piątek, 27 lutego 2015

Mambo No 1 / Tsar Poloz "Go Mambo"

Po ubiegłorocznym wypieszczonym gorącym słońcem i oceanicznym wiatrem, letnim, house'owym bangerze "I Go America" Tsar Poloz zaprasza do mambo.

Tytuł, co częste w przypadku nagrań Piotra Połoza, bywa przekorny. Na epce wydanej przez Mik Musik nie usłyszymy gorących kubańskich rytmów, ani interpretacji dancingowych szlagierów "Mambo No 5", "Mambo swing", czy "Mambo Italiano", a i tak  Tsar od pierwszych taktów porywa do tańca. I pozostanie tak już do końca tego krótkiego, ale jakże esencjonalnego materiału.

Połoz wręcz podręcznikowo wpisuje się w dancefloorową estetykę, prezentując pozbawioną zawiłości, konkretną narrację, zwarty styl i parkietowy flow. To muzyka oszczędna, a właściwie bardzo przytomnie ograniczona do elementów komunikatywnych i niezbędnych dla klubowego użytku. Wystarczy syntetyczna stopa, prowadząca regularny rytm, delikatne, przyjemnie łaskoczące basy, mocny i wyraźnie zaznaczony snare, którym od czasu do czasu można złamać dynamikę, wokalny sampel, oraz kilka chwytliwych stabów i chordów. Jeśli do tego zrezygnować ze scenografii, w postaci teł, plam, czy ornamentyki i zastąpić ją przestronnymi pogłosami, to otrzymujemy przepis na klasyczny parkietowy sztos.

Na tle ostatnich brutalnych i metalicznych produkcjach spod szyldu Mik Musik "Go Mambo" prezentuje się niezwykle plastycznie i subtelnie. Owszem, w regularnym materiale, (trzech kompozycjach Połoza, resztę stanowią remiksy) pojawiają się charakterystyczne mikowe glitche, warkoty, tektoniczne odgłosy, ale w przypadku epki, ów bród przydaje utworom zadziornego charakteru. Wiodącym nurtem pozostaje jednak deep techno, z mocnymi dubowymi akcentami, dedykowane bezpośrednio na dancefloor.

"Go mambo" zamykają dwa remiksy. Pierwszy autorstwa Jacka Sienkiewicza, weterana europejskiej sceny techno, co raz częściej odnajdującego się na polu elektronicznego eksperymentu, który tunninguje "What's love got to do" spłaszczając nieco pogłos i nadając utworowi minimalowego sznytu. Z kolei zremiksowania "Mambo" podjęli się niezmordowani i przeżywający prawdziwy renesans swojej twórczości RSS B0YS. Ich ingerencja w kawałek Połoza jest słyszalna od pierwszej chwili, w której nacierają monstrualnym basem, psychodelicznymi zewami i chropowatą fakturą brzmień, finalnie zaś kończąc w plątaninie acidowych skwierczeń.

Zaledwie pięć kompozycji z "Go mamo" to znakomity kawał tanecznej fiesty, brawurowo przedłużającej tegoroczny karnawał.


TSAR POLOZ "Go Mambo"
2015, Mik Musik

niedziela, 8 lutego 2015

Kwaśne narracje / ncgy "Ep 1"

Nieczęsto można być świadkiem tak dojrzałego i świadomego muzycznie debiutu. Opłaci się jednak śledzić poczynania zaufanego selektora, który z czeluści internetu wydobywa prawdziwe skarby.

Pod koniec zeszłego roku, na łamach M|I przedstawiałem sylwetkę Artura Marcinkowskiego ukrywającego się pod pseudonimem UMBA. Można w niej było dowiedzieć się, miedzy innymi o prowadzonym przez niego labelu, pod którego kuratelą prezentowani są anonimowi twórcy techno, realizujący się w mniej awangardowej estetyce, niż bohaterowie poprzedniego wpisu RSS B0YS, a zdecydowanie bliższej klubowym parkietom.

Dwa tygodnie temu, nakładem Non Liquet ukazała się kolejna premiera, znakomita epka producenta, nagrywającego jako ncgy. Pod tym alter ego kryje się, pochodzący z Katowic Piotr Wojtczak i jest to jego absolutny wydawniczy debiut. Oprócz djskich setów, na które można natknąć się w sieci, jedynymi śladami twórczości ncgy, jest kilka odległych szkiców, zamieszczonych na soundcloudzie, oscylujących brzmieniowo głównie wokół połamanych estetyk rodem z UK. Na swój debiut producent wytoczył jednak o wiele potężniejszą amunicję.

Choć "Ep 1", to zaledwie trzy kompozycje, niewiele ponad dwadzieścia minut muzyki, to przykuwają one uwagę słuchacza brzmieniową i narracyjną spójnością, oraz świetną na tym etapie twórczości świadomością warsztatu, pozwalającą na uzyskanie niezwykle intensywnego materiału. Epka nagrana przez Wojtczaka to mroczne, mięsiste techno, mocno zainfekowane bakcylem acid. Skwierczące, mlaskające i świdrujące kwaśnymi akordami i nasycone masywnymi klawiszami, zanurzonymi w przestronnych tłach. Wielowątkowe kompozycje przepasane, meandrującymi liniami melodycznymi, nasuwają intensywne skojarzenia z muzyką Legowelta, również za sprawą piętrowych narracji złożonych z dźwiękowych wątków harmonizujących ze sobą na różnych planach. Niebagatelne znaczenie dla odbioru tego materiału, ma znakomity mastering, którego autorem jest Piotr Figiel. Jego ingerencja pozwoliła poszerzyć spektrum dźwiękowe utworów i wydobyć z brzmienia, tak potrzebną dla tego materiału, głębię.

Narkotyczne techno ncgy zaskakuje dojrzałością producencką autora. Świadczyć o tym może znakomite wyważenie proporcji między motoryką a melodią, wielowątkowość fabuły, soczyste i przestrzenne brzmienie, aranżacja dźwięków spójna z realizowaną stylistyką, oraz elegancja całego materiału, która zwraca szczególną uwagę, mimo narkotycznego i minorowego nastroju panującego na epce. Taka muzyczna obfitość, w przełożeniu na zaledwie trzy kompozycje, pozwala po lekturze "Ep 1" odczuwać pełną satysfakcję. A jeśli wziąć pod uwagę, że mamy do czynienia z twórcą debiutującym, to możemy z dużymi nadziejami wypatrywać dalszego rozwoju jego muzycznych poczynań.

ncgy - "Ep 1"
2015, Non Liquet
link do muzyki

 


piątek, 6 lutego 2015

M/\Ł R3V0LCJ3* / RSS B0YS "Y00R00B B0TH"

Nie dwie płyty, a zaledwie dwa utwory wystarczyły aby w brzmieniu RSS B0YS dokonał się prawdziwy przewrót.

Miała ukazać się w listopadzie 2014, zaostrzając apetyt na szykowaną na styczeń 2015 podwójną premierę, pod kuratelą połączonych sił Mik Musik i BDTA. Wydana dla holenderskiego labelu New York Haunted kaseta "Y00R00B B0TH" zrządzeniem losu, okazała się być jednak suplementem do "HDDN". Może to lepiej, że oba wydawnictwa przyjęły taką chronologię, bo dopiero opublikowana w Holandii i złożona z zaledwie dwóch kompozycji, kaseta przynosi rewolucję obiecywaną na "HDDN".

Z pewnością nie bez przyczyny na takie postrzeganie obu premier ma sama obszerność zgromadzonych na nich nagrań. Bez wątpienia łatwiej wydobyć esencje stylu, dzieląc trzydziestominutowy materiał na dwie kompozycje, niż zrealizować to samo zadanie w ponad dwugodzinnym seansie, podzielonym na dwa akty i kilkanaście utworów. Z perspektywy czasu, może więc nieco dziwić, że RSS zdecydowali się na tak monumentalny dwupłytowy album jak "HDDN", gdzie ciekawsze momenty zostają zdewaluowane przez słabsze. Gdyby jednak nie "holenderska" kaseta, nie bylibyśmy świadomi, że w skondensowanej wersji, RSS mogą powiedzieć dwa razy więcej, niż pozbawieni czasowych ograniczeń. Okazuje się bowiem, że "Y00R00B B0TH" swą dramaturgią, intensywnością i nowymi muzycznymi koncepcjami zostawia "HDDN" z tyłu. Z resztą odnoszę wrażenie, że im krótsze formy tym korzystniej i bardziej intrygująco prezentuje się RSS B0YS. Świadczyć o tym może także epka "YNH00 YP" będąca zapowiedzią "HDDN", zaskakująca lekkością brzmień, zwiewnością narracji i ciekawymi eksperymentami z motoryką, bliższą nieregularnej rytmice IDM niż techno. Wróćmy jednak do kasety "Y00R00B B0TH", która chyba wbrew intencjom wydawców i artystów okazuje się głównym daniem, spośród zmasowanego ataku świeżych eresesowych wydawnictw.

Pierwsza część "Y00R00B 0N" oparta została na doskonale perfekcyjnej, rytmicznej pętli, pompującej tempo, mięsistym i zdecydowanym brzmieniem kicków i snare'ów. Mocno hipnotyzujący i momentalnie porywający do tańca loop, pozostaje w niezmienionej postaci, aż do końca kompozycji, nie irytując nawet przez chwilę swą monotonną obecnością. Jego rolą jest, podobnie jak było to w przypadku "n00w", wessanie słuchacza na drugi plan kompozycji. Tam pod lawiniastym i chropowatym rytmem kryją się iście psychodeliczne zewy, oscylujące w średnich częstotliwościach. Wymiennie z nimi pojawiają się tektoniczne pogłosy, które pięknie biją w tłach powiększając przestrzeń brzmieniową nagrania. Niewielką ilością motywów dźwiękowych zespołowi udaje się utrzymać napięcie przez cały czas kompozycji, co dla RSS wcale nie jest oczywiste, bowiem w mojej opinii, zazwyczaj ten element jest najczęściej zawodzącym w muzyce duetu.

Kompozycja "Y00R00B THRYY", ze strony B, przynosi jeszcze bardziej zaskakujące niespodzianki dla fanów RSS B0YS. Nie dość, że atmosfera nagrania jeszcze się podnosi, momentami osiągając temperaturę wrzenia, to jeszcze pojawia się śmiały wątek melodyczny nie mający dotąd odpowiednika w nagraniach zespołu. Syntezatorowy riff, rzężący brzmieniem tożsamym z gitarą elektryczną, pojawia się już w pierwszych minutach tego piętnastominutowego pandemonium, aby poddany intensywnym modulacją wybrzmiewać, aż po sam koniec kasety, wprowadzając prawdziwie psychodeliczną atmosferą. Zadziornej, cyberpunkowej solówce towarzyszy niezwykle gęsta kipiel szumiących faktur i nakładających się warstw rytmicznych, piętrząca się momentami w potężną ścianę noisu. Intensywnej ekspresji dopełniają piskliwe drony idealnie harmonizujące z brzmieniem lejtmotywu, oraz zdeformowane wokalizy.

Finalnie "Y00R00B B0TH" okazuje się zaskakującym zderzenie transu z noisem. Dzięki intensywnemu zagęszczeniu teł kostropatymi fakturami, podporządkowaniu narracji masywnym, hipnotycznym pętlom, sięgnięciu do industrialnego rezerwuaru brzmień, oraz po punkową charyzmę, a także wprowadzając element melodyczny, udało się wyekstrahować materiał kipiący dramaturgią i miażdżący muzyczną ekspresją. Jednak biorąc pod uwagę ostatnią różnorodność estetyczną, idącą w parze z aktywnością wydawniczą duetu, kierunek w jaki podąża zespół ze swoją unikalną stylistyką, jest równie zagadkowy jak tożsamość jego członków.


* Małe rewolucje

RSS B0YS "Y00R00B B0TH"
2015, New York Haunted