To nie urlop, a wydarzenia osobiste, oraz nawał pracy związany z przygotowywaniem recenzji do reaktywującego się M/I Kwartalnika Muzycznego spowodowały spadek dynamiki pojawiających się na blogu wpisów. Teraz kiedy udało się zebrać fundusze na papierowe wydanie magazynu, pojawia się odpowiednia chwila, aby wpuścić nieco świeżego powiewu w ambientowo-eksperymentalne klimaty, które w nieco niekontrolowany sposób zdominowały ostatnio tematykę 1 uchem / 1 okiem.
W przypadku Kurws i Pola ożywcze powietrze nie jest podyktowane wcale świeżością materiału, bo oba albumy "Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu", oraz "Radom" swoją premierę miały dobre kilka tygodni temu. Przełamaniu monotonii gatunkowej tego bloga, ma sprzyjać zdecydowanie odmienna od ambientowo-elektronicznej estetyka jakiej hołdują oba zespoły, ale przede wszystkim żywiołowy charakter ich muzyki, oraz niezwykła charyzma, która pozwoliła obu grupom wyróżnić się na tle tegorocznych wydawnictw polskiej sceny niezależnej. To co stanowi o owym kontraście to bezczelnie rozbuchany język muzycznej erudycji, bez kompleksów sięgający do różnych kultur, estetyk i tradycji grania, oraz kształtowana na tym fundamencie własna unikalna wypowiedź. Jeśli do tak oryginalnego na krajowym gruncie twórczego podejścia dodać rozmachu, animuszu i charyzmy to otrzymamy wysokooktanowe i odświeżające muzyczne petardy, z przekorą opierające się prostym interpretacjom.
POLE - "Radom" / 2014 / Kilogram Records
Działającemu pod wydawniczą kuratelą oficyny Mikołaja Trzaski (Kilogram Records), warszawskiemu triu Pole już w debiucie udało się z powodzeniem rozbić wszelkie schematy związane z jazzowym graniem i swobodną improwizacją. Ich genialny "Radom" stawia niezwykły, kulturowy pomost w brawurowy sposób łączący wpływy muzyki afrykańskiej i rodzimego folkloru. Nieszablonowe myślenie Jana Emila Młynarskiego, Michała Górczyńskiego,
oraz Piotra Zabrodzkiego pokazuje bowiem, jak pożenić swojski oberek, z plemiennym
afrobeatem, w sposób uderzający niewymuszoną naturalnością i gracją. Wydaje się wręcz jakby tercet muzyków osiągnął taki poziom rozumienia folkloru,
który pozwala dostrzec pierwotny rdzeń będący fundamentem ludowej
ekspresji niezależnie od jej geograficznego umiejscowienia.
Zwinność, lekkość i dynamika kompozycji poraża nieszablonowymi umiejętnościami technicznymi instrumentalistów, którzy wznoszą "Radom" na poziom dawno nie słyszany na rodzimym gruncie muzyki jazzowej. Ta witalność, więcej pewnie ma wspólnego z folkową energią Kapeli Ze Wsi Warszawa, niż z tradycyjnym tercetem jazzowym. Jazz w nagraniu Pola objawia się głównie poprzez kunsztowność artykulacji muzyków, która pozwala im tworzyć skomplikowane formy rytmiczne, czy zaskakiwać nagłymi zmianami dynamiki. Paradoksalnie, mimo żywiołowej formuły, "Radom" nie wiele ma wspólnego ze swobodną improwizacją, czy free jazzowymi odjazdami.
Pięć utworów zgromadzonych na płycie uderza świetnym rozplanowaniem kompozycji i wykonawczą dyscypliną muzyków. Imponuje wrażliwość na rytm i walor perkusisty Jana Emila Młynarskiego, operującego w przeważającej mierze na bębnach, w mniejszej na talerzach. To w jego grze jazzowa ekspresja spotyka się z frenetycznym rozmachem i plemienną dynamiką. Z prędkością i dokładnością bliską automatowi perkusyjnemu, bądź artykulacji Kuby Suchara z Mikrokolektywu, Młynarski zaskakuje polirytmiami, kaskadami łamanych podziałów, rwącą się narracją i afrobeatowym nerwem. Na tą rytmiczną siatkę Górczyński nawleka szalone oberki wijące się w wysokich "ludowych" rejestrach, oraz charczące niskie drony, posługując się naprzemiennie klarnetem i fletem. Schowany za pierwszą flanką Piotr Zabrodzki imponuje równie dynamicznymi pochodami basu, których odpowiedników bez trudu doszukalibyśmy się w drill'n'bassowych kompozycjach Squarepusher'a. Kiedy zaś sięga po gitarę wnet odzywa się afrykańskie akcentowanie. Muzycy chętnie sięgają również do instrumentów syntetycznych, których brzmienie domyka muzykę tria harmonicznymi tłami ("Godzinki").
Zwinność, lekkość i dynamika kompozycji poraża nieszablonowymi umiejętnościami technicznymi instrumentalistów, którzy wznoszą "Radom" na poziom dawno nie słyszany na rodzimym gruncie muzyki jazzowej. Ta witalność, więcej pewnie ma wspólnego z folkową energią Kapeli Ze Wsi Warszawa, niż z tradycyjnym tercetem jazzowym. Jazz w nagraniu Pola objawia się głównie poprzez kunsztowność artykulacji muzyków, która pozwala im tworzyć skomplikowane formy rytmiczne, czy zaskakiwać nagłymi zmianami dynamiki. Paradoksalnie, mimo żywiołowej formuły, "Radom" nie wiele ma wspólnego ze swobodną improwizacją, czy free jazzowymi odjazdami.
Pięć utworów zgromadzonych na płycie uderza świetnym rozplanowaniem kompozycji i wykonawczą dyscypliną muzyków. Imponuje wrażliwość na rytm i walor perkusisty Jana Emila Młynarskiego, operującego w przeważającej mierze na bębnach, w mniejszej na talerzach. To w jego grze jazzowa ekspresja spotyka się z frenetycznym rozmachem i plemienną dynamiką. Z prędkością i dokładnością bliską automatowi perkusyjnemu, bądź artykulacji Kuby Suchara z Mikrokolektywu, Młynarski zaskakuje polirytmiami, kaskadami łamanych podziałów, rwącą się narracją i afrobeatowym nerwem. Na tą rytmiczną siatkę Górczyński nawleka szalone oberki wijące się w wysokich "ludowych" rejestrach, oraz charczące niskie drony, posługując się naprzemiennie klarnetem i fletem. Schowany za pierwszą flanką Piotr Zabrodzki imponuje równie dynamicznymi pochodami basu, których odpowiedników bez trudu doszukalibyśmy się w drill'n'bassowych kompozycjach Squarepusher'a. Kiedy zaś sięga po gitarę wnet odzywa się afrykańskie akcentowanie. Muzycy chętnie sięgają również do instrumentów syntetycznych, których brzmienie domyka muzykę tria harmonicznymi tłami ("Godzinki").
W nieszablonowym myśleniu o muzyce, które prezentuje ten zacny skład, istnieje podskórnie coś co każe postrzegać ich kompozycje również przez pryzmat ekspresji typowej dla pewnych gatunków muzyki elektronicznej. W kompozycjach Pola wyczuć można regularność i repetytywność techno, footworkowe podziały, czy wspomnianą już drill'n'bassową dynamikę i zawiłość motywów (głównie basowych).
"Radom" z pewnością należałoby zakwalifikować do jednego z najbardziej brawurowych wydawnictw jazzowych w Polsce, powstałych na przestrzeni ostatnich lat. To kulturowy i międzygatunkowy tygiel urzekający twórczą fantazją, pozwalającą na łączenie różnych muzycznych światów. Imponuje charyzmą wykonania, zdyscyplinowaną współpracą muzyków, oraz żywiołowością i radosną celebracją wspólnego grania. Jego jedyną wadą jest długość materiału. Ledwie ponad 30 minut zostawia jednak pewien niedosyt rozentuzjazmowanym zmysłom.
KURWS - "Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu" / 2014 / Gusstaff Records
Album Kurwsów wiąże z Polem nie tylko muzyczna zadziorność, żywioł czy rozmach, ale również postać Piotra Zabrodzkiego, który tym razem zasiadł za fortepianem i syntezatorami, gdzie wiedzie prym swoją niepokorną opartą na dysonansach artykulacją.
Cały album najeżony jest zresztą dysonansami, kontrastami, czy dramatycznymi zmianami akcji wyzwalając się z przewidywalności jakiejkolwiek konwencji. Ta samoświadoma wrzaskliwa orgia atakuje słuchacza nie tylko charyzmą wykonania i dynamiką zmian, ale z prawdziwie punkową werwą łamiąca wszelkie wytrychy i klisze interpretacyjne, którymi krytyk mógłby się posłużyć do identyfikacji gatunkowej albumu. Z wizji niepokornej muzyki Kurwsów bije szczerość intencji, zwierzęcy wręcz instynkt oraz intuicja nie dopuszczająca do krępowania schematami i konwencjami muzycznej wypowiedzi.
W mieszance wybuchowej zaproponowanej przez zespół uderza piorunująca fuzja gitarowej i jazzowej wypowiedzi, w której zderzają się elementy sonorystyki, punkowy zgiełk, garażowa surowość, a nawet dęte orkiestracje ("Weltgeist"). Nie usłyszymy tutaj gatunków w rozpoznawalnej formie, jednak z pewnością widoczny jest gest ich ekspresji, zawoalowany w formę pełną pokracznych dysonansów i kontrastów brzmieniowych. Nie ma tutaj mowy o schemacie zwrotka-refren. Kurws łamie klasyczną linearność kompozycji z jej podziałem na wstęp, rozwiniecie i zakończenie. W większość utworów słuchacz zostaje wrzucony bez wprowadzenia, w samo oko cyklonu, gdzie środek kompozycji, spokojnie mógłby pełnić funkcję finału, bądź intra.
Podobne muzyczne rebusy odnaleźć można choćby w nagraniach Starych Singers, czy Fantomasa Mike'a Pattona, z tą różnica, że w obu wymienionych formuła kompozycyjnego i brzmieniowego galimatiasu zawarta była w nawiasie ironii i pastiszu. Kurwsi, bynajmniej nie puszczają oka do słuchaczy, wymagając od nich przede wszystkim otwartego umysłu i nieszablonowego myślenia o muzyce. Bez tego "Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu" może wydać się trudną do przełknięcia kakofonią. W jednym kotle zderzają się saksofonowa drapieżność Oskara Carlsa, godna największych rzeźników jazzu improwizowanego Brötzmanna, czy Gustafssona, z brutalnym basowym slappingiem Jakuba Majchrzaka, oraz zadziorną gitarą Huberta Kostkiewicza, która wraz z innymi instrumentami podejmuje się funkcji rytmicznej całkowicie rezygnując, choćby ze szczątków melodii. Wobec tak ekstrawertycznych ekspresji perkusji Dawida Bargenda pozostała jedynie rola tła.
Album Kurws to autentyczna, podyktowana twórczą intuicją wypowiedź. Bezkompromisowa wobec słuchacza i pozbawiona zbędnych założeń programowych. Jest tym czym powinna być muzyka, szczerą, niewykalkulowaną, anty-koniunkturalną afirmacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz