Według dialektyki materialistycznej jednym z podstawowych praw rządzących materią jest prawo przemiany ilości w jakość, według którego pojedyncze przemiany sumują się aby w pewnym momencie osiągnąć kulminację, w skutek czego powstaje nowa jakość. Wobec takiej ewolucji w materii możliwy jest progres w doskonalsze i bardziej złożone formy rozwoju.
Pojęcie przechodzenia ilości w jakość może być doskonałym punktem wyjścia do analizy muzycznej działalności Roberta Skrzyńskiego, który w zatrważającym tempie rejestruje i wydaje swoje kolejne nagrania. Tylko do sierpnia naliczyłem siedem tegorocznych wydawnictw, które wyszły spod rąk tego producenta. Oprócz recenzowanego na łamach 1uchem/1okiem albumu "It Doesn't Belong Here" (Zoharum), ukazały się, bądź w najbliższym czasie ukażą: dwa materiały zrealizowane z Mateuszem Wysockim (Fischerle) "Moulding" (Chemical Tapes), "Two Recipes Like Grandma Used to Make" (Wounded Knife), dwie kolaboracje z Rossem Delvine jako MICROFL▼RSCNCE "IV" (Metaphysical Circuits) "V" (Tabs Out), oraz trzy solówki "Order of Disappearance" (Cosmic Winnteou), "Ensemble Faux Pas" (A giant fern), "Surface Shift" (La cohu). Z tego nagromadzenia tytułów wynika iż nagrania Skrzyńskiego odnalazły dla siebie niszę głównie wśród niskonakładowych, ale zacnych i szanowanych labeli kasetowych zarówno rodzimych, jak i zagranicznych. Sam twórca komentuje to w następujący sposób: "W środowisku wytwórni DIY nic nie jest pewne. Niektóre nagrania czekają
na wydanie latami, a niektóre publikowane są błyskawicznie. Zauważyłem, że między labelami panuje rodzaj jakiejś niepisanej umowy i
często bywa tak, że w jednym tygodniu, w jednym miesiącu ukazuje się
kilka kaset z moją muzyką.
Krąży więc muzyka Skrzyńskiego w unikatowych nakładach po całym świecie zaskarbiając sobie, być może nielicznych, ale na pewno oddanych słuchaczy. Sam nośnik kasety prowokuje bowiem do większego pietyzmu i poświęcenia w obchodzeniu się z nim, a co za tym idzie do szacunku dla jego zawartości. Wydaje się, że jeśli już ktoś zada sobie trud w zaopatrzenie się w kasetę wydaną w tak unikalnym nakładzie to będzie w stanie poświęcić jej więcej czasu niż jednemu z tysiąca ściągniętych z sieci plików. Taka świadomość musi determinować również wydawców do wytrawnej selekcji materiałów, które proponują słuchaczom. Czy dla chętnie wydawanej muzyki Skrzyńskiego sam ten fakt nie jest już rekomendacją jego muzyki. Warto przyjrzeć się jego nagraniom nieco wnikliwiej, gdyż z pozoru oszczędne i minimalistyczne fundamenty jego kompozycji okazują się być nasycone stylistycznym rozmachem.
Krąży więc muzyka Skrzyńskiego w unikatowych nakładach po całym świecie zaskarbiając sobie, być może nielicznych, ale na pewno oddanych słuchaczy. Sam nośnik kasety prowokuje bowiem do większego pietyzmu i poświęcenia w obchodzeniu się z nim, a co za tym idzie do szacunku dla jego zawartości. Wydaje się, że jeśli już ktoś zada sobie trud w zaopatrzenie się w kasetę wydaną w tak unikalnym nakładzie to będzie w stanie poświęcić jej więcej czasu niż jednemu z tysiąca ściągniętych z sieci plików. Taka świadomość musi determinować również wydawców do wytrawnej selekcji materiałów, które proponują słuchaczom. Czy dla chętnie wydawanej muzyki Skrzyńskiego sam ten fakt nie jest już rekomendacją jego muzyki. Warto przyjrzeć się jego nagraniom nieco wnikliwiej, gdyż z pozoru oszczędne i minimalistyczne fundamenty jego kompozycji okazują się być nasycone stylistycznym rozmachem.
MICROFL▼RSCNCE
Eklektyczne inspiracje Skrzyńskiego najbardziej słyszalne są w projekcie MICROFL▼RSCNCE tworzonym wspólnie z Amerykaninem Rossem. Devlin'em, nagrywającym solo jako Wolf Fluorescence. Ich wspólna koncepcja ambientu prezentowana w pięciu kasetowych odsłonach jest niezwykle dynamiczna, i obszerna gatunkowo.
Miałem wrażenie, że obcuję z tym samym rodzajem wrażliwości i że ktoś stara się zawrzeć w muzyce tą samą dozę melancholii, nostalgii i wspomnień co Ja. Zaproponowałem Devlinowi wspólne miejsce na taśmie i nakładem A Beard of Snails ukazał się split z naszą muzyką. Później zdecydowaliśmy się na założenie wspólnego projektu. Nagrywaliśmy metodą wymiany plików. Jedna osoba nagrywała swoje pętle czy ścieżki, potem druga dogrywała swoje partie. Nigdy nie było podziału ról, pozwalaliśmy na swobodny przepływ myśli, które - mam wrażenie - od początku płynęły jednym torem.
"IV" to kalejdoskop w którym połyskują echa folkowego ambientu, post rocka, czy nawet połamanego idm. Przeplatają się w nim syntetyki i instrumenty żywe, zwykle spreparowane w melodyjne pętle, nadające chłodnej elektronice lirycznego uroku. Drony i field recording wcale nie stanowią kanwy tej muzycznej kooperacji, bo mimo, że są w repertuarze duetu stale obecne, to dynamika zmian (rzadko spotykana w ambiencie) determinuje ich rolę jedynie jako dodatku do ciągłych zwrotów akcji. Rozpiętość nastrojowa tych nagrań jest nieprzewidywalnie zmienna. Momentami bywają melodyjne, delikatne, a nawet uroczyste, aby po chwili zaprowadzić słuchacza w rejony mroczne i odhumanizowane, skryte w industrialnym zgiełku. MICROFL▼RSCNCE "IV" w elegancki i płynny sposób buduje opowieści meandrujące pomiędzy rozmaitymi wątkami i estetykami. To dialog dwóch zawodowców, w którym nikt nikomu nie wchodzi w drogę, a współpraca układa się bez znamion rywalizacji.
Miałem wrażenie, że obcuję z tym samym rodzajem wrażliwości i że ktoś stara się zawrzeć w muzyce tą samą dozę melancholii, nostalgii i wspomnień co Ja. Zaproponowałem Devlinowi wspólne miejsce na taśmie i nakładem A Beard of Snails ukazał się split z naszą muzyką. Później zdecydowaliśmy się na założenie wspólnego projektu. Nagrywaliśmy metodą wymiany plików. Jedna osoba nagrywała swoje pętle czy ścieżki, potem druga dogrywała swoje partie. Nigdy nie było podziału ról, pozwalaliśmy na swobodny przepływ myśli, które - mam wrażenie - od początku płynęły jednym torem.
"IV" to kalejdoskop w którym połyskują echa folkowego ambientu, post rocka, czy nawet połamanego idm. Przeplatają się w nim syntetyki i instrumenty żywe, zwykle spreparowane w melodyjne pętle, nadające chłodnej elektronice lirycznego uroku. Drony i field recording wcale nie stanowią kanwy tej muzycznej kooperacji, bo mimo, że są w repertuarze duetu stale obecne, to dynamika zmian (rzadko spotykana w ambiencie) determinuje ich rolę jedynie jako dodatku do ciągłych zwrotów akcji. Rozpiętość nastrojowa tych nagrań jest nieprzewidywalnie zmienna. Momentami bywają melodyjne, delikatne, a nawet uroczyste, aby po chwili zaprowadzić słuchacza w rejony mroczne i odhumanizowane, skryte w industrialnym zgiełku. MICROFL▼RSCNCE "IV" w elegancki i płynny sposób buduje opowieści meandrujące pomiędzy rozmaitymi wątkami i estetykami. To dialog dwóch zawodowców, w którym nikt nikomu nie wchodzi w drogę, a współpraca układa się bez znamion rywalizacji.
Piąta "V" kooperacja Skrzyńskiego i Devlin'a przynosi diametralną zmianę stylistyki, za którą idzie redukcja elementów składowych muzyki, oraz jej dynamiki. Tym razem mamy do czynienia z wyeksponowaniem wątku dronowego. Ciągnące się, widmowe plamy stanowią o mrocznej poetyce tej kasety. Monumentalne brzmienie, oblepione skrawkami wyłapanych mikrofonem kontaktowym odgłosów, oraz glitchowe trzaski i szumy to jedyna dźwiękowa konfekcja na jakiej zbudowany zostaje nastrój niepokoju dobiegający z nagrania. W drugiej części kasety, linearne, dźwiękowe snopy zostają dość niespodziewanie rozbite regularną, miękką stopą pompującą w ciemne otchłanie migotliwe cząsteczki światła, aby wraz z pogłosami osiągnąć wręcz katedralną przestrzeń. Ta część współpracy duetu ukazuje jak subtelnymi modyfikacjami wyjściowego materiału, można zmienić dramaturgię nagrania, pobudzając go ku mniej oczywistym kulminacjom.
MICROFL▼RSCNCE wydaje się być projektem niezwykle otwartym na eksperymentowanie, które nie jest pozbawioną koncepcji szaloną improwizacją, ale w pełni przemyślanym i z lekkością zrealizowanym sięganiem do gatunkowego i estetycznego repozytorium muzyki elektronicznej.
FISCHERLE + MICROMELANCOLIÉ
Również kooperacja z Mateuszem Wysockim (Fischerle) oparta została na dźwiękowych różnorodnościach i eklektyzmie. Jednak dynamika prowadzenia narracji jaką panowie preferują jest zdecydowanie bardziej statyczna. Słabości do elektronicznych gatunków jakimi posługują się Wysocki i Skrzyński zrealizowana została w formie koncept albumów, dalekich od kolażowego rozmachu.
I tak na przygotowanej dla Chemical Tapes kasecie "Moulding" wiodącym tematem stała się inspiracja click&cuts, estetyką,
która na początku pierwszej dekady XXI wieku dokonała rewolucyjnych zmian w
postrzeganiu i komponowaniu muzyki elektronicznej. Z muzycznych skrawków całkowicie
zacierających tożsamość materiałów źródłowych, melodyjnych plam wybrzmiewających instrumentów, hałasów, glitchów i trzasków powstała nastrojowa kompozycja zaaranżowana z elementów ignorowanych,
bądź niepożądanych w tradycyjnych procesach produkcji muzycznej. W "Moulding" ukryty jest sentyment za zamkniętym w hipnotyczne pętle zdekonstruowanym jazzem Jana Jelinka, i innych twórców spod znaku Mille Plateaux. (Więcej o tym projekcie przeczytacie w mojej recenzji na łamach reaktywującego się M/I Kwartalnik Muzyczny).
Z kolei wydana dla warszawskiego labelu Wounded Knife kaseta "Two Recipes Like Grandma Used to Make" nosi znamiona ciekawie rozplanowanej impresji, w której kostropate odgłosy, podskórne melodie, subtelny rytm wraz z zaburzającymi harmonię elementami szumów i hałasów tworzą dronującą magmę. W przypadku tego wydawnictwa różnorodność dźwięków zostaje zakomponowana ciasno i mało przejrzyście tworząc jednostajny, rozwlekły tumult, w którym każdy pojedynczy odgłos, melodia, czy dźwięk tracą swój indywidualny rys na rzecz jednolitego współbrzmienia.
MICROMELANCOLIÉ
Sztandarowy projekt Roberta Skrzyńskiego (Micromelancolié) wyraża zamiłowanie do muzycznej ascezy i mrocznych narracji. Maestria budowania nastroju i grania dramaturgią, oraz elegancja z jaką producent reżyseruje swoje opowieści pełne grozy i melancholii to wizytówka jego solowych nagrań. Przykładem niech będą kasety "Ensemble Faux Pas" i Order of Disappearance".
Pierwsza z nich to stylowy ambient pokryty szumiącą patyną, pod którą połyskują szlachetne prepary fortepianu i wibrafonu, oraz profanujące je atmosfery i "dźwiękowe usterki". Micromelancolié ze swojej dość oszczędnej palety dźwięków ekstrahuje hipnotyczne właściwości drone music. Ewokuje muzykę mrocznego rytuału z pełną nabożnością i powagą. Ta intensywna materia zbudowana z falujących potężnych dronów i szumu odgłosów przyrody kreuje sugestywny nastrój horroru.
Z kolei Order of Disappearance" uwodzi równie minimalistycznymi środkami, bazując na dźwiękach muzycznego recyklingu. Delikatność terenowych odgłosów sprawia, że słuchacz zadaje sobie pytanie, o ich faktyczną obecność w nagraniu. Zasadne będą w tym przypadku podejrzenia, czy aby to nie sam umysł wyposzczony monolitycznym brzmieniem dronu kreuje sobie dźwiękowe fantomy. Materiał zarejestrowany na tej kasecie ma bowiem właściwości mirażu, wciąga, mami i otumania swym nastrojem. Odrywa od rzeczywistości pozwalając snuć w wyobraźni własną fabułę. Zamglone fale akustyczne wciągają wewnątrz struktury, zanurzają w medytacyjnym skupieniu ukazując naturę znikania. Order of dissapearance" powstało z odrzutów z sesji nagraniowej dla Centrum Kultury i Sztuki "Wieża Cisnień" w Koninie. Metodą redukcji, wyciszania i przepuszczania przez taśmę kolejnych ścieżek, udało mi się uzyskać ciepłe, minimalistyczne utwory - stąd też
pochodzi tytuł albumu. Wiele miesięcy później, odpowiedział mi Gunter Schlienz. Napisał, że nagrania bardzo mu się podobają i że chciałby je opublikować jesienią tego roku w swoim labelu Cosmic Winnetou.
Natchnione i zamyślone mikromelancholie są nośnikiem szerokiej muzycznej wyobraźni Roberta Skrzyńskiego, który zaprasza swoich słuchaczy do intensywnej kontemplacji, oraz ekscytującego odkrywania jego szerokich inspiracji. Porozrzucane po zakamarkach niezależnych kasetowych wytwórni słuchowiska, niczym puzzle składają się w wyraźny obraz producenta świetnie sprawdzającego się w różnych estetykach i formach współpracy. Skrzyński poszerza definicje ambientu udanie flirtując z elementami techno, industrialu, idm, czy click&cuts, a zamiłowanie do field recordingu, czy dronów, nie ogranicza bynajmniej jego muzyki. Unika muzycznych ekstremów, dzięki czemu jego skromne kasetowe miniatury podane są w sposób subtelny i elegancki. A jak przystało na melancholika, intrygująco operuje nastrojem swoich kompozycji. Nic dziwnego, że rodzime i zagraniczne oficyny tak chętnie wydają jego muzykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz