Niemal sto lat temu Kazimierz Malewicz wykonał jeden z najbardziej znaczących gestów w historii sztuki. Tym radykalnym gestem jest oczywiście Czarny kwadrat na białym tle; obraz, który zrewolucjonizował podejście do tworzenia sztuki i jej postrzegania.
To jedno, niewinne (a w odczuciach wielu, również dziś naiwne) dzieło bezpowrotnie oderwało sztukę od rzeczywistości. Od przymusu narracji i przedstawiania. Przerzucając jej warstwę znaczeniową ze sfery interpretacji w intuicyjną sferę emocji i uczuć tożsamą dla bezpośredniej interakcji z dziełem sztuki.
"Czarnym kwadratem" Malewicz zamknął i podsumował całą dotychczasową historię malarstwa, otwierając tym samym sztukę na abstrakcję i dyktaturę kontekstu. Nieprawdopodobna odwaga i bezczelność tego gestu sprawiła, że nic już nie było takie same, a sztuka przeszła w wyższy niefiguratywny wymiar.
"Czarnym kwadratem" Malewicz zamknął i podsumował całą dotychczasową historię malarstwa, otwierając tym samym sztukę na abstrakcję i dyktaturę kontekstu. Nieprawdopodobna odwaga i bezczelność tego gestu sprawiła, że nic już nie było takie same, a sztuka przeszła w wyższy niefiguratywny wymiar.
Teraz niemal wiek po tamtych wydarzeniach - kiedy z perspektywy czasu możemy spojrzeć jak "czarny kwadrat" był ważny dla stworzenia nowej wrażliwości w sztuce, kiedy możemy ocenić jak poszerzył zdolność pojmowania i interpretowania sztuki oraz gdy trzeźwą i zdystansowaną analizą możemy zrozumieć jaką otworzył furtkę do pauperyzacji sztuki i jak swoim bezprecedensowym otwarciem paradoksalnie ograniczył jej wizę rozwoju, zadając nieunikniony (wcześniej czy później) cios - David Bowie ikona muzyki XX wieku powtarza gest Malewicza w odniesieniu do swojej osoby i swojej twórczości.
Moja częsta skłonność do przesady i entuzjazmu nad radykalnymi gestami każe mi wykrzyczeć, że mam oto przed sobą najlepszą / najważniejszą okładkę płytową w historii muzyki. Okładkę, która przenosi swój użytkowy, pragmatyczny charakter w sferę sztuki (jakby to kiedyś można dodać "wysokiej")!
Teraz jest już jasne, że będę pisał o okładce, o bezkompromisowym geście Bowie'go, bezwstydnie widząc w nim echa "czarnego kwadratu".
Nie czekając na muzykę (ta jako najbardziej oczekiwany powrót na scenę ostatnich lat ma ukazać się już w marcu tego roku) zostałem porażony intensywnością i mnogością znaczeń samego jej podania.
Heroes 1977 |
The Next Day 2013 |
Okładka The Next Day, długo oczekiwanej płyty Bowie'go przedstawia okładkę legendarnej płyty Heroes z 1977 - która jako jedna z wielu zapewniła mu nieśmiertelność w panteonie sław muzyki pop. Została ona nagrana w Berlinie we współpracy z takimi legendami jak Brian Eno, Robert Fripp czy Tony Visconti.
Stara okładka została jednak w nowej wersji niemal w trzech czwartych zamaskowana białym kwadratem, na którym figuruje tytuł nowej płyty The Next Day. Stary tytuł Heroes został symbolicznie przekreślony. Pozostało jedynie imię i nazwisko David Bowie - twórcy tej błyskotliwej metanarracji.
Za koncepcją okładki stoi wybitny brytyjski projektant graficzny Jonathan Barnbrook, który w świecie grafiki i projektowania może być tym, kim dla muzyki jest Dawid Bowie. Znany ze swojej prospołecznej i antykapitalistycznej postawy artysta już raz współpracował z Bowie'm projektując dla niego okładkę do płyty Heathen.
Okładka The Next Day jest w
stanie powiedzieć o artyście, jego podejściu do sztuki i do życia więcej
niż niejedna biografia czy piosenka.
Jej znaczenie jest szerokie i otwarte, ale z pewnością jest próbą przewartościowania swoich dokonań.
Oto, bowiem (zdaje się mówić Bowie) nadchodzi nowy dzień, już nie jesteśmy herosami. Wróciliśmy do rzeczywistości. Jesteśmy ludźmi. Jesteśmy śmiertelni . Czas okazał się bezwzględny i straciliśmy wiarę w swą nieśmiertelność. Nie musimy już walczyć o wolność, wyzwaniem jest codzienność. Gdzie jesteśmy teraz?
W geście tym doszukiwałbym się również krytycznego spojrzenia na konsumpcyjny tryb życia. Krytyka wizerunku - symbolu i jego komercjalizacji jako znaku towarowego. Przekreślenie i przesłonięcie handlowej marki, zdystansowanie się od komercji, która jak nowotwór toczy mieszczańskie społeczeństwo.Oto, bowiem (zdaje się mówić Bowie) nadchodzi nowy dzień, już nie jesteśmy herosami. Wróciliśmy do rzeczywistości. Jesteśmy ludźmi. Jesteśmy śmiertelni . Czas okazał się bezwzględny i straciliśmy wiarę w swą nieśmiertelność. Nie musimy już walczyć o wolność, wyzwaniem jest codzienność. Gdzie jesteśmy teraz?
Przesłonięcie
białym kwadratem fotografii ikonicznego albumu, to również (poprzez
zanegowanie) odwołanie się do określonego czasu, miejsca i okoliczności w
jakich powstawał. To swoisty rodzaj recyklingu przepisującego i
reinterpretującego na nowo wszystkie wartości jakie zawierał oryginał.
Od okładki, przez treść piosenek, kontekst osobisty i społeczno -
polityczny, a na muzyce i jej odbiorze kończąc.
To
oryginalna i bezkompromisowa próba zdystansowania się do swojej
legendy, symboliczne zejście na ziemię, powrót do normalności, ale
również (podobnie jak u Malewicza) nowe otwarcie. Czysta karta.Bowie okładką do The Next Day określił granicę nie do przelicytowania. To niezwykła rzecz tak skromnymi i prostymi środkami osiągnąć tak wiele, tak znaczących treści. Już choćby ta konstatacja daje prawo do uznania tej okładki za najlepszą w dziejach muzyki. Interpretacja i emocje związane z odkrywaniem ukrytych w niej sensów jest największą przyjemnością intelektualną na jaką natrafiłem w kategorii "opakowań produktów kultury", porównywalną jedynie z przyjemnością obcowania z plakatem artystycznym najwyższych lotów.
Istnieje oczywiście duże ryzyko, że moc okładki okaże się przytłaczająca dla samej muzyki zawartej na płycie. Nie przeczuwam (po przesłuchaniu pierwszego singla Where are we now) porównywalnej rewolucji, jak w przypadku okładki. Spodziewam się raczej podsumowania twórczości, kontemplacji, rozliczeń, pokory, resentymentów, wyznania grzechów, gorzkich rozczarowań, intymnych odniesień, co niestety zwiastuje (obym się mylił) muzyczną rutynę, utrzymanie status quo, brak muzycznych niespodzianek, konserwatyzm, nudę.
Nie ma jednak w tym nic złego i nie oczekuje, żeby Bowie poszedł za ciosem i zremiksował czy poddał dekonstrukcji swoje stare kawałki w podobny sposób, w jakim postąpił w stosunku do okładki Heroes.
Nie ma jednak w tym nic złego i nie oczekuje, żeby Bowie poszedł za ciosem i zremiksował czy poddał dekonstrukcji swoje stare kawałki w podobny sposób, w jakim postąpił w stosunku do okładki Heroes.
Swoim gestem, godnym Malewicza zapewnił sobie nieśmiertelne poważanie dla świadomego i bezkompromisowego artysty, jakim pozostaje przez całą swą twórczość.
I nikt już nie ma prawa krzyknąć, że król jest nagi!
I nikt już nie ma prawa krzyknąć, że król jest nagi!
O kulisach powstania okładki możecie dowiedzieć się z pierwszej ręki (tutaj).
Jestem szczerze uradowany, że w specjalnym poście poświęconym niezwykłej okładce płyty, chybiłem ze swoimi proroctwami odnośnie jeszcze wtedy nieopublikowanego materiału.
OdpowiedzUsuńThe Next Day to nie wycie znad krypty ani szczególna introspekcja w głąb duszy Bowiego. Nie jest też próbą podsumowania kariery ani rozliczaniem się z życiem. Paradoksalnie ten niemalże młodzieńczy animusz i radość grania, którą słychać na płycie, może zapowiadać nową energię do komponowania...
reszta suplementu do najlepszej okładki świata znajduje się tutaj:
http://1uchem1okiem.blogspot.com/2013/03/zamiast-recenzji-suplement-do.html