Gdyby wczorajszego wieczoru dwie minuty po rozpoczęciu koncertu The Thing, ktoś przekroczył progi zatłoczonego i gorącego Pardon To Tu odniósłby wrażenie, że kapela Matsa Gustafssona gra już na dobre od kilkunastu, kilkudziesięciu minut. Bez rozgrzewki, bez zbędnych ceregieli The Thing przystąpili do brutalnego i zmasowanego ataku na uszy rozentuzjazmowanej publiczności. Gdy tylko wstąpili na scenę wyglądali jakby ktoś nagle podłączył ich do prądu. W kilka chwil osiągnęli apogeum swoich możliwości niczym wikingowie wpadający w bitewny szał.
The Thing postawili na czysty konkret, pełen żarliwej energii. Występ pozbawiony został niemal całkowicie freejazzowych improwizacji, czy sonorystycznych eksperymentów, a improwizatorskie popisy były zdecydowanie w cieniu kolektywnego grania. Jasny, klarowny przekaz muzyczny (sięgający po motywy zarówno z płyty "Mono", jak i z oczekującego rychłej premiery albumu "Boot!") oparty został na energetycznych, chwytliwych tematach, momentami o tanecznym wręcz potencjale. Oczywiście jak to w kapeli Matsa Gustafssona, wszystkie te elementy zostały zafundowane publiczności w surowej, brutalnej postaci.
Lider, jak na rasowego jazzowego rzeźnika przystało miażdżył swoimi ekstremalnymi frazami wywołując tym wśród publiczności ekstatyczne piski i pokrzykiwania. Paal Nilssen-Love siał zniszczenie grindecorową perkusją wzbogacając jednak jej brzmieniową paletę o intrygujące perkusjonalia. Ingebrigt Haker Flaten wprowadzał pomiędzy te dwa ekstremalne fronty rygor kompozycyjny; dynamizując je i nie pozwalając wymknąć się im poza ramy tematu. Nieliczne momenty kameralne, dawały uczestnikom tego wydarzenia krótkie momenty na zaczerpnięcie powietrza gęstego i gorącego od atmosfery koncertu.
Wspaniałym akcentem tego występu była krótka sonorystyczna, "niema" improwizacja Flatena i Gustafssona na odłączony od pieca bas i pozbawiony głosu saksofon. Skupienie na pełnej sali pozwalało usłyszeć wibracje "głuchych" strun, dźwięk stukających klapek i świst powietrza swobodnie przepływającego przez baryton Gustafssona. Ten "niemy" eksperyment jak się okazało był wstępem do ultratanecznego tematu, który zachwiał w posadach cały klub. Pokonanie drogi od ciszy i skupienia do energetycznego uderzenia zajęło zaś Skandynawom tyle co mrugnięcie okiem.
The Thing przez cały występ w tłocznym i dusznym Pardon To Tu trzymali publiczność za gardło nie pozwalając sobie na moment dekoncentracji i utraty napięcia. Gustafsson i spółka zafundowali sobie, oraz uczestnikom prawdziwą muzyczną orgię na granicy wytrzymałości fizycznej. Prawdziwy pokaz skandynawskiej siły. Bezkompromisowy, konkretny, niezwykle motoryczny, pełen brutalnej, acz oczyszczającej energii.
The Thing przez cały występ w tłocznym i dusznym Pardon To Tu trzymali publiczność za gardło nie pozwalając sobie na moment dekoncentracji i utraty napięcia. Gustafsson i spółka zafundowali sobie, oraz uczestnikom prawdziwą muzyczną orgię na granicy wytrzymałości fizycznej. Prawdziwy pokaz skandynawskiej siły. Bezkompromisowy, konkretny, niezwykle motoryczny, pełen brutalnej, acz oczyszczającej energii.
THE THING Live
Warszawa, Pardon To Tu 07.10.2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz