Trudno powstrzymywać euforię gdy na światło dzienne wychodzi coraz więcej szczegółów zapowiedzianej na maj nowej płyty Daft Punk. I to pomimo tego, że doświadczenie podpowiada, aby raczej tonować swoje oczekiwania wobec zapowiadanych fajerwerków. Ale jak tu nie ulec sile promocji i nie wyobrażać sobie wiekopomnego materiału, skoro do jego powstania zaangażowani zostali tacy tytani jak Pharrell Williams, Nile Rodgers, Giorgio Moroder, Julian Casablancas, Chilly Gonzales, Paul Williams czy Panda Bear. Postacie, które od niemal pół wieku rozdają karty w muzycznym showbiznesie, tworząc nowe trendy i gatunki, nagrywając legendarne albumy i stawiając fundament muzyce rozrywkowej i alternatywnej. Jak długo opierać się pokusie irracjonalnego podniecenia, kiedy na jednej płycie bogowie electro spotykają się z królem disco, królem funky, herosami r&b, garażowego rocka, country i alternatywy.
Pierwsza odsłona oczekiwanego od ośmiu lat studyjnego albumu Daft Punk miała miejsce w zeszłym tygodniu na Coachelli, gdzie za pośrednictwem You Tube przed milionami widzów na całym świecie śledzącymi na żywo i w internecie transmisje z festiwalu, zaprezentowany został teaser Random Access Memories. W ubiegły piątek został zaś zaprezentowany w całości pierwszy singiel Get Lucky z udziałem Pharrella Williamsa (Nerd) i Nile'a Rodgers'a (Chick), który z miejsca stał się mega hitem na iTunes w ponad czterdziestu krajach.
Słuchając po raz pierwszy Get Lucky przeżyłem podwójne deja vu. Pierwszy raz w trakcie refrenu, kiedy to głos Pharrella momentalnie podsunął mi przed oczy wspomnienie Michaela Jacksona z czasów jego kooperacji z Quincy Jones'em (w szczególności z płyty Thriller). Drugie deja vu przywołało wspomnienie brzmienia Discovery - drugiego albumu Francuzów, który pomimo, że sprzed 12 lat, nie zestarzał się do dziś (zresztą jak każdy z dyskografii Daft Punk), a jego echa w Get Lucky są doskonale rozpoznawalne.
Get Lucky niezwykle sugestywnie i przebojowo przywołuje lata 70 oszalałe na punkcie disco i funky. Amerykanie uwielbiają takie bujające kawałki wrzynające się momentalnie w pamięć i równie szybko trafiające na szczyt listy Billboard. Olbrzymi radiowy potencjał tego utworu i jego gwiazdorska obsada z
miejsca otwiera Francuzom drzwi do świata mainstreamowej elity
zarezerwowanego dotąd dla takich artystów pop jak Justin Timberlake czy Adele. Prorokuję więc, że to głównie Amerykanie oszaleją na punkcie Random Access Memories, a za nimi zrobi to cały świat.
To, co jednak cieszy fanów mainstreamu i popkultury niekoniecznie sprawdzi się wśród bardziej wymagających słuchaczy. Dla tych Get Lucky to jedynie wydmuszka zawierająca minimalny ślad muzycznej ingerencji Francuzów. Niewiele mówi o kompozytorskiej formie Daft Punk, którzy oddali całe pole do popisu Rodgersowi i Pharrellowi zaznaczając swoją obecność jedynie charakterystyczną dla nich słodkawą i lekko kiczowatą electro-funkową produkcją. Zagadką Random Access Memories pozostanie więc przynajmniej do maja czy Francuzi dopasują się do zaproszonych na płytę gości, czy to goście raczej dostosują się do koncepcji Francuzów.
DAFT PUNK - Get Lucky
2013 Columbia
Czekam.
OdpowiedzUsuńTymczasem już nie mogę słuchać "Get Lucky".
Ofensywa jednego przeboju jest dla mnie za silna.
Zabawne i trochę symptomatyczne, że użyłeś zwrotu "deja vu". Bo to w sumie muzyka więc "deja lu". Ale już jakiś czas temu wyśpiewano - "video killed the radio star". Po prostu "oglądamy" muzykę.