny Węgrzynowskiej, opublikowanymi w broszurze, będącej jedną z części projektu „Życie i Śmierć Janiny Węgrzynowskiej”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz