Patrząc na obsadę tego albumu dochodzę do wniosku,
że nie sposób było go spieprzyć. A mając
jeszcze takie namaszczenie rodzinne, jakie ma dyrygent tego całego projektu
Steven Ellison (jest bratankiem Alice Coltrane), niemożliwością było nagranie
płyty złej.
Nie sposób odnosić się do tego albumu, bez nawiązania do wcześniejszej płyty Fly Lo Cosmogrammy, będącej jak dotąd opus magnum autora.
Wiele tak śmiałych wizji
artystycznych, jak album z 2010, w swoich kontynuacjach dewaluuje się, będąc
pogardliwie nazywana odrzutami sesyjnymi. W tym przypadku jednak nie może być o
tym mowy. Until the Quiet Comes jest
młodszą siostrą Cosmogrammy, rozwinięciem wizji i ukazaniem jej w bardziej przystępnym
kontekście.
Gdyby kolejność tych wydawnictw
była odwrotna, można byłoby uznać tegoroczną produkcję za świetne preludium do
demiurgicznej, rozbuchanej energią i pomysłami epickiej poprzedniczki. Bardzo pozytywnie
owa zmiana kolejności może zadziałać na tych, którzy (przyznaje się z pąsem na twarzy) nie poznali się na
śmiałości kosmicznej wizji Cosmogrammy
zawczasu.
Wizji, którą jednak można było już usłyszeć w okołojazzowych eksperymentach chicagowskiej sceny postrockowej w szczególności na płytach Izotope 217 i Tortoise.
Ellison podobnie jak wymienione formacje posługuje się fragmentaryczną kompozycją, uszytą z wycinków psychodelicznego jazzu lat 70. W tej epoce osadzona jest bowiem koncepcja artystyczna Until The Quiet Comes.
Wizji, którą jednak można było już usłyszeć w okołojazzowych eksperymentach chicagowskiej sceny postrockowej w szczególności na płytach Izotope 217 i Tortoise.
Ellison podobnie jak wymienione formacje posługuje się fragmentaryczną kompozycją, uszytą z wycinków psychodelicznego jazzu lat 70. W tej epoce osadzona jest bowiem koncepcja artystyczna Until The Quiet Comes.
Metoda twórcza FL opiera się na dekonstrukcji jazzowych fraz i ponownym zszywaniu ich w futurystyczny patchwork. Na nowym albumie kostropata i surowa konstrukcja Cosmogrammy zostaje odziana w subtelniejsze, półprzezroczyste materiały, przez co po pierwsze nie traci się widoku na szkielet konstrukcji, po drugie zaś całość zostaje ogrzana atłasowym ciepłem klawiszy i wokali. Zmysłowe, soulowe głosy Erykhi Badu i Laury Darlington rozpływają się w snujące się barwne plamy.
Until the Quiet Comes zdaje się płytą bardziej uporządkowaną,
pozbawioną drapieżności i twórczego szaleństwa. Jest zdecydowanie bardziej
melodyjna i skupiona na budowaniu nastroju.
Krótkie, wycyzelowane kompozycje dają wgląd w cały
wachlarz patentów realizatorskich i produkcyjnych Stevena
Ellisona, który jasno i wyraźnie wyznacza właściwości swojego stylu opartego
na drgających, często niesymetrycznych teksturach perkusyjnych, które stają się rusztowaniem do
nakładania kolejnych warstw materiału. Syntezatorowych plam, rhodesowego
pianina, nerwowego, drgającego metalicznego basu i eterycznych wokaliz.
O geniuszu reżyserii Flying Lotusa niech świadczy fakt, że dobrał on sobie do współpracy artystów cholernie indywidualnych i diabelsko charakterystycznych. Mimo to udało mu się stworzyć niezwykle przemyślaną i koherentną kompozycję.
O geniuszu reżyserii Flying Lotusa niech świadczy fakt, że dobrał on sobie do współpracy artystów cholernie indywidualnych i diabelsko charakterystycznych. Mimo to udało mu się stworzyć niezwykle przemyślaną i koherentną kompozycję.
Licznie zgromadzeni goście Fly Lo nie zostali wybrani
jako etykieta dla stworzenia medialnego szumu wokół płyty. Ich obecność została zaznaczona w materiale niesłychanie
celnie, ale na równi z innymi elementami albumu i nie zdominowała decydującego
wkładu Flying Lotusa.
Królowa soulu Erykah Badu, mistrz
gitary basowej Thundercut, genialne
dziecko fortepianu Austin Peralta, Thom York oraz jego kolega z Radiohead John
Greenwood (aktualnie obstawiany jako pewniak do Oskara za muzykę do Mistrza), Laura Darlington z
obiecującego The Long Lost, czy elektroniczny Dorian Concept, to tylko część
znamienitych gości, których featuringi pojawiły się na płycie.
Efekty pracy pana dyrygenta
Ellisona są znakomite. To zdecydowanie najbardziej elektroniczna z
płyt jazzowych i jazzowa, z płyt elektronicznych jakie w tym roku słyszałem. Jest idealna dla kogoś kto dotychczas nie
poznał twórczości Fly Lo, a zarazem pozwala rozsmakować się w niej fanom
zdolnego Kalifornijczyka.
Flying Lotus - Until the Quiet Comes
Warp Records 2012
Warp Records 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz