Mam taką specjalną i osobistą kategorię przeżywania
muzycznych momentów; kawałków, piosenek,
numerów, czy kompozycji, w trakcie słuchania których ogarnia mnie biała gorączka.
Szaleństwo, euforia i niemalże jakaś sakralna energia!
Mimo, że wydaje się to rzeczą niedorzeczną kompozycje takie
należą do kategorii mierzalnych!
Narzędziem do ich mierzenia (tu być może jeszcze większe
zaskoczenie) jest moje własne ciało!
Nie tylko uszy, i mózg reagują na „melodię” ale właśnie całe ciało.
Słuchając tych szczególnych numerów
endorfiny burzą się w moim ciele i natychmiast reaguję dreszczem. Jak przy nagłej, niespodziewanej pieszczocie. Łzy w oczach, gęsia skóra… bóg wie co
jeszcze.
Ten niezwykły splot wzruszenia z podnieceniem, za każdym
razem wprawia mnie w konsternacje.
Z jednej strony chce mi się cieszyć z tak
dogłębnego zmysłowego przeżycia, z drugiej zaś czuję zażenowanie rzewnym i
nagłym wzruszeniem.
Gdybyście jeszcze wiedzieli jakie to kawałki…
Żeby było jasne zacznę od tych, które nie robią na mnie
wrażenia wcale. Nie zalewam się łzami przy pościelówkach, hymnach
pokoleniowych, patetycznych protest
songach i innych lirycznych koszmarkach. Brrrr...
Łzy stają mi w oczach
od szczerej, kosmicznej energii sączącej
się z głośników bezpośrednio do lejów w mojej głowie.
Cykl „Do łez i gęsiej
skóry”, będzie objawiać się na tym blogu od czasu do czasu. Tylko w momentach
kiedy „taki” święty kawałek mnie utrafi.
Bo musicie wiedzieć, że to nie Ja wybieram sobie te kawałki,
tylko one mnie.
Część 1
Antibalas
- Sare Kon Kon
Antibalas znany też jako
Antibalas Orchestra to fantastyczny afro bitowy kolektyw muzyków działających w
Nowym Jorku; mieszający jazz, soul, funk, z muzyką afrykańską.
Podążając śladami jego wysokości Fela Kutiego,
zalewają uszy swoich słuchaczy druzgocącą falą pozytywnej multiinstrumentalnej
i multikulturowej muzyki.
Trwający w oryginale ponad osiem
minut kawałek Sare Kon Kon zamyka ich tegoroczną (a szóstą z kolei) płytę
zatytułowaną po prostu Antibalas -
(kuloodporny)
Zaczyna się niewinnymi,
sympatycznymi bongosami, ale już po chwili mamy do czynienia z solidnym
tąpnięciem masywnych bębnów i funkowego saksofonu, w wolnym kroczącym tempie.
Po takim obiecującym wprowadzeniu karuzela zaczyna się kręcić dwa
razy szybciej.
Do saksofonu dołącza cała
sekcja dęta trzymająca melodię. Sax prowadząc zaczyna podążać własną
ścieżką; szaleć i rwać się z ryzów do coraz to wyższych rejestrów w stylu free.
W połowie kawałka pojawia się
męski, afrykański wokal Amayo i kontrujący go refrenem chórek.
To wokal przejmuje teraz funkcje instrumentu prowadzącego i już do końca wymienia się z saksofonem który nie daje z kolei za wygraną i staje się co raz bardziej zadziorny i szalony.
To wokal przejmuje teraz funkcje instrumentu prowadzącego i już do końca wymienia się z saksofonem który nie daje z kolei za wygraną i staje się co raz bardziej zadziorny i szalony.
Tempo wciąż się rozpędza a Ja
próbuje nadążyć za nim pisząc ten wpis … nie daje rady, literki się rwą, toczą,
sklejają!
Tempo przyspiesza jeszcze
bardziej! Sax wije się! Skacze! Szybuje,
to znów opada!
Wiruje w powietrzu!
Pełza!
Krzyczy!
A Ja wraz z nim!
Euforia sięga zenitu! Czyste szaleństwo!
Euforia sięga zenitu! Czyste szaleństwo!
Dopiero na ostatnich metrach; Ja, saksofon i całe to rozimprowizowane towarzystwo
zostajemy brutalnie powstrzymani przez powracające z początku numeru solidne, tłuste tąpnięcie!
Saksofon jakby przytłumiony tym nagłym
tąpnięciem dusi się i krztusi. Powoli przygasa i ciężko dyszy razem ze mną. Jakbyśmy wpadli na metę 400m przez płotki z rekordem świata.
Koniec końców daje za wygraną - sax oczywiście, bo Ja raczej nie!
Ja włączam kawałek od początku…
Koniec końców daje za wygraną - sax oczywiście, bo Ja raczej nie!
Ja włączam kawałek od początku…
Ps.1 Poniosło mnie ale tak już jest z kawałkami,
które doprowadzają do gęsiej skórki i
łez.
Ps.2 Na marginesie tego emocjonalnego wpisu przypomniały mi
się moje ulubione opisy żywej muzyki w literaturze. Stworzył je w swojej
najbardziej znanej powieści „W drodze” Jack Kerouac; bujając się po knajpach San Francisco w
poszukiwaniu wolności i free jazzu. Na polski zaś kapitalnie przetłumaczyli jego słowa Anna Kołyszko i Tomasz Stańko.
Czytając te fragmenty słyszy się muzykę
Czytając te fragmenty słyszy się muzykę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz