Ależ nowy album Daft Punk musi uwierać wszystkich tych, którzy spodziewali się po francuzach kolejnej futurystycznej rewolucji. I choć faktycznie jest to album w pewnym sensie i futurystyczny, i
rewolucyjny zarazem, to na pewno nie w taki sposób, w jaki spodziewaliby się ortodoksyjni
fani zespołu.
Random Access Memories to futuryzm w stylu retro, muzyka przyszłości widziana oczami muzyków pop z persoektywy lat 70-tych. To cofnięcie się do czasów, gdzie Giorgio Moroder opracowywał swój przepis na syntezatorowe kosmiczne disco i stawiał na gruncie muzyki popularnej podwaliny pod electro.
Random Access Memories to futuryzm w stylu retro, muzyka przyszłości widziana oczami muzyków pop z persoektywy lat 70-tych. To cofnięcie się do czasów, gdzie Giorgio Moroder opracowywał swój przepis na syntezatorowe kosmiczne disco i stawiał na gruncie muzyki popularnej podwaliny pod electro.
Z kolei na miano rewolucyjnej zmiany zasługuje szczególnie fakt niemal całkowitej rezygnacji z użycia sampli na rzecz własnych aranżacji (poza wieńczącym płytę Contact) oraz przełożenie dotychczasowej ultra komputerowej produkcji na żywe instrumenty. Wynikiem tego jest genialny hołd, jaki Francuzi składają muzyce lat 70-tych i erze disco, a który zarazem jest kwintesencją muzyki pop i naturalną ewolucją stylu Daft Punk doprowadzoną do szczytów maestrii.
Tym, co najbardziej urzeka na Random Access Memories, jest elegancja spod znaku french touch, przypominająca bardziej produkcje Air niż dotychczasowe albumy DP. W jego nagraniu, licząc muzyków, gości, producentów, inżynierów dźwięku i muzyków sesyjnych, wzięło udział ponad sto osób, co musiało skutkować wymuskaniem materiału do pojedynczego dźwięku. Szczególne słychać to w warstwie dynamicznej albumu, gdzie każde muśnięcie perkusji nabiera przestrzeni i niesłychanie atłasowego, seksownego brzmienia. Zresztą cały album przepełniony jest subtelnością i spowity mgiełką seksapilu. Nad jego nietuzinkowym brzmieniem czuwał bowiem Bob Ludwig, na którego produkcjach można by się uczyć historii muzyki popularnej.
Komentując zwiastujący album singiel Get Lucky zastanawiałem się jak na warstwę muzyczną Random Access Memories przełoży się tak szerokie, doświadczone i rozstrzelone stylistycznie grono zaproszonych gości. Kto na tym etapie bardziej zaznaczy swoją obecność. Czy gospodarze przyćmią gości sprowadzając ich do medialnego dodatku, czy przeciwnie charyzmatyczne gwiazdy pokroju Pharrella Williamsa, Giorgio Morodera, Nile'a Rodgers'a, Paula Williams'a, Panda Bear, Juliana Casablancasa swoim blaskiem zwrócą cała uwagę słuchaczy na siebie. Wynik współpracy okazał się jednak sukcesem gry drużynowej, pozbawionej wewnętrznej rywalizacji o prymat i sławę, w której ze wszystkich graczy wyciśnięta zostaje esencja tego, co w ich twórczości najlepsze i najciekawsze. I tak Panda Bear nie rezygnuje ze swojego awangardowego podejścia do śpiewania, Julian Casablancas czaruje swoim leniwym, namiętnym głosem jak za najlepszych czasów The Strokes, Nile Rodgers nawija melodie na swój funkowy bas jak niemal przed 40-stu (wow!) laty w Chick, Paul Williams jak wycięty ze swoich około coutry'owych i hipisowskich produkcji momentami przypomina wokal Alexisa Taylora z Hot Chip, a Pharrell Williams w hiper przebojowych Get Lucky i Loose Yourself To Dance niemal dosłownie staje się inkarnacją Michaela Jacksona z czasów Jacksons 5. Giovanni Giorgio, który jest niechybnie muzą całej produkcji zabiera zaś nas we wspomnieniową podróż przywołując w pamięci najlepsze momenty swojej producenckiej i kompozytorskiej kariery.
Współpraca w ramach Random Access Memories brzmienie płyty, jej całokształt i otoczka ma w sobie coś ze współczesnej disney'owskiej bajki. Pozbawiona skrajności, rozczula swoim cukierkowym i lekko kiczowatym brzmieniem jakże charakterystycznym dla produkcji Daft Punk (może z pominięciem debiutu Homework).
To zbiór niezwykle melodyjnych i wpadających w ucho singli, z których każdy zasługuje na miarę radiowego przeboju. Będąc pod wpływem entuzjazmu, można pokusić się o uznanie go mianem jednego z najlepszych albumów pop od czasów Thriller Michaela Jacksona. To kwintesencja muzyki pop posiadająca jej kluczowe elementy takie jak świetna produkcja, chwytliwe melodie, przebojowe refreny, charakterystyczne wokale, pozbawiona przy tym kontrowersji. To pozycja, która przywołuje wspomnienia o pierwszych gwiazdach popu z lat 70-tych, których sława w przeciwieństwie do czasów późniejszych w głównej mierze opierała się na talencie muzycznym i wokalnym niż na wizerunku scenicznym i zdolnościach marketingo-promocyjnych. To hołd dla czasów, kiedy artyści wyznaczali nowe kierunki nie oglądając się wstecz.
To zbiór niezwykle melodyjnych i wpadających w ucho singli, z których każdy zasługuje na miarę radiowego przeboju. Będąc pod wpływem entuzjazmu, można pokusić się o uznanie go mianem jednego z najlepszych albumów pop od czasów Thriller Michaela Jacksona. To kwintesencja muzyki pop posiadająca jej kluczowe elementy takie jak świetna produkcja, chwytliwe melodie, przebojowe refreny, charakterystyczne wokale, pozbawiona przy tym kontrowersji. To pozycja, która przywołuje wspomnienia o pierwszych gwiazdach popu z lat 70-tych, których sława w przeciwieństwie do czasów późniejszych w głównej mierze opierała się na talencie muzycznym i wokalnym niż na wizerunku scenicznym i zdolnościach marketingo-promocyjnych. To hołd dla czasów, kiedy artyści wyznaczali nowe kierunki nie oglądając się wstecz.
Na marginesie warto wspomnieć, że brak oficjalnych teledysków Random Access Memories to również świetne i świadome nawiązanie do seventies, jako do przed teledyskowej ery radiowych szlagierów, nie wymagających ubrania w obraz video.
Kontrowersje wokół sielankowości i elegancji Random Access Memories i spolaryzowane opinie na ten temat wywołuje fakt, że album ten nagrał zespół, który swoim charakternym i zadziornym debiutem Homework rozpoczął wielką rewolucję w muzyce tanecznej. Teraz Daft Punk sięgnął jeszcze głębiej do repozytorium muzyki pop, czyniąc to w iście familijnym stylu, który wśród wielu słuchaczy wzbudza niezrozumienie.
Co jednak ciekawe taka recepcja nowego albumu jest kopią tego, jak dwanaście lat temu został przyjęty album Discovery. Przez jednych uznany za tandetny i kiczowaty, przez innych za arcydzieło odsłaniające przebojowy potencjał lat 80-tych. Echem wydania Discovery było skierowanie uwagi djów i
producentów na pogardzaną dotąd i odsądzoną od czci muzyczną dekadę, którą nieprzerwana fascynacja trwa aż do dziś.
Daft Punk właśnie przestał być zespołem, do którego jeszcze chwilę temu przyznawali się nawet fani eksperymentalnej i poszukującej elektroniki, wśród których przyznanie się do lubienia Random Access Memories jest swoistym guilty pleasure. Dla nich Francuzi przekroczyli granicę mainstreamu, za którą ortodoksi nie ważą się sięgnąć, dla innych, w tym dla mnie, logicznie kontynuują swoją (rozpoczętą na Discovery) przygodę z muzyką pop, odnosząc na tym polu spektakularny sukces.
Pozostaje więc jedno pytanie; czy Thomas Bangalter i Guy-Manuel de Homem-Christo albumem Random Access Memories powtórzą scenariusz z płyty Discovery i staną się forpocztą mody, tym razem na seventies? Czy ich wpływ na popkulturę jest faktycznie tak ogromny, że swoją płytą wykreują modę na powrót ery disco, czy jednak ich oddziaływanie jest sztucznie wykreowane i przewartościowane. Czy uda im się drugi raz odwrócić bieg historii, czy też Random Access Memories okaże się jednorazowym wydarzeniem, wspaniałym suplementem lat 70-tych.
DAFT PUNK - Random Access Memories
Columbia Records 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz