"Split" Lecha Nienartowicza i Michała Wolskiego to raptem cztery kompozycje, zaledwie 30 minut muzyki. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę nasycenie i intensyfikację bodźców dźwiękowych, które zawarte zostały w nagraniach, to śmiało można by nimi obdzielić co najmniej kilka albumów. Mamy tu bowiem do czynienia z obfitującą detalami, elektroakustyczną ucztą, będącą przyczynkiem do interesującego dialogu pomiędzy muzykami. Polem ich twórczej wymiany jest muzyka konkretna, zaprezentowana przez Nienartowicza w "klasycznej" formie, a następnie poddana reinterpretacji Wolskiego
Na pierwszy akt materiału składają się dwa utwory Lecha Nienartowicza, z których pierwszy "Czynności" wydaje się stanowić fundament brzmieniowy i kompozycyjny, poddawany w drugiej części (Nadczynności") licznym rekombinacjom i zabiegom modyfikacyjnym. Ów fragment rozpoczyna się przeszywającym, cyfrowym świstem; skumulowaną materią hałasu, która po chwili zostaje rozbita na czynniki pierwsze - pojedyncze dźwięki. Słuchaniu "Czynności / Nadczynności" towarzyszy wrażenie przebywania wewnątrz jakiegoś uszkodzonego mechanizmu, chwilę po usterce. Dzieje się tak za sprawą kawalkady gwałtownych i niezbornych dźwięków przetaczających się chaotycznie i ruchliwie na wskroś kompozycji. Tworzą one gęstą i wyrazistą teksturę, na tyle jednak selektywną, aby umożliwić kontemplację każdego odgłosu z osobna. Skondensowanie kulawych, rachitycznych dźwięków, szmerów, stuknięć, brzdąknięć stopniowo intensyfikuje się, nabierając kształtu nieregularnych repetycji, które w swej bezwładnej plątaninie wydają się wręcz groteskowe. Akompaniamentem dla elektroakustycznego harmidru, są kontrastujące z nim rozmyte plamy, kojarzące się z ciepłym, metalicznym brzmieniem bijącego zegara.
Paleta spreparowanych przez Nienartowicza dźwięków swoim kolorytem przypomina tą użytą przez Richarda D. Jamesa przy nagrywaniu płyty "Drukqs". W przypadku Aphex Twina punktem wyjścia były dźwięki modyfikowanych strun fortepianowych, które w połączeniu z ambientowymi plamami tworzyły zmyślną i skomplikowaną, ale w zupełności uporządkowaną rytmicznie strukturę. W przypadku rodzimego producenta - który również sięgnął po brzmienia instrumentów strunowych - kompozycja poddana została całkowitej entropii. Rozszalałe dźwięki, wprawione w nieskoordynowany ruch tworzą losowe układy, w których słuchacz w swym nawyku próbuje doszukać się logiki. Zbytecznie, gdyż utwory Nienartowicza są okazałą emanacją chaosu i nieszablonowego myślenia o muzyce.
Drugi akt tego splitu należy do Michała Wolskiego, producenta utożsamianego dotąd przede wszystkim z dub i techno. W jego przypadku obie estetyki stają się punktem wyjścia do niełatwego muzycznego wyzwania, jakim było twórcze nawiązanie do koncepcji Nienartowicza. Mnogość dźwięków, ich wszędobylskość i deliryczna ruchliwość z jaką układają się w chaotyczne struktury zostaje zabiegami Wolskiego wtłoczona w ramy wyznaczone tektonicznymi tąpnięciami, rozpiętością dubowych szumów, oraz analogowymi plamami. Kluczowym dla realizacji tego producenta jest fakt, że mimo skanalizowania dźwiękowego chaosu w konwencję ambientu, Wolski subtelnymi działaniami udanie podtrzymuje dynamiczny i zintensyfikowany dźwiękowo charakter muzyki konkretnej, nie tracąc nic z jej nieokiełznanej formy. W rezultacie otrzymujemy ambient w wersji niemal barokowej, przesycony żywą tkanką konkretnych dźwięków szelestów, puknięć, szmerów, czy szumów.
Nagranie Nienartowicza i Wolskiego to pasjonujący seans dźwiękowego rozpadu i ponownego zespolenia. Analiza hałasu na odgłosy pierwsze; konkretne, ponowna tych odgłosów synteza, oraz metamorfoza w nową ambientową formę, przy jednoczesnym poszanowaniu pierwotnych elementów kompozycji. "Split" to dialog niezwykle błyskotliwych twórców,
którzy dają dowód na to, że muzyka konkretna nie musi być jedynie domeną
akademików.
2014, Pawlacz Perski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz